14 września
sobota
Roksany, Bernarda, Cypriana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Jest księdzem od 70 lat

Ocena: 4.75
366

Ks. infułat Stanisław Kur przyjął święcenia kapłańskie z rąk kard. Stefana Wyszyńskiego 23 sierpnia 1953 roku. Jest jednym z najstarszych księży archidiecezji warszawskiej, w listopadzie skończy 94 lata. Przez piętnaście lat był rektorem Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Poniżej publikujemy refleksję ks. infułata Kura przygotowaną na 70-lecie kapłaństwa

W swoim życiu wygłosiłem wiele kazań. Większość z tych kazań, które wygłosiłem to był komentarz do fragmentów biblijnych danej Mszy świętej, a zwłaszcza Ewangelia danej Mszy świętej. To było tak w większości, ale poza tym, czasami miałem tak zwane kazania okolicznościowe, które wygłaszałem w odpowiednim momencie życia, w związku z jakimś wydarzeniem, z jakimś obowiązkiem. Głosiłem na przykład, nie wiem ile razy, kazania o różnej tematyce, np. o męce Pana Jezusa, zwłaszcza w czasie Wielkiego Postu. Głosiłem kazania okolicznościowe na pogrzebach, na ślubach, na innych wydarzeniach z kapłańskiego życia. W ciągu 70 lat, gdyby zebrać te wszystkie kazania, to byłby to spory tom, ale nie zapisywałem zwykle moich kazań, chyba nawet nigdy, nawet nie zwykle, ale chyba nigdy nie zapisywałem swoich kazań, bo nawet jeśli po jakimś czasie sięgałem do tego samego tematu kazania, to nie powtarzałem tego co o nim powiedziałem wcześniej, a co miałem jeszcze w pamięci, tylko ten sam temat już omawiałem w znacznym stopniu inaczej, tak jak mi to odpowiadało do danej sytuacji życiowej. Tych przemówień, tych kazań więc nie liczyłem nigdy, ale było ich w kapłańskim życiu dużo.

Pierwsza moja parafia to była w Radości i tam przeważnie, nie zawsze, ale przeważnie odprawiałem co niedziele trzy Msze z kazaniami. Czyli w czasie jednej niedzieli wygłaszałem trzy kazania. Potem może już nie było takiej sytuacji, ale często było że w czasie jednej niedzieli głosiłem dwa kazania, kiedy już byłem nie w Radości, tylko w innych parafiach.

Jak przygotowałem się do swoich kazań? No przede wszystkim czytałem uważnie tekst, który mam komentować, czy to tak zwane w liturgii lekcje, czyli fragmenty Pisma Świętego z ksiąg biblijnych poza Ewangelią, czy czytałem fragmenty Ewangelii, które mam komentować. Nie miałem w zwyczaju, żeby przechowywać swoje kazania, dlaczego? Nie dlatego, że jakoś przeoczyłem to, że zlekceważyłem to przechowywanie tych kazań, ale dlatego że za każdym razem kiedy mówiłem, to to kazanie było inne niż poprzednio, chociaż był ten sam temat, ale już wypowiedziany inaczej, w takim znacznym stopniu inaczej, już nie mogłem go powtórzyć dokładnie tak, jak dajmy na to trzy lata wcześniej na ten temat mówiłem kazanie, już teraz na ten sam temat mówiłem inaczej, na ten sam powtarzam temat.

Tak w ciągu kapłańskiego życia, jakoś tak było, że nigdy nie miałem jednego kazania, które gdzieś tam przechowałem i mogłem z niego korzystać w różnych okolicznościach kapłańskiego i kościelnego życia, bo po jakimś czasie już to kazanie dla mnie było nieodpowiednie, musiałem w innych czasach, w innej epoce inaczej poruszyć ten sam temat, co poruszałem go wcześniej przed kilku laty. Tak więc nigdzie nie mam w swojej bibliotece zbioru moich kazań. Żadnego z kazań, żadnego zbioru kazań nie mam, bo jakoś tak uważałem, że kiedy się mówi kazanie, to się mówi w danej sytuacji życiowej, w okolicznościach danego momentu, kiedy się przemawia. Że w stosunku do tego kiedy się przemawia, w jakich okolicznościach, w jakim celu to trzeba mówić odpowiednio inaczej, niż to mówiłem, dajmy na to, przed kilku laty, bo wciągu tych kilku lat, ten sam temat inaczej naświetlałem, inaczej mi się on widział.

Wygłosiłem w ciągu kapłańskiego życia wiele kazań, bo powtarzam przez jakiś czas były trzy w każdą niedzielę, potem przez lata dwa kazania w każdą niedzielę. Gdyby to zebrać wszystko, w ciągu 70 lat kapłaństwa, to by powstała spora księga kazań. Nawet bardzo ciekawe prawda już z punktu widzenia choćby porównania tego jak ten sam temat mówiłem wcześniej, a potem jak go przedstawiałem kilka lat później, to byłoby nawet i ciekawe. Ale nigdy nie zapisywałem moich kazań. To może nie chce mówić tutaj, jakby się tym chwalić, że taka moja zasada, no tak było. Każdy temat na nowo przeżywałem, przeżywałem go już trzy lata wcześniej, rok wcześniej, a kiedy mam go znowuż poruszyć w kazaniu, to na nowo do tego się przygotowuję i na nowo ten temat przedstawiam. I tak to było w ciągu mojego kapłańskiego życia i do dzisiaj.

Dzisiaj już prawda nie mówię kazań, od czasu do czasu, kiedy jest jakaś okazja, natomiast na stałe nie mówię. W czasie kapłańskiego życia nie czułem ciężaru tego, że muszę mówić w niedziele kazania. Nie wyobrażałem sobie niedzieli, w której bym nie powiedział przynajmniej raz kazania. A często powtarzam to było dwa razy, czasami nawet trzy razy i za każdym razem trochę te kazania się różniły, nawet kiedy to samo kazanie powtarzałem przez trzy razy, to każda wersja była trochę różna od poprzedniej, trochę inaczej nazywałem, inaczej naświetlałem, inaczej przeżywałem ten swój temat. Kazania, które wygłaszałem, rozumiałem jako przeżycie, moje osobiste przeżycie całego Pisma Świętego, a może zwłaszcza Ewangelii. Jak ja przeżywam to co jest napisane, co było kiedyś powiedziane, a teraz jest napisane, jak ja to przeżywam w danej sytuacji życiowej. I niekiedy ten sam temat musiałem omówić na przestrzeni kilku lat, to za każdym razem, inaczej go przedstawiałem. Oczywiście tam były elementy wspólne, tekst biblijny był ten sam, więc prawda zasadniczo temat i treść kazania była ta sama, ale inaczej powiedziana, czasami z innymi akcentami, które stawiałem.

I tak było w czasie całego kapłańskiego życia, nie wyobrażałem sobie niedzieli bez kazania. Trudno było mi przyzwyczaić kiedy w czasie urlopu byłem gdzieś w takim miejscu, gdzie nie mówiłem w niedzielę kazania. Trudno mi było taką niedzielę zrozumieć, że jest niedziela, że jest fragment Pisma Świętego przeznaczony do czytania na tę niedzielę, a ja na ten temat się nie wypowiadam, milczę. Trudno było mi się z tym pogodzić. Ale ze względu praktycznych godziłem się. Jest czas, dajmy na to, odpoczynku, czas wakacji, kiedy mam mniej obowiązków, więc nie mam tego obowiązku głoszenia i komentowania publicznie Słowa Bożego.

Tak to rozumiałem, też Pismo święte, które wykładałem przez tyle lat w seminarium duchownym, tyle lat wykładałem te Pismo Święte, tak je rozumiałem, że należy je nie tylko wykładać, ale należy je komentować, należy z tej księgi życia korzystać w swoim życiu, w moim osobistym kapłańskim życiu i w życiu tych, do których przemawiam. Zawsze kiedy mówiłem kazanie, mówiłem to tak, jak sam rozumiem i przeżywam dany tekst biblijny, daną perykopę, dany fragment, jak ja go rozumiem, jak ja go przeżywam, tak starałem się to przekazać i w moim kazaniu.

Mogę powiedzieć, że wśród tych różnych zajęć kapłańskich, jakie miałem w ciągu mojego długiego życia, powtarzam, żeby się nie pomylić 70 lat kapłaństwa, to ileż tych kazań było. Oprócz tych kazań niedzielnych, przecież były kazania okolicznościowe, na pierwsze komunie, na bierzmowanie, na pogrzeb, na ślub, różne okoliczności życia ludzkiego, i kiedy się ksiądz pokazuje i zaczyna przemawiać w imieniu Boga. Tych okoliczności poza niedzielami było bardzo dużo, więcej tych kazań, nigdy ich nie liczyłem, podobno byli księża czy są księża którzy liczyli swoje kazania, byli księża którzy zapisywali swoje kazania i mogli je przekazać dalej. Ja nigdy nie zapisywałem swoich kazań, jakoś uważałem że one są na daną okoliczność. Nie mam nic przeciwko tym, powtarzam, że ktoś kazania pisał, przechowywał, broń Boże, cenię to. Ale ja prawda tego nie czyniłem, uważałem, że dane kazanie jest na dany moment mojego życia i nawet kiedy mówiłem kazania okolicznościowe na ślubach, na pogrzebach, w ciągu 70 lat kapłańskiego życia – zebrało się tego sporo – to zawsze jakoś za każdym razem, trochę ten sam temat, trochę inaczej poruszałem, inaczej omawiałem, nie wbrew temu co poprzednio prawda, nie, tylko inaczej.

Dzisiaj prawda nie mam już w obowiązku głoszenia Słowa Bożego w każdą niedzielę, w każde święto, w każdą uroczystość kościelną, albo już minął ten czas, ale wciąż uważam, że te czasy, w których głosiłem Słowo Boże, czyli głosiłem kazania, to były najpiękniejsze czasy życia, móc mówić o Panu Bogu, wzorować się na Panu Jezusie, z całym oczywiście zachowaniem proporcji, prawda czym że ja jestem wobec Pana Jezusa, czym są moje kazania wobec Jego słów, które przechowały się w Ewangelii, ale jakieś podobieństwo jest i przez całe kapłańskie moje życie cieszyłem się że mogłem wypełniać ten obowiązek kazań, naśladując w ten sposób Pana Jezusa, który właśnie uczył, który mówił, przemawiał przez całe swoje życie na ziemi, przecież przemawiał, a te jego słowa zapisane w Ewangeliach są dla nas dzisiaj tematem najważniejszym do przemawiania: mówić to, komentować to, wyjaśniać to, co powiedział Pan Jezus, wyjaśniać to, podawać sens tych słów dzisiaj, w tym momencie mojego życia, w szczególnym momencie mojego życia, kapłańskiego życia, wyjaśniać te słowa Pana Jezusa, jakie one dzisiaj mają dla mnie znaczenie, jaki mają dla mnie dzisiaj sens.

Uważam, że głoszenie kazań jest obowiązkiem, co jest zrozumiałe każdego księdza, ale i uważam też że jest szczęśliwym obowiązkiem każdego księdza, jest szczęściem mówić, komentować Słowo Boże, czy to jeszcze Starego czy Nowego Testamentu, że to jest szczęście dla księdza, ze może stanąć wobec swoich wiernych i przeczytać im fragment Pisma świętego i powiedzieć potem jak to Pismo święte jest rozumiane i jak ten, które je czyta, który objaśnia, jak on je przeżywa, czym one są dla niego w danym momencie życia i w innych okolicznościach jego kapłańskiego życia.

Trochę mi jest, może nie trochę, przepraszam a bardzo smutno, że w ostatnich latach już kapłańskiego życia, kiedy sił mało, kiedy już nie mam jakichś obowiązkowych zadań duszpasterskich, że nie głoszę Słowa Bożego, że nie głoszę kazań, to smutne, ale i do tego trzeba się przyzwyczaić, bo człowiek nie będzie zawsze żył, nie zawsze będzie pracował.

I dziękuję Panu Bogu za to, że jeszcze żyję, że jeszcze mogę się pomodlić, innych do modlitwy namówić a już nie ma nawet czasami siły, żeby wygłosić kazanie zwłaszcza na jakiś temat określony, dłuższe kazanie. Już nie ma do tego sił, ale wracam wciąż myślą i sercem do tych kazań wypowiedzianych w moim kapłańskim życiu, powtarzam nie liczyłem ich, szkoda, może byłoby bardzo ciekawe, od początku kapłańskiego życia liczyć wszystkie kazania wygłoszone i zapisywać to. Ile by się zebrało w ciągu 70 lat kapłaństwa tych kazań? Nie wiem, ale setki na pewno, na pewno setki, ale nie robiłem tego, może to jest jakieś lenistwo, może jakiś brak zwrócenia uwagi na tę sprawę. W każdym razie nie robiłem tego, a dzisiaj kiedy czasami wypada mi jeszcze przemawiać, jeszcze na pogrzebach czasami przemawiam krótko, na chrztach przemawiam krótko, na ślubach, jeśli jeszcze przemawiam, to mi się wtedy przypominają te wszystkie moje przemówienia, kazania wygłaszane w ciągu długiego kapłańskiego życia. Te wygłaszane w zwykłej formie, w niedziele i święta, i te wygłaszane w rożnych okolicznościach życia, tych radosnych, jakimi są ślub dajmy na to, bierzmowanie, jakaś uroczystość kapłańska, uroczystość zakonna, a tymi które się kiedyś głosiło z zasady w niedziele i często w dni powszednie, ale zawsze w niedziele był obowiązek. Czasami trudny bardzo obowiązek, bo trzeba było to kazanie przygotować, czasami naprawdę były sytuacje, że było trudno znaleźć więcej czasu na przygotowanie, ale jakoś człowiek się starał żeby się przygotować do kazania, żeby kazania te wygłaszać.

Były te okresy kapłańskiego życia, gdzie był i trud głoszenia Słowa Bożego i radość że człowiek może czytać Słowo Boże, komentować je, w taki sposób jak Kościół przeżywa i jak ja razem z Kościołem przeżywam to w moim kapłańskim życiu. Bo jeśli jestem księdzem to przemawiam w imieniu Kościoła, a Kościół komentuje wciąż od wieków słowa Pisma świętego i ja będąc w Kościele cieszę się, że również w sposób dostępny dla mnie dzisiaj, w danych okolicznościach mojego życia, że mogę to Pismo Święte komentować czasami dłużej, czasami bardzo krótko.

Mam wiele, jak powiedziałem lat kapłaństwa i wiele można byłoby na ten temat kazań powiedzieć, jak przygotowałem się do nich, jak je głosiłem, jak je potem wspominałem, jak je przemieniałem, jak do nich wracałem przemieniając je, można by bardzo dużo powiedzieć, ale wciąż jest ta radość że przez moje kapłańskie życie przemawiałem nie w swoim imieniu, nie swoją mądrością, ale przedstawiałem mądrość Słowa Bożego, Pisma Świętego, tę mądrość starałem się moi ludzkim językiem ludziom przybliżyć, żeby i oni mogli je przeżywać i żyć według tego w swoim codziennym życiu, bo taki jest sens naszego nauczania Pisma świętego. Czytamy w Piśmie świętym i staramy się to naśladować w naszym codziennym życiu.

Cieszę się, że wybrałem studia Pisma Świętego, że przez długie lata uczyłem się Pisma Świętego, ucząc się tym samym przemawiania do ludzi, przemawiania tekstem Pisma Świętego. Cieszę się bardzo z tego, że takie studia wybrałem, że mogłem uczyć się tego, w jaki sposób, żeby jak najlepiej poznać, co jest w Piśmie świętym, co jest napisane i żeby jak najlepiej potem to przedstawić ludziom w rożnych formach, miedzy innymi w formie kazania. Może mówię to tak niezbyt sprawnie, niezbyt układnie, ale mówię ze swojego przeżycia, jakie mam pod koniec mego kapłańskiego życia.

Cieszę się, że mogłem czytać słowa Pisma Świętego, że mogłem te słowa moim ludzkim językiem wyjaśniać, to jest wielkie szczęście dla księdza, dla kapłana, że może czytać i wyjaśniać Słowo Boże, słowo Pisma Świętego zapisane w dwóch Testamentach Starego i Nowego Przymierza, że może z tych stronic tej księgi wielkiej Pisma Świętego, wybierać te słowa i przekazywać je ludziom, z którymi się spotykam, z którymi dzielę moje kapłańskie życie i moje życie.

Panie Boże dziękuję Ci z całego serca za to, że mogłem studiować Pismo Święte, że z tego studiowania coś zostało i do dzisiaj, do ostatnich lat mego życia, bo zbliża się moment śmierci, coraz trudniej mi już zapamiętać, pamięć słabnie, słowa się już mylą, nie potrafię wyrazić to, czego by się chciało, ale człowiek wciąż się cieszy że wykładał i czytał i komentował Pismo Święte przez całe lata, i że z tym chciałby odejść z tego świata, przedstawiając Panu Bogu ten swój trud poznania Słowa Bożego i komentowania Słowa Bożego i przekazywania Słowa Bożego innym. Wielki to jest trud, ale wielkie szczęście, powtarzam wielkie szczęście móc komentować ludziom Pismo Święte, zachęcać ich słowami Pisma Świętego, pouczać ich słowami Pisma Świętego, formować ich słowami Pisma świętego, wielkie to jest szczęście dla samego księdza, ale i dla tych, którzy go słuchają.

Chcę Bogu za to szczęście podziękować, przez tyle lat mogłem Pismo Święte studiować, w różnej formie, w różnych językach, mogłem je wreszcie lepiej zrozumieć i wreszcie w swoim nauczaniu, w swoich kazaniach, przedstawiać sens Pisma Świętego innym. Bogu niech będą dzięki.

Ks. infułat Stanisław Kur

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 13 września

Piątek, XXIII Tydzień zwykły
Wspomnienie św. Jana Chryzostoma
Słowo Twoje, Panie, jest prawdą,
uświęć nas w prawdzie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Łk 6, 39-42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

Nowenna do św. Stanisława Kostki 9-17 IX

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter