– Równie straszne jak tragedia w Nicei – powiedziała moja przyjaciółka, która jest w pełni Francuzką, bez żadnych polskich czy innych korzeni – jest poczucie, że musimy się do takich wydarzeń przyzwyczajać. Że nie ma nadziei, iż to się odwróci.
Ale to nieprawda, że nie ma nadziei. Mówiliśmy o tym w telewizyjnym studio TV Polsat, gdy po modlitwie Anioł Pański wysłuchaliśmy słów papieża Franciszka. „Niech Bóg, dobry Ojciec, przyjmie wszystkie ofiary do swego pokoju, wspiera rannych i pocieszy rodziny. Niech rozproszy On wszelkie plany terroru i śmierci, aby żaden człowiek nie ośmielił się już przelać krwi brata” – powiedział papież.
I to właśnie są słowa nadziei. Chociaż wszyscy naokoło mówią, że „co może papież, kiedy realnie trwa wojna” – ale przecież ten właśnie papież mówi o tym od dawna. O pełzającej wojnie, która się toczy na świecie. I dlatego wzywa do wzajemnego miłosierdzia, do wybaczenia, do pojednania. Dlatego wydaje walkę odrzuceniu, wykluczeniu, pohańbieniu człowieka. Apeluje o wsparcie dla tych, którzy sprzeciwiają się handlowi ludźmi, prostytucji, gangom narkotykowym.
Nadzieję wlewa papież w nasze serca, kiedy z ufnością zwraca się do Boga, który może „rozproszyć wszelkie plany terroru i śmierci”. Nadzieja jest w modlitwie, na jakiej spontanicznie zebrały się w nicejskiej katedrze tłumy wiernych. Ktoś może cynicznie powiedzieć, że jak trwoga, to do Boga. Ale tak właśnie ma być, właśnie tak: „do kogo, Panie, pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego”.
– Nadzieją są Światowe Dni Młodzieży – powiedział w tymże programie o. Jacek Szymczak OP, zastrzegając, że nie chodzi o prostą zmianę tematu. To naprawdę jest nadzieja dla świata i to nie dlatego, że tak kiedyś powiedział do młodych ludzi Jan Paweł II: „jesteście nadzieją Kościoła – jesteście moją nadzieją”.
Można dodać: bo gromadzicie się w imię Jezusa Chrystusa, bo Jego nauka was pociąga, bo chcecie, żeby był waszym Mistrzem.
I nie dlatego Światowe Dni Młodzieży są naszą nadzieją, bo odwrócą naszą uwagę od Nicei, od Turcji, od Krymu i Donbasu, od Sudanu i paru jeszcze innych miejsc. Ale dlatego, że ludzie, którzy się na ŚDM gromadzą, chcą innego świata. I są gotowi dla takiego innego świata coś w swoim życiu poświęcić; nie przyjeżdżają na zaproszenie papieża tylko dlatego, żeby „było fajnie”. Potrafią ofiarować modlitwę, post i jałmużnę, a to w dzisiejszym trudnym świecie jest wielką sprawą, coraz większą nawet.
Już ich znamy, są w naszych miastach od kilku dni. Wielu z nich mieszka w polskich rodzinach i, choć czasu brakuje, opowiada o sobie.
Przyjechali z wielu krajów, gdzie życie wcale nie jest łatwe i proste, o czym chyba łatwo zapominamy. Ale teraz są świadkami żywej wiary, i to jest właśnie ten znak nadziei.
Barbara Sułek-Kowalska |