29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Inżynierowie Matki Bożej

Ocena: 0
2325

Do dziś pamięta tamto wielkie uniesienie i, mimo setek tysięcy ludzi, spokój i ciszę. Tylko oni z Matką Bożą na ramionach i papież. I poczucie sacrum.

Fot. Archiwum parafii Najświętszego Zbawiciela w Warszawie

Dr Cezariusz Jastrzębski z Wydziału Fizyki Politechniki Warszawskiej był wtedy, dwadzieścia lat temu, jednym z czterech mężczyzn, którzy trzymali na barkach wizerunek Matki Bożej z kościoła Najświętszego Zbawiciela gotowy do koronacji. W niedzielę 13 czerwca 1999 r. na placu Piłsudskiego zgromadziły się tłumy z całej Polski, bo była to Msza beatyfikacyjna 108 polskich męczenników II wojny światowej. Ołtarz znajdował się na wysokim na kilka metrów podium.

– Zastanawiałem się ze strachem, jak sobie w tym tłumie radzi moja dzielna żona z naszym synkiem, który miał się urodzić za kilka miesięcy – mówi prof. Artur Przelaskowski z Wydziału Matematyki i Nauk Informacyjnych PW – ale nagle ogarnęła mnie głęboka pewność, że wszystko jest w najlepszym porządku, że o nic nie muszę się martwić, że jesteśmy tam we troje i że Bóg nas ochroni. I przestałem nawet czuć ciężar obrazu.

Byli gwardią Matki Bożej: Izydor Barszcz, Adam Dorosz, Cezariusz Jastrzębski i Artur Przelaskowski – sami młodzi inżynierowie z Politechniki Warszawskiej. Do tego o pokolenie starsi Tadeusz Kowalski i Zbigniew Żak, też, rzecz jasna, inżynierowie po Politechnice Warszawskiej – oni podawali Ojcu Świętemu korony. I jeszcze ich proboszcz ks. prałat Bronisław Piasecki, który wcześniej każdego z nich zaprosił do udziału w tym jedynym w swoim rodzaju wydarzeniu. I jedynym takim w życiu.

– Zaprosił tak po cichu, tak dyskretnie, że myślałem raczej o pomocy technicznej i fizycznej, której proboszcz potrzebuje przy wyjmowaniu obrazu i transporcie – opowiada prof. Przelaskowski – i niemal w przeddzień dopiero zrozumiałem, o co tu chodzi.

– Wtedy pomyślałem, że tak właśnie działa Matka Boża: zawsze obecna, wszystko widzi i po cichu mówi, co należy zrobić. Jak na weselu w Kanie Galilejskiej – podkreśla dr Jastrzębski.

Przykład z Kaną przytacza nie bez powodu. Zanim się bowiem ożenił, jako małżeńską inwestycję kupił na stadionie [Stadion Narodowy w Warszawie był w latach 90. ubiegłego wieku wielkim międzynarodowym bazarem – przyp. red.] piękny wizerunek Matki Bożej Kazańskiej – mówi, że były tam stosy tych ikon i było mu wstyd przed Matką Bożą, że tak leżą w handlowej beztrosce. I postanowili z narzeczoną, że ten obraz pójdzie z nimi do ślubu, że ma być tak jak w Kanie, gdzie Matka Jezusa też była zaproszona. W Białej Podlaskiej, skąd żona pochodzi, trochę się dziwili, że tak z obrazem idą do ołtarza, ale oni byli szczęśliwi.

Prof. Przelaskowski z kolei brał ślub w „swoim” Zbawicielu. – Na zewnatrz szalała burza, nawałnica po prostu, a my pod kloszem Matki Bożej – mówi dziś – z poczuciem, że Pan Bóg zawsze nas ochroni.

Z duszpasterstwem w Zbawicielu byli związani niemal od początku studiów, od połowy lat 80. Obaj mieli za sobą formację w Ruchu Światło-Życie i szukali konkretu: środowiska pogłębionej modlitwy. Spotkali się w akademiku, gdzie wiadomości rozchodzą się pocztą pantoflową – okazało się, że w „Riwierze” [akademik PW – przyp. red.] są koledzy, którzy też wiedzą, o co chodzi.

– I zamiast jeździć po mieście do innych kościołów, postanowiliśmy, że pójdziemy do Zbawiciela i też zrobimy duszpasterstwo – wspomina Cezariusz Jastrzębski – i było do tego stopnia, że to w moim pokoju były rozprowadzane karty wstępu na papieskie pielgrzymki.

– Ksiądz prałat, choć się nie angazował w konkretne zajecia, to był na bieżąco i dawał nam wsparcie, ośmielał nas i budował poczucie, że parafia to parafia – podkreśla Artur Przelaskowski – a dolny kościół był do naszej dyspozycji. Ale zajmowaliśmy się nie tylko sobą: roznosiliśmy paczki do potrzebujących, organizowaliśmy spotkania muzyczne, misteria, czuwania. Życie kwitło: dużo grup, dużo ruchu, bogata oferta.

– Przez wiele lat organizowaliśmy kolędę w akademikach, chodziliśmy z ewangelizacją, a kiedy weszła religia do szkół, to poszliśmy uczyć – wspomina jego kolega.

W momencie koronacji jeden miał już doktorat i dziecko w drodze, drugi dziecko i doktorat na ukończeniu. – Ta propozycja asystowania Matce Bożej to było zwieńczenie naszej działalności w parafii – mówi dr Jastrzębski.

Opowiada, że doznawał wtedy poczucia takiej bliskości z Janem Pawłem II, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczył, chociaż przecież bywał na pielgrzymkach i udzielał się w Kościele. – Kiedy teraz myślę o papieżu jako świętym, to mam przed oczami tamten obraz: zmęczona, spokojna, zadowolona i przejęta zarazem twarz.

Prof. Przelaskowski kilka lat wcześniej był ze szkołą ewangelizacji w Castel Gandolfo, ale tam – choć w ostatniej chwili papież odwrócił się do niego i Artur mógł przyklęknąć i ucałować pierścień rybaka – nie było tej więzi, jaka panowała podczas koronacji. – Poczułem się wtedy bardzo „w Kościele”, byłem częścią Kościoła i miałem świadomość, że to jakaś kulminacja tego, co w parafii robiliśmy, pod okiem tej właśnie Matki Bożej. To było bardzo intymne, wcześniej nieznane mi doświadczenie bliskości z Matką Bożą i z Kościołem, którego byłem cząstką. Doświadczenie zjednoczenia, jakiego już nigdy potem w takim stopniu nie doznałem.

– Tam zrozumiałem, że to naprawdę jest Matka Kościoła – wyznaje jeszcze – i naprawdę jest taka, jak opisują Ewangelie: jest, ale Jej nie słychać. Nawet w takiej chwili, kiedy niby była w centrum wydarzeń, nie skupiała na sobie uwagi, bo pokazała, że to Pan Bóg dał nam tę łaskę, aby być w takim miejscu i o takiej porze i zobaczyć, jak długą drogę w tej parafii przeszliśmy, jak dojrzewała nasza wiara.

– Tamten dzień zostawił we mnie ślad na zawsze – podkreśla Cezariusz Jastrzębski – i zostałem wierny wszystkiemu, czego tam doświadczyłem. Mamy z żoną siedmioro wspaniałych dzieci, zaufanie do Matki Bożej, której zawdzięczam niebywały spokój i poczucie bezpieczeństwa; dość powiedzieć, że przy naszej licznej rodzinie nigdy nie musiałem brać kredytów, zawsze się znajdowała jakaś dodatkowa praca, zawsze w odpowiednim momencie szef pytał, czy nie potrzebuję dodatkowych zajęć albo przynosił nowy projekt.

Prof. Przelaskowski niemal codziennie zagląda do kaplicy, do „swojej” Matki Bożej. – Jestem wierny temu, co się wtedy wydarzyło i co przeżyłem – podkreśla – zwłaszcza że cała nasza kariera jest związana z Politechniką Warszawską, a to przecież parafia „politechniczna”. Ale tak naprawdę to jest przecież Jej politechnika.

Mieszka na Nowodworach, gdzie w parafii św. Franciszka są z żoną – mają troje dzieci – w PGM, parafialnej grupie modlitewnej. Dr Jastrzębski z żoną od ośmiu lat prowadzą Wspólnotę od Miłości Bożej w parafii św. Łucji w Rembertowie. Pozostali dwaj koledzy są z nimi w kontakcie. Zbigniew Żak przez wiele lat prowadził w parafii Akcję Katolicką, dziś jest prezesem Różańca Rodziców. Tadeusz Kowalski jest szafarzem nadzwyczajnym Komunii Świętej.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Dziennikarz i publicystka, współautorka m.in. "Poradnika dla dziennikarzy i wydawców gazet lokalnych" oraz " Podstaw warsztatu dziennikarskiego", prowadzi zajęcia na Wydziale Dziennikarstwa UW, współtwórca i była, wieloletnia sekretarz redakcji tygodnika "Idziemy".

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter