Poświęcenie Rosji było już dokonane, aczkolwiek bardziej „dyskretnie”. Pius XII uczynił to w 1952 r. w prywatnej kaplicy, publicznie, ale bez wymienienia Rosji z nazwy, uczynił to także Jan Paweł II w 1982 i 1984 r. Można spekulować, że poświęcenie dokonane przez Piusa XII przyczyniło się do „odwilży” w 1956 r. i zakończenia stalinowskiego terroru. Podobnie można wysnuć przypuszczenie, że akty dokonane przez Jana Pawła II przyczyniły się do upadku ZSRR. Niemniej nie sposób wykazać tu związku przyczynowo-skutkowego, bo Bóg to nie jest polityk, który ochoczo wychodzi na piedestał i ogłasza światu: „To jest moja zasługa!”.
ZBRODNIA I POJEDNANIE
Zakończenie zmagań rosyjsko-ukraińskich będzie możliwe tylko na drodze pojednania. Bo na dłuższą metę spory międzynarodowe kończą się albo pojednaniem, albo unicestwieniem jednej ze stron konfliktu. Pomysł Franciszka, żeby krzyż w czasie drogi krzyżowej w Koloseum w Wielki Piątek niosły wspólnie Ukrainka i Rosjanka, mógł stanowić pierwszy kroczek w kierunku zmiany w stosunkach ukraińsko-rosyjskich, ale strona ukraińska wyraziła stanowczy sprzeciw. Ponownie: taka postawa nie dziwi wśród polityków, bo dla nich nakaz miłości nieprzyjaciół jest zupełnie niezrozumiały, natomiast niemiłym zaskoczeniem jest to, że takie samo stanowisko zajmuje wielu przywódców duchowych.
Jeden z tamtejszych hierarchów miał przekazać Franciszkowi, że dla grekokatolików pojednanie „będzie możliwe tylko wtedy, gdy wojna się skończy, a winni zbrodni przeciwko ludzkości staną przed sądem”. Na tak ostry osąd być może mógłby sobie pozwolić przedstawiciel narodu, który ma nieskazitelną przeszłość, nigdy nie skalał się żadnym przestępstwem, o ludobójstwie nie wspominając. Tymczasem w przypadku Ukrainy o takiej przeszłości raczej nie ma mowy.
Cały świat podziwia Polskę i Polaków za pomoc udzielaną uchodźcom. Zaiste, nasz stosunek do ogromnych cierpień Ukrainy jest godny najwyższej pochwały. Jest przejawem chrześcijańskiego ducha i dowodem wybaczenia dokonanych na nas zbrodni. Gdybyśmy w tej sytuacji wykazywali taką postawę, jaką w stosunku do Rosji wykazuje chyba większość Ukraińców, włącznie z licznymi duchownymi, tobyśmy na przykład powiedzieli: Rozliczcie się z rzezi wołyńskiej, a dopiero wówczas zaczniemy udzielać wam pomocy. Na szczęście przyjęliśmy inną postawę i chwała za to wszystkim, którzy pomagają uchodźcom.
Stanowisko Ukraińców w zakresie wspólnego z Rosjanką niesienia krzyża jest także przejawem mało chlubnej postawy – stosowania zasady odpowiedzialności zbiorowej. Rosjanka, która wspólnie z Ukrainką niosła krzyż, nie ma nic wspólnego ze zbrodniami na Ukrainie, od lat mieszka poza granicami Rosji, przyjaźni się z ową Ukrainką i nie ma śladu dowodu na to, że popiera poczynania Putina. Niemniej zdaniem strony ukraińskiej jest niegodna występować wspólnie z przedstawicielką ich narodu. Jest to zjawisko pożałowania godne, ponieważ tym sposobem strona ukraińska udowadnia, że obecne zmagania to nie jest wojna pomiędzy Putinem i jego ekipą a Ukrainą, ale między każdym Rosjaninem i Ukrainą. To jest właśnie woda na młyn Kremla.
WYBACZENIE A ZAPOMNIENIE
Od lat głoszę konieczność pojednania i sojuszu pomiędzy Polską a Ukrainą. Wydarzenia ostatnich miesięcy dowodzą, że zdecydowana większość Polaków wybaczyła Ukraińcom zbrodnie ludobójstwa dokonane podczas II wojny światowej. Fakt ten stanowi milowy krok na drodze do nawiązania bliższej współpracy. Niemniej nieprzychylny stosunek Ukraińców do inicjatywy Franciszka wskazuje, że do podobnego stanu rzeczy po stronie ukraińskiej jeszcze jest daleko. Nawet wysoko postawione osoby w Kościele greckokatolickim zachowują się tak, jakby nie istniał ewangeliczny nakaz miłowania nieprzyjaciół i tak jakby one same miały nieskazitelną przeszłość i dzięki temu były uprawnione do wystawiania papieżowi „oceny ze sprawowania”. Smutkiem napawa także to, że nad Wisłą podobną postawę wykazuje niejeden publicysta uchodzący za katolika.
Jest rzeczą ze wszech miar godną pochwały to, że przebaczyliśmy Ukraińcom zbrodnie na nas popełnione, ale to nie znaczy, że należy o nich zapomnieć. W sytuacji, gdy Ukraińcy, włącznie z licznymi przedstawicielami duchowieństwa, zdają się pomijać tamte tragiczne wydarzenia, puszczenie w niepamięć zbrodni popełnionych na nas byłoby równoznaczne z grzechem przeciwko cnocie roztropności. Albowiem jak długo winowajca nie rozliczy się ze swej mało chwalebnej przeszłości, czy też jej wręcz zaprzecza, tak długo możliwa jest „recydywa” i naszym obowiązkiem jest mieć to na uwadze.
Trwały sojusz pomiędzy narodami jest możliwy tylko w oparciu o wspólne wartości. Najbardziej trwałe są te oparte na zasadach chrześcijańskich. Wysuwając ideę wspólnej modlitwy, wspólnego niesienia krzyża, Franciszek dał Ukraińcom możliwość oderwania się od potworności wojny i skupieniu na przesłaniu płynącym z Biblii. Niestety, trudno zauważyć, żeby oni tę okazję pochwycili.