19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Nowa ewangelizacja: najważniejsze wyzwanie

Ocena: 0
6086
Katechizacja i duszpasterstwo, jeśli nie są poprzedzone doprowadzeniem człowieka do osobistego spotkania z Bogiem, są jak dmuchanie w dziurawą dętkę. Dlatego Kościół nie ma innego wyjścia, jak wziąć się na serio za ewangelizację!
"Sydney w Warszawie" – Światowe Dni Młodzieży w 2008 roku
stały się okazją do ewangelizacji na warszawskim Powiślu

Chociaż Polska wciąż należy do najbardziej religijnych krajów Europy, nie jest wolna od silnych nurtów sekularyzacyjnych. Blisko 90 proc. Polaków deklaruje się jako chrześcijanie, jednak według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego z 2012 roku około 60 proc. z nas praktykuje swoją wiarę niesystematycznie, a kolejne 20 proc. to zadeklarowani niepraktykujący. – Trzeba sobie jasno powiedzieć, że jesteśmy – przynajmniej w niektórych diecezjach, gdzie do Kościoła chodzi 10 proc. ludzi – na etapie misyjnym, a nie podtrzymywania chrześcijaństwa – uważa współorganizator „Przystanku Jezus” bp Edward Dajczak.

Co się stało, że jeśli kiedyś ewangelizowanie zmierzało do rozbudzenia w wierzących ostygłej wiary, to dziś jest to często walka o wiarę człowieka spoganiałego? Przeciwieństwem wiary nie jest bowiem niewiara, ale szerzące się pogaństwo. – Dziś nie wystarczy jedynie przepowiadanie katechetyczne, które ma służyć pogłębieniu wiary, ponieważ Jezus Chrystus dla wielu chrześcijan przestał być istotą wiary. Nie przyjęli bądź nie znają Dobrej Nowiny. Co więc w nich ma katecheza pogłębiać? – pyta redemptorysta o. Jacek Dubiel, członek Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji przy Konferencji Episkopatu Polski, odpowiedzialny za trwający właśnie na warszawskim Ursynowie II Ogólnopolski Kongres Nowej Ewangelizacji.

Wielu kapłanów zadaje sobie dziś pytanie, co robić, by wierni nie tylko z Kościoła nie odchodzili, ale mieli także entuzjazm w dawaniu świadectwa o swojej wierze? – Trzeba, nie rezygnując z katechizowania i codziennego duszpasterstwa, przywrócić działaniu Kościoła właściwy porządek. Zacząć od fundamentu, który określa główny cel istnienia Kościoła, czyli od zewangelizowania: doprowadzenia człowieka do doświadczenia osobistego, przemieniającego spotkania z Bogiem, który jest miłością – odpowiada krótko o. Dubiel.

Jak to robić i czym jest owa Nowa Ewangelizacja?


POBUDZANIE OLBRZYMA

Kościół był, jest i będzie dla ewangelizacji. Wszystko, co Kościół robi, można by sprowadzić do głoszenia na różne sposoby Ewangelii. A że każda ewangelizacja jest tu i teraz, dostosowana do wyzwań i potrzeb współczesnego człowieka, jest to Nowa Ewangelizacja. Z kolei – jak zauważa bp Grzegorz Ryś, przewodniczący Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji przy KEP – wszystko, co Kościół ma w kontekście ewangelizacji do zrobienia, może i powinno dziać się w parafii. A ta ma potężny potencjał kapłanów i wiernych. Dlatego na ubiegłorocznym watykańskim synodzie poświęconym Nowej Ewangelizacji nazwano parafię uśpionym olbrzymem.

Dlaczego olbrzym śpi? – Parafie może usypiać poczucie, że nie jest jeszcze tak źle, bo np. na Podhalu 80 proc. ludzi chodzi co niedziela do kościoła. Przekonanie, że wszystko w parafii jest dobrze zorganizowane, uporządkowane, może uśpić kapłanów, a przykościelne wspólnoty skłonić, by zadowoliły się faktem, że ich członkom jest ze sobą dobrze, i zajęły się same sobą. Ale częściej jest tak, że duszpasterze i odpowiedzialni wspólnot widzą swoją bezradność, dochodzą do ściany. Robią, co mogą, i mają poczucie, że to nie przynosi owoców. Chcą, ale nie wiedzą jak – mówił bp Ryś w trakcie przygotowań do wspomnianego Kongresu, którego hasłem jest właśnie „Budzenie Olbrzyma”.

