19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Ojciec Święty: Jezus rozświetla noce serca

Ocena: 0
1013

Potrzebujemy chrześcijan światłych, ale przede wszystkim jaśniejących, którzy z czułością dotkną ślepoty swoich braci i sióstr; którzy gestami i słowami pocieszenia rozpalą w mrokach światła nadziei – mówił Papież podczas Mszy na stadionie w Nikozji.

fot.PAP/EPA

Witając Ojca Świętego na początku liturgii łaciński patriarcha Jerozolimy, abp Pierbattista Pizzaballa OFM, podkreślił rolę Cypru w pierwszym głoszeniu Ewangelii poganom. Stał się on miejscem kreatywności ewangelizacji a także miejscem inkulturacji, spotkania i dialogu, przyjęcia Dobrej Nowiny, synonimem przezwyciężania granic etnicznych, kulturowych i religijnych.

Zaznaczył, że cechę tę można dostrzec w całej historii Cypru. W 1291 r. znalazły tu schronienie wspólnoty zakonne, które uciekły z Ziemi Świętej, szczególnie franciszkanie. „Cypr dzieli rany Europy i Bliskiego Wschodu, rany, które są jednocześnie podziałami politycznymi i wojskowymi, a trzeba przyznać, nie bez goryczy, także podziałami religijnymi” – przypomniał abp Pizzaballa, dodając że stolica kraju, Nikozja, jest ostatnią europejską stolicą, w której wciąż widać mur podziału, głęboką ranę na dzisiejszej wyspie.

Łaciński patriarcha Jerozolimy wyraził wdzięczność Kościołowi prawosławnemu, który szczególnie na Cyprze, wykazuje oznaki wielkiej otwartości i przyjaźni wobec Kościoła katolickiego, pozwalając nawet na sprawowanie Eucharystii w swoich kościołach. Życzył, aby Cypr stał się dla innych Kościołów wzorem jedności i harmonii, spotkania i szczerej przyjaźni.

Abp Pizzaballa podkreślił wielkie zróżnicowanie narodowościowe i kulturowe dzisiejszej cypryjskiej wspólnoty katolickiej. „To sprawia, że wierzymy, iż pojednanie w Chrystusie jest możliwe, że Chrystus może pokonać nasze lęki, że może przejść przez drzwi naszych zamkniętych klasztorów i powiedzieć «Pokój wam»” – powiedział. Wyraził nadzieję, że region Morza Śródziemnego może wnieść swój wkład w budowanie prawdziwej chrześcijańskiej Caritas, Miłości, która na Krzyżu uczyniła nas wszystkich braćmi, synami i matkami.

Publikujemy tekst papieskiej homilii:

Dwaj niewidomi, gdy Jezus przechodzi obok, wykrzykują Mu swoją nędzę i swoją nadzieję: „Ulituj się nad nami, Synu Dawida!” (Mt 9, 27). „Syn Dawida” był tytułem przypisywanym Mesjaszowi, którego proroctwa zapowiadały, jako pochodzącego z rodu Dawida. Dwaj bohaterowie dzisiejszej Ewangelii są zatem niewidomi, a jednak widzą to, co najważniejsze: uznają Jezusa za Mesjasza, który przyszedł na świat. Zatrzymajmy się nad trzema etapami tego spotkania. Mogą one pomóc nam, na tej adwentowej drodze, w przyjęciu Pana, który przychodzi.

Pierwszy etap: pójść do Jezusa, by zostać uzdrowionym. Tekst mówi, że dwaj niewidomi wołali do Pana, gdy szli za Nim (por. w. 27). Nie widzą Go, ale słyszą Jego głos i podążają za Jego krokami. Szukają w Chrystusie tego, co przepowiedzieli prorocy, to znaczy znaków uzdrowienia i współczucia Boga pośród swego ludu. W tym kontekście, Izajasz napisał: „przejrzą oczy niewidomych (35, 5). A także jeszcze jedno proroctwo, zawarte w dzisiejszym pierwszym czytaniu: „oczy niewidomych, wolne od mroku i od ciemności, będą widziały” (29, 18). Ci dwaj z Ewangelii ufają Jezusowi i idą za Nim w poszukiwaniu światła dla swoich oczu.

Bracia i siostry, dlaczego ci dwaj ludzie ufają Jezusowi? Ponieważ dostrzegają, że w mrokach historii jest On światłem, które rozświetla noce serca i świata, które pokonuje ciemności i przezwycięża wszelką ślepotę. Również my to wiemy, także i my nosimy ślepotę w naszych sercach. Podobnie jak dwaj niewidomi, my również jesteśmy wędrowcami, często pogrążonymi w ciemnościach życia. Zatem pierwszą rzeczą, którą należy zrobić, jest pójście do Jezusa, jak On sam o to prosi: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28).

Któż z nas nie jest w jakiś sposób zmęczony i obciążony? Jednakże stawiamy opór przed pójściem do Jezusa. Często wolimy pozostać zamknięci w sobie, pozostać sami ze swoimi ciemnościami, trochę się nad sobą poużalać, przyjmując złe towarzystwo smutku. Lekarzem jest Jezus: tylko On, prawdziwa światłość, która oświeca każdego człowieka (por. J 1, 9), daje nam obfitość światła, ciepła, miłości. Jedynie On uwalnia serce od zła. Możemy zadać sobie pytanie: czy zamykam się w ciemności melancholii, która wysusza źródła radości, czy też idę do Jezusa i przynoszę Mu moje życie? Czy idę za Jezusem, czy „ruszam” za Nim, czy wykrzykuję Mu swoje potrzeby, czy oddaję Mu swoje rozgoryczenie? Zróbmy to, dajmy Jezusowi możliwość uzdrowienia naszych serc. To jest pierwszy krok, ale uzdrowienie wewnętrzne wymaga uczynienia jeszcze dwóch.

Drugim jest wspólne niesienie ran. W tym opowiadaniu ewangelicznym nie ma uzdrowienia pojedynczego niewidomego, jak na przykład w przypadku Bartymeusza (por. Mk 10, 46-52) czy człowieka niewidomego od urodzenia (por. J 9, 1-41). Tutaj jest dwóch niewidomych. Znajdują się razem w drodze. Razem dzielą cierpienie z powodu swego stanu, razem tęsknią za światłem, które może zabłysnąć w sercu przeżywanych przez nich nocy.

Tekst, który słyszeliśmy, mówi zawsze w liczbie mnogiej, ponieważ ci dwaj czynią wszystko razem. Obaj idą za Jezusem, obaj wołają do Niego i proszą o uzdrowienie. Nie każdy sam dla siebie, lecz razem. Znamienne jest to, że mówią do Chrystusa: ulituj się nad nami. Używają słowa „my”, nie mówią: „ja”. Nie myślą o własnej ślepocie, ale wspólnie proszą o pomoc. Oto wymowny znak życia chrześcijańskiego, oto charakterystyczny rys ducha eklezjalnego: myśleć, mówić, działać jako „my”, porzucając indywidualizm i roszczenia samowystarczalności, które powodują niemoc serca.

Dwaj niewidomi, dzieląc się swoim cierpieniem i braterską przyjaźnią, uczą nas bardzo wiele. Każdy z nas jest w jakiś sposób ślepy z powodu grzechu, który nie pozwala nam „widzieć” Boga jako Ojca, a innych ludzi jako braci. To właśnie czyni grzech: zniekształca rzeczywistość: sprawia, że widzimy Boga jako władcę, a innych jako problemy. Jest to dzieło kusiciela, który fałszuje rzeczy i pragnie nam je ukazać w negatywnym świetle, aby nas pogrążyć w przygnębieniu i zgorzknieniu. To okropny smutek, który jest niebezpieczny, nie pochodzi od Boga i łatwo się wkrada w samotność. Dlatego nie można samemu stawić czoła mrokom. Jeśli zmagamy się z naszą wewnętrzną ślepotę sami, jesteśmy przytłoczeni. Musimy stanąć jeden obok drugiego, dzielić się naszymi ranami, razem wyruszać w drogę.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 18 kwietnia

Czwartek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba.
Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 44-51
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter