25 kwietnia
czwartek
Marka, Jaroslawa, Wasyla
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Benedykt XVI opowiada o swojej drodze kapłańskiej i doświadczeniach duszpasterskich

Ocena: 0
1285

„Szczególnie w dzisiejszym zamęcie staje się widoczne, jak bardzo potrzebni są teologowie, dla których praca nad książkami jest ważna, ale która nie ma ostatniego słowa i potrzebuje właśnie duszpasterzy i wikarych oraz w ogóle ludzi, którzy żyją w tym świecie i zmagają się ze swoimi pytaniami i zadaniami – praca tych, którzy w pełni wystawiają się na pytania naszych czasów i znajdują odpowiedzi, które rzeczywiście pomagają żyć w wierze i z wiary" - podkreśla Benedykt XVI. Na łamach niemieckiego miesięcznika katolickiego „Herder Korrespondenz”, papież senior opowiedział o swojej drodze kapłańskiej i doświadczeniach duszpasterskich, w wywiadzie udzielonym pisemnie Tobiasowi Winstelowi, z okazji 70. rocznicy swoich święceń kapłańskich.

Fot. BP KEP, episkopat.pl

Publikujemy całość rozmowy Tobiasa Winstela z Benedyktem XVI:

CZY BYŁEM DOBRYM DUSZPASTERZEM?

Ks. Joseph Ratzinger niecały rok spędził jako wikary w monachijskiej parafii. Była to jego jedyna funkcja ściśle duszpasterska. Po siedemdziesięciu latach papież-senior ponownie udał się w pisemnym wywiadzie w podróż do Monachium-Bogenhausen.

Miał zaledwie 24 lata i zaledwie kilka tygodni wcześniej ukończył studia z teologii katolickiej. Wraz ze swoim starszym bratem Georgiem przyjął we Fryzyndze święcenia kapłańskie. Wywodząc się ze skromnego środowiska, był uważany za wyjątkowo mądrego i wykształconego, ale jednocześnie wydawał się niezbyt pewny siebie i nieśmiały. Jest późne lato 1951 roku i musi objąć posadę wikarego w parafii Najświętszej Krwi Chrystusa w Bogenhausen, dzielnicy klasy średniej we wschodniej części Monachium.

„SAM JAKO WIERZĄCY PYTAJĄCY”

Dlaczego Joseph Ratzinger w ogóle chciał zostać księdzem? Na co miał nadzieję, czego się obawiał? W tym momencie nie może wiedzieć, że pewnego dnia zostanie wybrany papieżem. że przejdzie do historii już za swojego życia, jako jedna z najważniejszych, a zarazem najbardziej kontrowersyjnych osobowości swoich czasów, jako drugi papież, który dobrowolnie zrezygnował z urzędu. Siedemdziesiąt lat temu, latem, stanął na drodze kapłaństwa. Jako duchowny musiał najpierw nauczyć się nawiązywać kontakt ze swoją wspólnotą. Dziś, w czasach pandemii koronawirusa, nie można odwiedzić sędziwego papieża-seniora Benedykta XVI i przeprowadzić rozmowę w Watykanie. Ale zgodził się ponownie przejść duchowo ścieżkami, którymi młody Joseph Ratzinger podążał od września 1951 do początku lata 1952 roku. Dlatego odpowiedział pisemnie na przesłane pytania. W rezultacie powstał szczególny rodzaj rozmowy, która pokazuje, jak bardzo czuje się on jak w domu pisząc, bardziej autentycznie oddziaływa niż w swobodnej rozmowie. Pozostaje człowiekiem pióra, a nie wielkiego gestu i spontanicznego słowa.

Ten duchowy spacer rozpoczyna się od pytania, jak ksiądz Ratzinger przeżywał przejście od czystej doktryny do rzeczywistości codziennej wiary albo nawet niewiary. Jak wyglądała konfrontacja młodego duchownego z ludzkimi wątpliwościami dotyczącymi wiary? Czy w Bogenhausen zetknął się z inną religijnością, z innym rodzajem pobożności i bojaźni Bożej niż tej, której doświadczył w dzieciństwie w Aschau am Inn?

Oczywiście spotykałem się z wątpliwościami ludzi co do wiary i rzecz jasna rodzaj pobożności, jakiej doświadczałem w parafii Najświętszej Krwi był inny niż we wspólnocie wiejskiej w Aschau. Natomiast sytuacja wiary we wspólnocie uczniów szkoły średniej, do której należałem w Traunstein, a później we Flak w Monachium, była bardzo podobna do warunków życia w Bogenhausen. Ale przede wszystkim człowiek wierzący jest też pytającym, który musi wciąż na nowo odnajdywać rzeczywistość wiary wobec uciążliwych realiów życia codziennego. Pod tym względem idea «ucieczki w czystą doktrynę» wydaje mi się zupełnie nierealna. Doktryna, która istniałaby tak, jak rezerwat przyrody, oddzielona od codziennego świata wiary i jego trudów, byłaby jednocześnie wyrzeczeniem się samej wiary. Doktryna musi rozwijać się w wierze i z wiary, a nie stać obok niej.

– pisze Benedykt XVI w naszej pisemnej rozmowie na początku lata 2021 roku. Nawiasem mówiąc, Ratzinger w gruncie rzeczy wcale nie spełniał wymogów formalnych. Jak ujawnia obszerna biografia Petera Seewalda „Benedykt XVI. Życie”, nie przeszedł on tzw. konkursu parafialnego, który był warunkiem zostania proboszczem i czymś w rodzaju sposobu ubiegania się o parafię.

Tobias Winstel: Czy to był znak, że nie chciał pracować w duszpasterstwie parafialnym?

Benedykt XVI: Nie można było po prostu wybrać, czy i kiedy podjąć udział w konkursie parafialnym. Było raczej tak, że w ciągu trzech lat po święceniach, każdego późnego lata były przewidziane rekolekcje dla całego kursu wyświęconych i oczywiście we wszystkich brałem udział. Dopiero w następnym roku można było przystąpić do konkursu parafialnego. Ale już wtedy byłem po stronie wykładowców, a bycie egzaminatorem i egzaminowanym jednocześnie nie wydawało mi się sensowne”.

Dziś nie nazywa się to już konkursem parafialnym. Zgodnie z przepisami egzaminacyjnymi archidiecezji Monachium i Fryzyngi warunkiem koniecznym do podjęcia pracy duszpasterskiej jest drugi egzamin duszpasterski, który obejmuje między innymi pisemną refleksję nad praktycznym zagadnieniem teologicznym. Jaki temat wybrałby Joseph Ratzinger, gdyby regulamin egzaminacyjny wówczas tego wymagał?

Wybrałabym jeden z tematów praktycznych, np. przygotowanie do Pierwszej Komunii Świętej. Jeśli chodzi o rekolekcje, które odbyły się w Fürstenried, gdzie spędziłem dwa lata moich studiów teologicznych, wspominam je z wielkim sentymentem. W pierwszym roku powierzono je wiedeńskiemu zakonnikowi, który prowadził dla nas te rekolekcje na wysokim poziomie duchowym i ludzkim. W drugim roku był to o. Hugo Rahner, brat Karla Rahnera. Jego rekolekcje były również na wysokim poziomie, ale miały w sobie coś przygnębiającego – być może to choroba Parkinsona przyćmiła nieco jego temperament. W trzecim roku rekolekcje prowadził jezuita z klasztoru św. Michała w Monachium, które były mniej wymagające, ale radosne i dodające otuchy. Opowiadał nam wiele zabawnych historyjek, między innymi o tym, jak przygotowując kazanie, gdy nic mu się nie układało, zakładał kapelusz księdza Mayera i natychmiast otrzymywał upragnione natchnienie.

Zanim Joseph Ratzinger rozpoczął pracę jako wikary w Bogenhausen, został na kilka tygodni „wypożyczony” do parafii w Moosach na północy Monachium i musiał tam robić wszystko. Dla neoprezbitera oznaczało to wiele pracy, a dziś prawdopodobnie byłoby to zbyt wiele dla młodego wikarego. Czy nie było to dla niego, mówiąc nieco potocznie, za dużo pracy?

Dla mnie nie było to nazbyt wiele pracy. Potrzebowałbym jednak wskazówek w wielu sprawach, ale proboszcz był na urlopie z powodu zawału serca, a wikary był wikarym. Również siostra parafialna była nieobecna, więc nikt nie mógł mi udzielić wskazówek w trudnych sprawach. Sama praca w Moosach była również piękna, ale problematyczna bez tych wskazówek.

Młody wikary jest najczęściej opisywany przez ludzi, którzy go wtedy spotykali, jako powściągliwy, żyjący bardziej wewnętrznie niż zewnętrznie, wyhamowany, wręcz nieśmiały w stosunku do ludzi. Proboszczem parafii Najświętszej Krwi Chrystusa był wówczas ks. Max Blumschein. Oczywiście od razu rozpoznał w swoim nowym wikarym błyskotliwego teologa, ale zauważył też jego nieśmiałość. Czy decyzja o wyborze dalszej drogi poza pracą w parafii dojrzewała może już w tych pierwszych dniach posługi duszpasterskiej?

Już znacznie wcześniej myślałem o karierze teologa. W końcu napisałem pracę o św. Augustynie, nagrodzoną przez wydział teologiczny za rok akademicki 1950/51, i ocenioną jako summa cum laude, tak że do doktoratu brakowało mi tylko rigorosum i nie miałem pewności czy będę mógł się do niego przygotować łącząc to równolegle z pracą wikarego.

POSŁUGA W KONFESJONALE

Czy Bogenhausen było szczególnie religijne i pobożne, szczególnie miejskie, szczególnie katolickie?

Pochodząc z małego miasteczka Traunstein, nie postrzegałem Monachium jako szczególnie katolickiego. Bardzo zaskakujące było dla mnie poznanie religijnej strony miasta poprzez moją posługę kapłańską, podczas gdy do tej pory, w czasach studenckich, zwracałem uwagę przede wszystkim na akademicki profil Monachium. Teraz, ku mojemu zdumieniu, uświadomiłem sobie, jak wiele wiary kryje się w tym mieście i jest ona siłą, która ludzi łączy ze sobą.

Czy były „miejsca odosobnienia”, może poza budynkami kościelnymi?

Jedno z moich «miejsc odosobnienia» znalazłem nie na zewnątrz budynku kościelnego, ale właśnie w jego wnętrzu, a mianowicie w konfesjonale. Proboszcz ks. Blumschein był zdania, że trzeba dać jak najwięcej okazji do spowiedzi i raczej spędzić tam godzinę nie spowiadając nikogo, niż pustym konfesjonałem zniechęcić kogoś do spowiedzi. Musiałem więc być w konfesjonale każdego ranka o godzinie szóstej, aż do Mszy świętej o godzinie siódmej, którą odprawiałem. Prawie zawsze ta godzina pozostawała wolna, tak jak w sobotnie popołudnia, gdy konfesjonał był otwarty od czwartej do ósmej wieczorem, a chętni do spowiedzi pojawiali się dopiero późno. Szczególnie cenna była dla mnie godzina poranna, aby powoli przygotować się do dnia i w spokoju odmówić część bardzo jeszcze wtedy długiej modlitwy brewiarzowej.

Późniejszy profesor dogmatyki siedzi w konfesjonale i wybacza grzesznikom. W swoim pierwszym Wielkim Tygodniu jako wikary spędził w konfesjonale prawdopodobnie 30-40 godzin. W swojej autobiografii „Moje życie” pisze: „W ten sposób doświadczyłem bardzo bezpośrednio, jak bardzo ludzie czekają na księdza, jak bardzo czekają na błogosławieństwo, które płynie z mocy sakramentu. (...) Widzieli w nas ludzi, których dotknęła misja Chrystusa i mogli nieść Jego bliskość ludziom”. Brzmi to dość metafizycznie, ale mówiąc bardzo praktycznie – czy sam poszedłby na nabożeństwo i spowiedź do wikarego Ratzingera?

Zawsze lubiłem odprawiać nabożeństwa, ale posługa w konfesjonale była dla mnie trudna. Nawet jeśli wiele spowiedzi pozostawało dość schematycznych, zawsze pojawiały się prawdziwe wydarzenia wiary, które sprawiały, że odczuwałem potrzebę i piękno tej posługi. Mogłem doświadczyć, jak niektórzy ludzie sami również na nowo otwierali się przez spotkanie z samym Bogiem i pozwalali, aby ich życie zostało na nowo ofiarowane przez Pana.

Oprócz spowiedzi, kilka razy w tygodniu jeździł rowerem po Monachium na pogrzeby, udzielał chrztów i ślubów. Musiał uczyć w szkole podstawowej, która do dziś znajduje się na terenie parafii. Był również odpowiedzialny za pracę z młodzieżą w parafii. Było to wielkie wyzwanie dla kogoś, kto dopiero co ukończył studia i nie miał żadnego doświadczenia praktycznego. Czy czuł się potrzebny, wykorzystywany przez wyższe instancje lub wyzyskiwany? Które z przydzielonych zadań było dla niego najważniejsze? Patrząc z perspektywy czasu, na co zabrakło miejsca?

Myśl o byciu wykluczonym lub wykorzystywanym nigdy nie przyszła mi do głowy, ale świadomość, że jestem potrzebny, już tak. Najważniejszą rzeczą pod względem poświęconego czasu była po prostu praca w szkole. Musiałam prowadzić około dziesięciu lekcji tygodniowo w czterech klasach z różnych przedmiotów, a to wymagało przygotowania. Posługa kaznodziejska wymagała również czasu wewnętrznego i zewnętrznego. Nie poświęcałem wystarczająco dużo czasu na pracę z młodzieżą, choć byłoby to miłe.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 25 kwietnia

Czwartek, IV Tydzień wielkanocny
Święto św. Marka, ewangelisty
My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego,
który jest mocą i mądrością Bożą.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mk 16, 15-20
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter