To jest dla mnie sedno procesji Bożego Ciała: kiedy przy każdym ołtarzu tłum ludzi klęka – w kurzu czy na asfalcie, w deszczu i w skwarze – i śpiewa przejmujące „Święty Boże”.
Wtedy widać, że nie chodzi w tym zgromadzeniu o wdzięczne dziewczyneczki sypiące kwiaty ani słodkich chłopczyków z dzwonkami, że nie chodzi o urodę wspaniałych sztandarów sprzed stu lat i starsze panie z kół różańcowych, nie chodzi o to, ilu jest księży – bo niekiedy w wiejskiej parafii jest jeden – i czy ołtarze są zrobione z gustem, czy wręcz przeciwnie.
Chodzi o samo sedno naszego życia.
Ten tłum ludzi nie klęka ot, tak sobie, bo taki jest zwyczaj. Lud klęka przez przed Najświętszym Sakramentem, bo tam jest Bóg. Bóg, który jest Panem nieba i ziemi. Z najstarszych pieśni, które w tym dniu śpiewamy, wychodzi najgłębsza teologia: „użycz nam łaski, wszechmocny Boże, bez Twej pomocy człek nic nie może”.
„Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas Panie!” Gromady ślicznie ubranych dzieci niewiele rozumieją z tego wezwania. Ale to nic nie szkodzi, nawet jeśli – mniej dociekliwe – nie zapytają rodziców czy dziadków, o co chodzi w tej pieśni, dla dziecka może nawet trochę strasznej. Jej treść – w tak niezwykłych dla dziecka okolicznościach śpiewana – zostaje, i kiedy będzie potrzeba, wróci.
I tak się to co roku układa i zapisuje w każdej małej główce: że na Boże Ciało trzeba się pięknie ubrać i iść z Panem Jezusem przez miasto. – Mamo, tato, ale dlaczego w najładniejsze ubrania? Czy my wyglądamy jak stróż na Boże Ciało? I dlaczego tak się mówi?
A na to – jednak prześmiewcze – porównanie można przecież spojrzeć całkiem inaczej. Stróż raczej nie miewał pięciu garniturów, w tym dwóch letnich, w jasnych kolorach. Na Boże Ciało nakładał więc ten jeden jedyny, bo chciał być ubrany jak najlepiej: wiedział, że to jedyna taka okazja, kiedy Pan Jezus wychodzi na ulice swoich miast i drogi swoich pól i łąk. Tak przecież śpiewamy co roku i tak owemu stróżowi mówiło całe jego wychowanie i przekaz kulturowy. To właśnie on, na równo z królami, witał Pana Boga, który „zagrody nasze widzieć przychodzi i jak się Jego dzieciom powodzi”.
O sile tego święta od zawsze wiedzieli przeciwnicy Kościoła, skoro podejmowali najróżniejsze próby wykorzystania procesji do własnych celów, że wspomnę tylko prezydenta – jak go nazywał ówczesny stalinowski sejm – Bolesława Bieruta, który prowadził prymasa Hlonda niosącego Najświętszy Sakrament.
Dzisiaj też nie brakuje wielkich i małych manipulacji, aby Boże Ciało sprowadzić do folkloru, do tradycji – lub odwrotnie: aby pokazać to święto przez możliwości „długiego weekendu”. A przecież, nawet jeśli ludzi pójdzie procesji mniej niż „w tamtym roku”, co skrzętnie odnotują media, sprowadzając wszystko do liczb i kosztów, nie zmieni to istoty sprawy. Do zobaczenia na procesji!