– Żywa relacja z Jezusem Chrystusem osób przychodzących regularnie do kościoła, przyjmujących sakramenty, wielu duszpasterzom wydaje się faktem tak oczywistym, że zaczęli swoich wiernych prowadzić jedynie drogą pewnej poprawności religijnej czy moralnej. Jednak to się nie sprawdza. Wierni stawiają pytania: dlaczego mam być wierny Bogu, Kościołowi, jakimś zasadom moralnym? Pytają, bo nie znają Dobrej Nowiny. Dlatego tak ważny jest powrót do kerygmatu (patrz: ramka). Chrześcijaństwo to nie jakaś ideologia, system wartości moralnych, ale religia spotkania człowieka z Bogiem. Dlatego Kościół nie potrzebuje nawracaczy, mentorów, moralizatorów, ale wiarygodnych świadków – mówi o. Dubiel. Nie bez powodu Jan Paweł II w liście apostolskim Novo Millennio Ineunte pisał, że „ludzie naszych czasów, choć może nie zawsze świadomie, proszą dzisiejszych chrześcijan, aby nie tylko «mówili» o Chrystusie, ale w pewnym sensie pozwolili im Go «zobaczyć»”.

KERYGMAT to pierwsze głoszenie Dobrej Nowiny, bez której katecheza nie ma sensu. Opiera się na sześciu prawdach duchowego życia chrześcijanina:

1. Bóg kocha człowieka i ma dla niego swój, wspaniały plan.

2. Człowiek przez grzech oddzielony jest od Boga i Jego łaski.

3. Bóg nie zostawia człowieka jego grzeszności. Jesteśmy zbawieni przez odkupienie w posłanym przez Boga Jego Synu – Jezusie Chrystusie, który umarł za nasze grzechy i zmartwychwstał.

4. By to odkupienie przyjąć, trzeba odpowiedzieć na Jego propozycję przez wiarę, nawrócenie oraz przyjęcie Chrystusa jako osobistego Pana i Zbawiciela.

5. Chrystus, wniebowstępując, realizuje swoją obietnicę – posyła człowiekowi Ducha Świętego. Należy Go przyjąć, by uzdalniał nas do życia wiarą, nadzieją i miłością, według woli Bożej.

6. Dar nowego życia według Ducha Świętego potrzebuje środowiska realizacji i wzrostu – wspólnoty.

Jako duży problem w parafiach o. Dubiel wymienia także utożsamianie praktyk religijnych z żywą wiarą. – Duszpasterze mają kłopot z przebiciem się do świadomości tych swoich wiernych, dla których wierzyć to to samo, co chodzić do kościoła. Nie przyjdzie więc im nawet do głowy, by szukać dodatkowo jakiejś osobistej relacji z Jezusem Chrystusem. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że mamy wtedy do czynienia z osobami praktykującymi, ale tak naprawdę niewierzącymi – przyznaje o. Dubiel.

PASTORALNE NAWRÓCENIE

Czego parafiom – duszpasterzom i grupom przyparafialnym – brakuje, że kuleje w nich ewangelizacja? Papież Franciszek apelował niedawno do młodych całego świata: „Róbcie raban! Chcę rabanu w waszych diecezjach. Chcę, by Kościół wyszedł na ulice. Żeby odrzucił ziemską powłokę, wygodę, klerykalizm, żebyśmy przestali zasklepiać się w sobie”. Ale do tzw. nawrócenia pastoralnego, czyli wyjścia poza nieraz ciasne ramy duszpasterstwa, na zewnątrz, poza salki, w których się spotykają wspólnoty, Kościół zachęca już od chwili, kiedy na pierwszych chrześcijan zstąpił Duch Święty.

– Mamy tendencję do zajmowania się sobą, zapominania o tych, którzy są na peryferiach życia religijnego parafii, nie przychodzą do kościoła. A przecież mamy szczęście, że żyjemy w niezwykłych, choć wymagających czasach. Mamy Papieża chcącego robić raban, świadka wychodzenia do innych. Możemy grać w jego drużynie. Potrzebujemy więc, ja sam potrzebuję, przemiany, nawrócenia do ewangelizowania, właśnie przebudzenia, zwłaszcza w Warszawie, która jest – trzeba to powiedzieć – spoganiała – tłumaczy ks. prałat Roman Trzciński, delegat archidiecezji warszawskiej do Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji przy KEP.

JAK TO SIĘ ROBI?

Nawet kiedy jesteśmy uśpieni i mamy kiepskie metody, ewangelizacja w Kościele dokonuje się. Bóg robi swoje. Trzeba tylko dać Mu się poprowadzić. Jest wielu ludzi, którzy doświadczają nawrócenia, spotykają w cudowny sposób w swoim życiu Jezusa Chrystusa. Wystarczy nakłonić ich, by o tym mówili. I przyłożyć ucho, posłuchać; dać się ewangelizować – zachęca ks. Trzciński. Kościół ma dziś jednak i wypracowane narzędzia ewangelizacji, i sprawdzoną drogę ewangelizowania, którą już ktoś przeszedł. W dzieło Nowej Ewangelizacji wprzęga się dziś multimedia, muzykę, pantomimę, Internet, SMS itd. Gdy Jan Paweł II wezwał do Nowej Ewangelizacji, powstały w różnych miejscach szkoły ewangelizacji, żeby wspomnieć choćby Jeunesse-Lumi?re (Dzieci Światłości) o. Daniela Ange’a. I zaczęła się wymiana doświadczeń. W samej archidiecezji warszawskiej jest ok. 40 środowisk, które podejmują się ewangelizacji lub są predestynowane do tego, by to robić. – Organizujemy II Kongres Nowej Ewangelizacji głównie dla tych, którzy chcą ewangelizować. Stąd zależało nam tak bardzo na udziale w Kongresie jak największej liczby kapłanów i wspólnot. Chcemy się nad tymi narzędziami – przynajmniej tymi, które uważamy za najlepsze do zastosowania w parafiach, jak Kursy Alfa czy „Komórki Parafialne” ks. Pigiego Periniego – wspólnie pochylić. Niechże się tym zachwycą i spróbują zastosować u siebie – mówi ks. Trzciński.

CO TO ZNACZY SPOTKAĆ JEZUSA?

To znaczy doświadczyć Jego obecności i miłości pod wpływem m.in. słów Pisma Świętego, świadectwa Kościoła o Jezusie, pod działaniem Ducha Świętego. Trudności rodzi fakt, że dziś mamy skłonność do polegania na swoich zmysłach. Chcemy dotknąć, poczuć, zobaczyć. Tymczasem to wewnętrzne, głębokie przekonanie, że jedynym moim Panem, drogą mojego życia jest – lub chcemy, by był – Jezus Chrystus, nie wynika z intelektualnych rozważań czy emocji, które nam towarzyszą. To swojego rodzaju zakochanie się w miłości Boga w sposób nieodwracalnie zmieniający nasze życie. To także moralna pewność, że wiem, Komu zaufałem, która rodzi się w sercu człowieka, a której nikt i nic nie jest w stanie zakwestionować czy mi odebrać.

o. Jacek Dubiel CSsR

Ale są też uniwersalne narzędzia ewangelizacji. – Priorytetem w ewangelizacji powinno być przekazanie kerygmatu, w tym ukazanie człowiekowi ewangelizowanemu, kim jest dla Boga, jak jest bardzo dla Boga ważny. Ludzie tego nie wiedzą. Czasem pokazujemy chrześcijaństwo z mało ciekawej dla człowieka strony, czyli wyliczając jego powinności wobec Boga. Ale Bóg tak nie zaczyna. On najpierw obdarowuje swoją miłością, a swoim uczniom mówi: „Błogosławieni jesteście”, a potem dopiero: „Pójdź za Mną” – zauważa bp Dajczak.

Najlepszą jednak formą ewangelizacji jest – mówiąc o miłości Bożej – tę miłość innym okazywać. – Trzeba też mieć dużo cierpliwości, nie nastawiać się i nie oczekiwać natychmiastowych rezultatów. Potrzebna jest wiara, że to Bóg działa. On ma do powiedzenia ewangelizowanemu człowiekowi znacznie więcej i lepiej niż my – wskazuje o. Dubiel.

NAJPIERW WSPÓLNA KAWA

Ciekawym doświadczeniem dzieli się Wojciech Gałązka z diakonii ewangelizacji Domowego Kościoła w diecezji warszawsko-praskiej. – Zawsze, kiedy ktoś zaczepiał mnie na ulicy, pytając, kim jest dla mnie Jezus Chrystus, miałem odruch ucieczki. Nie wiem, kim jest ten, kto pyta, jakie ma intencje i czy mnie w ogóle lubi. I zawsze myślę: „Pytasz mnie o moje relacje z Bogiem, a może najpierw wspólna kawa?” – mówi Gałązka.
Ewangelizacja zawsze opiera się na świadectwie osobistej relacji Boga z człowiekiem

– Inna rzecz, która mnie zawsze wprawiała w konsternację, to obrona Pana Boga, podejmowana przez „ewangelizatora” nieraz za wszelką cenę, przed ludźmi niewierzącymi lub mającymi do Boga lub Kościoła jakieś pretensje. To tak jakby uważać, że jeśli udowodnimy ateiście, że my mamy rację, a on nie, to zapłonie w nim wiara w Boga i się nawróci. Obawiam się, że tym bardziej będzie się od Kościoła trzymał z daleka – mówi z uśmiechem.

– Doszliśmy w Domowym Kościele do wniosku, że aby kogoś nawrócić czy spowodować, że będzie chciał choćby zbliżyć się do Pana Boga, trzeba najpierw dowiedzieć się, co się stało, że odrzuca miłość i bliskość Jezusa Chrystusa. Zaczęliśmy pytać ludzi, jak żyją, czego pragną, jakie mają problemy. I okazało się, że małżeństwa mają największy problem z relacjami małżeńskimi. Dlatego stworzyliśmy „Samochodową randkę małżeńską” i warsztaty małżeńskie „Nawigacja w rodzinie”. Zaczęliśmy z małżeństwami rozmawiać o ich problemach i zawsze dochodziliśmy z nimi do punktu, gdzie najlepszym rozwiązaniem dla ich życia, ich małżeństwa okazywał się Pan Bóg, przylgnięcie do Jego miłości i przyjęcie Bożego planu dla tego małżeństwa. I to naprawdę działa! Ludzie zaczęli zbliżać się do Boga, ratować swoje małżeństwa. Sami zastanawialiśmy się nad tym, jak to się ma do kerygmatu. Ale właśnie to jest wspaniałe, że kerygmat nie jest do stosowania w laboratoryjnych, sterylnych warunkach, ale odnosi się do praktyki codziennego życia każdego człowieka. Jeżeli ludzie na ulicy zobaczą ewangelizacyjny sztandar z najwznioślejszym nawet hasłem, ale nie będzie to dotyczyło ich życia, przejdą obojętnie obok – opowiada Wojciech Gałązka.

Podobnie ostatnim z pomysłów w Ruchu Światło-Życie jest ewangelizacja na dyskotekach, czyli znowu pójście do ludzi tam, gdzie oni są. Z takich akcji powstało w diecezji warszawsko-praskiej już kilka wspólnot oazowych, liczących po 60-80 osób.

Żeby człowieka nawrócić, trzeba dotrzeć do jego serca. Modlić się za niego i po prostu go lubić. Tak jak Jezus Chrystus swoich uczniów i każdego z nas.

ZEWANGELIZOWANI

Karol (29 lat)

Byłem tzw. niedzielnym katolikiem aż do przełomu, jakim w moim podejściu do Boga stał się Kurs Alfa. Do wzięcia w nim udziału namówił mnie brat. „Zaryzykowałem” swój wolny czas, poszedłem i od pierwszego spotkania wciągnęła mnie atmosfera Kursu: normalni, fajni ludzie, którzy z entuzjazmem świadczyli, jak w prosty i trwały sposób Bóg przemienia ich życie. W tym środowisku, we wspólnocie odnalazłem Jezusa – mojego Boga, który mnie kocha i umarł za mnie, bym był zbawiony.

Edyta (27 lat)

Jako nastolatka żyłam uciechami – jak to się mówi – tego świata, ale w głębi serca wiedziałam, że wszystko, co mnie spotyka, nie wypełnia mnie, nie tego szukam. Dziś wiem, że to było szukanie Boga. W pewnym momencie – mimo że długo opierałam się propozycjom różnych wspólnot kościelnych – dałam się namówić na uczestnictwo w Kursie Filipa. Było mi to zupełnie obce, ale chciałam w swoim życiu zmiany. I Bóg jej dokonał. W czasie modlitwy o przebaczenie doświadczyłam, jak bardzo potrzebuję przebaczającej miłości Boga, a jednocześnie jak bardzo jestem przez Niego kochana. Odtąd już wszystko jest inaczej. Weszłam we wspólnotę „Woda Życia”, zmieniłam swoje życie. I jeszcze jedno. Na kursie była propozycja, żeby poprosić Jezusa o coś dla siebie. I wyprosiłam sobie wspaniałego męża.

Krzysztof (35 lat)


Od dzieciństwa słyszałem w kościele: rób to, a nie rób tamtego, bo cię Bóg ukaże. A generalnie, to Bóg mnie stworzył, a potem umarł za mnie na krzyżu, więc jakaś wdzięczność się należy! I dla mnie to było OK. Nie miałem nigdy problemów z wiarą w Boga, więc starałem się być wdzięcznym i mało grzeszyć. Ale starania sobie, a życie sobie. Ciężko było ciągnąć życie po chrześcijańsku na samym posłuszeństwie nauce Kościoła. Ale to się zmieniło, gdy dałem się namówić na wstąpienie do Ruchu Światło-Życie. Na oazie padła propozycja, by przyjąć Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela. Pomyślałem: „Poddawać się komukolwiek, by nade mną panował?”. Poszedłem się pomodlić i zapytałem: „Kim, Jezu, jesteś, żebym to zrobił. Przekonaj mnie”. Nie skorzystałem od razu z tamtej propozycji, ale Jezus zaczął odpowiadać na moją modlitwę: przez słowa Ewangelii, świadectwa innych osób, dostrzeżenie, że Eucharystia jest pamiątką Jego śmierci za człowieka. A z odpowiedzią na pytanie, kim jest dla mnie Jezus, znalazłem odpowiedzi na inne pytania dotyczące mojego życia. Jak mówi jedna z pieśni – pochwyciłem Go i już nie puszczę.

Iza (25 lat)

Nigdy nie miałam kryzysu wiary ani przygód z używkami czy bezbożnym życiem. Ale tylko tyle mogłam o swojej wierze powiedzieć. W pewny momencie wstąpiłam do wspólnoty „Woda Życia”, a przy okazji był to w moim życiu rok wielu osobistych, trudnych wydarzeń. I wtedy wspólnota była dla mnie ogromnym wsparciem, doświadczeniem, że Bóg realnie kocha każdego osobiście. Ważne dla mnie jest także to, że jesteśmy wspólnotą ewangelizacyjną. Działania, które podejmujemy, nasze mówienie o Jezusie sprawia, że wciąż sama siebie ewangelizuję i umacniam w Jego miłości.

Piotr (46 lat)

W młodości nie zaprzątałem sobie głowy Bogiem i tym, czego nauczał Kościół. Miałem fantastycznego ojca, który zastępował mi i bratu także matkę. Opiekował się nami, jak umiał, choć nie docenialiśmy tego, jednak kiedy miałem 16 lat, zacząłem sobie zadawać pytania o to, jak żyć. Poprosiłem ojca o rozmowę i zapytałem, dlaczego jest, jaki jest, a on odpowiedział, że stara się brać przykład z Jezusa, który z miłości do niego oddał swoje życie. Postanowiłem więc poznać Boga mojego ojca. Zapisałem się na religię, wstąpiłem do Ruchu Światło-Życie, zacząłem poznawać historie biblijne i środowisko ludzi, dla których Jezus był Kimś! Zafascynowała mnie wiara Abrahama, który miał nadzieję wbrew nadziei, a przede wszystkim historia Jezusa Chrystusa, który umarł na krzyżu także za mnie. Uwiódł mnie wtedy, a ja dałem się uwieść. Ujarzmił mnie, buntownika, swoją miłością, a ja dałem się ujarzmić (Jr 20, 7). Stał się Panem mojego życia i wciąż je zmienia. Nie mam wątpliwości, że na lepsze.

Kasia (25 lat)

Jak wiele innych osób nie miałam kłopotów z praktykami religijnymi. Jednocześnie Bóg był dla mnie abstrakcją; był w niebie i nie zawracał sobie głowy człowiekiem. Moja wiara zmieniła się, nabrała radości i mocy, kiedy spotkałam kapłana, który zaczął mi przybliżać osobowego Boga, który obdarza mnie swoją bezwarunkową miłością i którego – co dla mnie bardzo ważne – także ja mogę kochać. I tak, kiedy do Bożej miłości przylgnęłam, zostałam zewangelizowana.

Radek Molenda
fot.
arch. wspólnoty Emmanuel
Idziemy nr 38 (419), 22 września 2013 r.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter