– Naszym głównym celem jest praca nad zmartwychwstaniem osoby i społeczeństwa – mówi o. Radosław Glimasiński CR, proboszcz parafii św. Kazimierza na mokotowskich Sielcach.
Wspólnota parafialna przy ul. Chełmskiej w Warszawie od początku pozostaje pod opieką zmartwychwstańców – ojców ze Zgromadzenia Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Zakon powstał w Paryżu, w okresie Wielkiej Emigracji. Adam Mickiewicz namówił swojego serdecznego przyjaciela Bogdana Jańskiego do założenia zgromadzenia, które wzięłoby pod opiekę Polaków na obczyźnie. – Chodziło o zmartwychwstanie Polski, której nie było na mapach, ale przede wszystkim o zmartwychwstanie jednostki z grzechu – mówi proboszcz.
Do Warszawy zmartwychwstańcy przybyli dopiero po odzyskaniu niepodległości, w 1919 r. – sto lat temu. Najpierw pracowali w parafii Najświętszego Zbawiciela, później u św. Bonifacego na Czerniakowie, budując jednocześnie zupełnie nowy ośrodek na Sielcach. Kaplicę św. Kazimierza w 1934 r. poświęcił kard. Aleksander Kakowski. Okoliczni mieszkańcy modlili się tutaj i chronili przed ostrzałem w czasie II wojny światowej. Po jej zakończeniu szybko przywrócili budynek do stanu używalności i w marcu 1950 r. oficjalnie zaczęła działać parafia.
Na jej terenie mieszka dziś około 20-25 tys. ludzi. W miarę regularnie w niedzielnych Mszach Świętych uczestniczy 14 proc. Co ciekawe – to więcej niż 20 lat temu, kiedy wskaźnik dominicantes wynosił 11 proc.
– Na terenie parafii znajduje się ambasada rosyjska, dawniej ZSRR. Kiedy w latach 50. zajmowano ten teren, stwierdzono, że w okolicy nie może być wiary. Na skrzyżowaniu ulic Gagarina i Belwederskiej stał mały kościółek. Pewnej nocy sprowadzono księdza „patriotę”, który wyniósł Najświętszy Sakrament, a kapliczkę zburzono. Budynki, które wtedy powstawały, zasiedlano oficerami LWP po szkołach moskiewskich albo funkcjonariuszami UB. Oczywiście spora część tych ludzi już odeszła, ale mieszkają tam ich dzieci, wychowane w takiej, a nie innej atmosferze. Często to ludzie bardzo zamknięci, a czasami nawet wrogo nastawieni do Kościoła. Jest też wiele nowych apartamentowców, których mieszkańcy nie czują się związani z parafią. Na to nakłada się coraz większa sekularyzacja życia – zauważa proboszcz.