Chcemy odbudować swoją chrześcijańską tożsamość. Istnieje wielka potrzeba odnowy. - dr. Pál Attila Illés, konsulem generalnym Węgier w Gdańsku, rozmawia Aleksandra Plichta
Jak Węgrzy przyjęli Franciszka w swoim kraju w czasie jego ostatniej pielgrzymki?
Papież trafił do naszych serc już wcześniej. Przede wszystkim w 2019 r., kiedy w czasie wizyty w Rumunii odwiedził węgierskie sanktuarium maryjne w Siedmiogrodzie, w miejscowości Csíksomlyó. Potem przewodniczył Mszy Świętej w Budapeszcie na zakończenie Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego we wrześniu 2021 r.
Ostatnia wizyta znowu podniosła nas na duchu. Społeczeństwo węgierskie przyjęło go serdecznie i widać było, że sam papież to wyczuł. Pomimo swojego wieku z wielkim optymizmem uczestniczył w różnych spotkaniach. Można było to zauważyć zwłaszcza podczas spotkania z młodzieżą w hali sportowej w Budapeszcie. Pamiętamy, że św. Jan Paweł II był zawsze najbardziej radosny przy młodych – coś podobnego widzieliśmy także teraz, z udziałem Franciszka.
W jaki sposób Franciszek trafił do serc Węgrów?
Papież zachwycił młodzież spontanicznymi wypowiedziami, a nas wszystkich znajomością historii naszego państwa. Był dobrze przygotowany. Wymieniał naszych królów, świętych, ważne momenty z przeszłości kraju – to zawsze się podoba. Nazwał nas „pomostem między Wschodem i Zachodem”. Zarówno państwo polskie, jak i Węgry, nasze Kościoły, odegrały w historii chrześcijaństwa ważną rolę w tym obszarze. Jesteśmy z tego dumni i czujemy, że również w dzisiejszych czasach mamy misję do spełnienia – bycia właśnie tym pomostem. Obserwacja tego, co się dzieje na Zachodzie, jeżeli chodzi o kondycję duchową w niektórych krajach, tym bardziej motywuje nas do działania. A papież wszystkich Węgrów zawierzył Matce Bożej – Magna Domina Hungarorum, naszej Królowej i Patronce.
Jeżeli chodzi o ocenę tej wizyty, to musimy jednak na nią patrzeć z perspektywy wspomnianego kongresu eucharystycznego sprzed dwóch lat, w którym uczestniczył Franciszek.
Dlaczego ten kongres był tak istotny?
Odbył się w 2021 r., akurat wtedy, gdy w Warszawie trwały uroczystości beatyfikacyjne kard. Stefana Wyszyńskiego. Dla nas kongres ten miał wielkie znaczenie. Po pierwsze dlatego, że wcześniej został już raz zorganizowany na Węgrzech – w 1938 r., w 900. rocznicę śmierci naszego pierwszego króla, św. Stefana. Było to ostatnie wielkie wydarzenie przed II wojną światową i nastaniem komunizmu. Porównywać je można jedynie do obchodów milenium Węgier w 1896 r. Było ono wielkim sukcesem narodu i Kościoła: na różnych spotkaniach oraz uroczystościach zgromadziło tłumy, a udział w kongresie wzięło łącznie ponad 600 tys. wiernych. Przybyli do nas wtedy także pielgrzymi z zagranicy (najwięcej z Polski i Włoch), a atmosfera tamtego czasu była czymś wyjątkowym. Papież Pius XI był reprezentowany na kongresie przez kard. Eugenio Pacellego. Dziesięć lat później, już jako papież Pius XII, w swoim przemówieniu radiowym podkreślał podnoszące na duchu, umacniające wiarę doświadczenia z celebracji eucharystycznych w Budapeszcie. Przez ponad 80 lat odwoływaliśmy się do tego wydarzenia i naturalnym dążeniem węgierskiego Kościoła była chęć powtórzenia tego – bo taki kongres może nam dać na nowo siłę.
Kongres z 2021 r. był zupełnie innym wydarzeniem. W 1938 r. siła chrześcijaństwa i religijność ludzi była inna. Jednak do dziś pamiętamy i jeszcze długo będziemy pamiętali procesję eucharystyczną ze świecami, z udziałem ponad 200 tys. osób – dawno już nie widzieliśmy tylu wiernych na ulicach Budapesztu. Podobne tłumy zebrały się następnego dnia w czasie tzw. Statio Orbis, czyli Mszy Świętej na zakończenie kongresu.
Papież spędził wtedy na Węgrzech niecały dzień…
Dwa lata temu Franciszek przyjechał tylko na ostatni dzień kongresu, właściwie na jego zakończenie. Pozostawiło to po sobie uczucie niedosytu – chcieliśmy więcej. Choć było to wydarzenie międzynarodowe, to większość uczestników stanowili Węgrzy, którzy przyjęli Franciszka z wielką sympatią. Myślę, że to musiało wzruszyć papieża i przyczynić się do jego decyzji o powrocie na Węgry.
Teraz Franciszek przebywał u nas o wiele dłużej, przez kilka dni. Wiele się zmieniło od tamtej pory w Europie i na świecie, ale traktujemy papieską pielgrzymkę jako całość – zakończenie tego, co miało miejsce w 2021 r.
Czy teraz również Węgrzy licznie przybyli na spotkanie z Franciszkiem?
W ciągu trzech dni wizyty setki tysięcy ludzi miało okazję spotkać się z papieżem, większość z nich uczestniczyła w niedzielnej Mszy Świętej na placu Kossutha. Biorąc pod uwagę, że teraz mieliśmy niecałe dwa miesiące na przygotowania, był to ogromny sukces, że udało się w ten sposób wszystko zorganizować. Tyle spotkań, tyle wydarzeń i tylu przedstawicieli różnych grup społeczeństwa węgierskiego – zaczynając od przywódców państwowych Węgier, przez przedstawicieli Kościoła, biednych, potrzebujących, chorych i uchodźców, na młodzieży kończąc. Nadal trwamy w duchu i atmosferze tego wydarzenia.
Duża część Węgrów, nie tylko wierzących, wyszła na ulice, by zobaczyć głowę Kościoła. Entuzjazm ludzi był dla obserwatorów niespodzianką. Odbiór wizyty był pozytywny także w mediach.
Co pielgrzymka wniosła w kontekście obecnej sytuacji politycznej?
Wizyta miała dwa wymiary – przede wszystkim duszpasterski, nie polityczny, co było podkreślane wspólnie przez zwierzchników zarówno kościelnych, jak i państwowych. Dużo się jednak zmieniło od ostatniego spotkania z papieżem, wybuchła wojna w naszym sąsiedztwie, obok której nie można było przejść bez refleksji.
I papież czynił takie refleksje w czasie wizyty na Węgrzech. Jednoznacznie opowiadał się po stronie pokoju, domagał się go. Na pierwszym spotkaniu w kancelarii premiera Węgier stawiał pytanie odnośnie do Ukrainy: „gdzie są twórcze wysiłki na rzecz pokoju”? Wezwał przywódców narodów, aby dawali „młodym pokoleniom przyszłość nadziei, a nie wojny; przyszłość pełną kołysek, a nie grobów; świat braci, a nie murów”. W następnym dniu spotkał się z metropolitą arcybiskupem Hilarionem, byłym współpracownikiem Cyryla z Patriarchatu Moskwy i całej Rusi. Z kolei w czasie konferencji prasowej w samolocie Franciszek wspominał, że Watykan robi wszystko, aby jak najszybciej doprowadzić do oczekiwanego pokoju na Ukrainie. Istotne jest to, że papież przyjechał w piątek, a jeszcze w czwartek wieczorem przyjął w Watykanie premiera Ukrainy.
Miejmy nadzieję, że starania papieża, jego modlitwa, prędzej czy później wydadzą owoce. A jeżeli chodzi o wymiar duszpasterski, to potrzebujemy tych owoców, troski i modlitwy, biorąc pod uwagę stan Kościoła katolickiego na Węgrzech.
Jak można określić ten stan?
Węgry to kraj, który przed II wojną światową był całkowicie chrześcijański. Przez dziesięciolecia, także po upadku komunizmu, powtarzaliśmy dane z końca lat czterdziestych. Wtedy po raz ostatni przy oficjalnym spisie ludności uwzględniano wyznanie: ok. 67 proc. katolików, 25 proc. ewangelików reformowanych (kalwinów), 5 proc. ewangelików augsburskich (luteran) oraz niewielki procent członków innych wspólnot – takie miało być społeczeństwo węgierskie. Porównując to z sytuacją po zmianie systemu, obserwujemy duży spadek. Na początku lat dziewięćdziesiątych kilka procent deklarowało bezwyznaniowość, natomiast teraz jest to już blisko 20 proc. Liczba katolików spadła znacząco – do 37 proc. Można powiedzieć, że kraj uległ sekularyzacji i laicyzacji w stosunku nawet do sytuacji z 1990 r., nie mówiąc już o stanie sprzed II wojny światowej czy po niej. Jednak cały czas mamy nadzieję, że sytuacja ta się zmieni.
Chcemy odbudować swoją chrześcijańską tożsamość. Sami widzimy też pewne zmiany. Dostrzegamy znaczenie wychowania młodzieży w duchu chrześcijańskim w szkołach prowadzonych przez Kościoły. W tej chwili ponad 20 proc. szkół średnich należy do Kościołów katolickiego i protestanckiego. Są uniwersytety katolickie i protestanckie. To duży potencjał, który – umiejętnie wykorzystany – przynieść może już niedługo znaczące owoce. Widzimy siłę różnych grup religijnych, ich prężne działania, szczególnie wśród młodych ludzi. Istnieje wiele stowarzyszeń, które wiarę ożywiają, ubogacają i służą w ten sposób Kościołowi na Węgrzech. Poprzez swoje działania przyczyniają się do formacji społeczeństwa i podejmują apostolstwo. Stają się siłą, która ewangelizuje kraj na nowo. Wielkie pole działania dla Kościołów stanowi także praca charytatywna.
Patrząc na powyższe dane – istnieje wielka potrzeba odnowy. Liczymy na to, że takie spotkania, jakie miały miejsce teraz i dwa lata temu, wydadzą owoce w życiu Kościoła i społeczeństwa węgierskiego.