Przeżywamy kolejny Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Nazywany bywa „powszechnym”, ale po prawdzie nigdy taki nie był, podobnie zresztą jak ekumenia.
Wielu nie wie, co z tym Tygodniem począć, w jaki sposób go przeżyć, czym go wzbogacić – dlatego robią to, do czego się już przyzwyczaili, czyli do bycia dla siebie miłym i uprzejmym. Oczywiście, mając na względzie to, co opisuje historia, nie jest to bez znaczenia, ale czy wystarczy? Czy grzeczność i uprzejmość doprowadzą chrześcijan do upragnionej jedności?
Tegoroczny Tydzień Modlitw przypada w roku pięćsetlecia reformacji. W jaki więc sposób przeżywać ekumenizm w tym właśnie roku? Jak mówić o reformacji, która – widziana z perspektywy modlitwy Jezusa o jedność Jego owczarni – nie była wszak niczym dobrym, ponieważ tę owczarnię dzieliła. W miejsce jedności – wprowadzała rozbicie, w miejsce miłości – podział, niezgodę, nienawiść, a nawet wojnę, niszczącą życie tysięcy ludzi.
Z kim i o co się modlić?
Z roku na rok spada liczba uczestników nabożeństw ekumenicznych. Widzi się na nich niemal zawsze te same twarze, w większości osób starszych i duchownych, brak ludzi młodych – seminarzystów, studentów teologii, katechetów… Można powiedzieć, że Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan stał się wydarzeniem dość abstrakcyjnym. A może również abstrakcyjna stała się jedność, którą postuluje? Czy zatem ekumenizm, a tym samym Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, jest jakąś obłudą? Czy jedność sprowadza się do konieczności wyrzeknięcia się przez katolików, protestantów czy prawosławnych tego, co stanowi o ich istocie? Czy ekumenizm ma się sprowadzać jedynie do wspólnego koncertu, wykładu lub modlitwy Ojcze nasz?
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 4 (590), 22 stycznia 2017 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 1 lutego 2017 r.