28 marca
czwartek
Anieli, Sykstusa, Jana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Abp Wojda: powinniśmy z większą pokorą podchodzić do doświadczenia innych

Ocena: 0
2205

Małe zaangażowanie świeckich, konieczność ożywienia duszpasterstwa młodzieży i schematyzmy myślowe wywiedzione z czasów komunizmu – to zdaniem abp. Tadeusza Wojdy główne wyzwania stojące przed Kościołem w Polsce.

fot. pixabay.com

– Powinniśmy z większą pokorą podchodzić do doświadczenia innych i nie bać się z nimi konfrontować – stwierdza też w rozmowie z KAI metropolita białostocki.

Abp Wojda mówi także o relacjach z Kościołem prawosławnym na Podlasiu i perspektywach ekumenizmu, o przyszłości chrześcijaństwa w Polsce i Europie, tłumaczy czym jest dla niego wydarzenie eucharystyczne w Sokółce i stara się wyjaśnić, dlaczego część księży w Polsce krytykuje papieża Franciszka.

Publikujemy treść rozmowy z abp. Tadeuszem Wojdą, metropolitą białostockim:

Tomasz Królak (KAI): Mija rok posługi Księdza Arcybiskupa jako metropolity białostockiego. Objęcie tej funkcji wiązało się z powrotem do Polski po kilkudziesięcioletnim pobycie za granicą, związanym z rzymskimi studiami, a potem pracą w Watykanie. Tym bardziej ciekaw jestem, co wydaje się Księdzu największym wyzwaniem tej archidiecezji? 

– Przez te wszystkie lata spędzone we Włoszech obraz Kościoła, jaki miałem myśląc o polskiej wspólnocie, to obraz Kościoła tradycyjnego, co było także efektem sytuacji społeczno-politycznej. Przyznam, że Podlasie było dla mnie chyba najmniej znane, nigdy dotąd w tych stronach nie byłem.
Ku miłemu zaskoczeniu zobaczyłem w mojej diecezji Kościół żywy, dynamiczny, działa tu wiele ruchów i grup religijnych. Niemniej od samego początku uderzyło mnie też małe zaangażowanie świeckich, ich wciąż słabe poczucie odpowiedzialności za Kościół. Może to wynika z tego, że jest tu dużo powołań. Diecezja białostocka, jedna z mniejszych w Polsce, liczy 115 parafii i aż 400 księży.

KAI: Wobec tej obfitości duchownych, świeccy czują się „zwolnieni” z odpowiedzialności za Kościół? 

– Chyba tak. Dlatego niedawne warsztaty kapłańskie poświęciliśmy posłudze nadzwyczajnej świeckich. Chodzi mi o to, żeby powoli wprowadzać ich w koordynowanie duszpasterstwa, w posługę stałego diakonatu i akolitatu oraz jeszcze bardziej w katechizację. Trzeba pamiętać, że obecnie, po około 25 latach od powrotu religii do szkół, pierwsza fala katechetów właśnie odchodzi. Powstaje pewna luka, dlatego chcemy poruszyć i wprowadzić na szerszą skalę formację świeckich do katechizacji. 

28 maja na II sesji warsztatów omówimy udział świeckich w kolegialności Kościoła. Obecny będzie m.in. kard. Ryłko, wieloletni przewodniczący Papieskiej Rady ds. Świeckich. Rola laikatu w Kościele to pierwsze spośród ważnych zagadnień, które chcę w diecezji rozwijać. 

KAI: Czyli to, co najbardziej uderzyło Księdza po długiej nieobecności w Polsce, to kwestia słabego zaangażowania świeckich?

– Poniekąd tak. Przez wiele lat żyłem w Kościele działającym w innych realiach. Wiadomo, że na Zachodzie powołań jest zdecydowanie mniej. Większe zaangażowanie świeckich wynika z tego, że widzą oni dla siebie większe możliwości zaangażowania się w Kościół. U nas być może nie było aż tak wielkiej potrzeby. Ale może pokutuje jeszcze świadomość wyniesiona z komunistycznej przeszłości, a polegająca na skrywaniu tego, co dotyczy działalności Kościoła, a więc: im mniej osób zna jego realia – tym lepiej.

KAI: Płacimy cenę za „uśpienie” świeckich, które było nieuchronnym efektem takiej praktyki?

– Myślę, że coś z tego jest, że pozostało coś z mentalności „wróg nie śpi” i zakładającej czujność wobec służb, donosicieli itd. Kreowało to relacje nieufności nie tylko wobec świeckich, ale i między księżmi, bo wiemy, że różnie bywało. Ten schematyzm myślowy czasami jeszcze daje o sobie znać.

Innym problemem jest zbytnie przywiązanie do doświadczenia, czego wyrazem, na nowe propozycje, są niekiedy stwierdzenia: „zawsze tak było”, „nigdy tak nie było”, lub „po co zmieniać, jeśli to funkcjonuje”.
Kolejnym wyzwaniem jest dla mnie duszpasterstwo młodzieżowe. Mamy 13 instytutów studiów Wyższych: Politechnikę, Uniwersytet Białostocki i szereg innych uczelni, w których kształci się 30 tys. studentów. Prowadzimy cztery dosyć dobrze zorganizowane ośrodki duszpasterskie, ale skupiają one wciąż stosunkowo niewielki procent studentów. Widzę jednak, że przemyślane formy przyciągają młodych. Na przykład w Wielkim Poście, gdy świetne rekolekcje głosił polski misjonarz pracujący w Ziemi Świętej, na Pustyni Negew, katedra była pełna.

Dostrzegam także potrzebę większego „umisyjnienia” naszej diecezji. Mamy pięciu misjonarzy: dwóch na Kubie, dwóch w Ekwadorze, jednego w Argentynie, ale to trochę za mało. W Wielki Czwartek zaapelowałem do wszystkich księży o to, by się zgłaszali do pracy misyjnej, bo z różnych krajów, zwłaszcza afrykańskich, nadchodzą do mnie prośby w tej sprawie. Chciałbym odpowiedzieć pozytywnie, bo musimy się dzielić bogactwem naszych powołań. Tylko Kościół, który jest hojny i otwarty na współpracę jest Kościołem, który nieustannie się odradza i buduje swoją wiarę. Jan Paweł II mówił, że wiara się umacnia, gdy jest przekazywana. 

Kolejna diecezjalna konieczność to wzmocnienie rodzin i młodych małżeństw. Owszem, mamy wiele instytucji, są tzw. wieczory dla zakochanych, które gromadzą coraz liczniejszą grupę ludzi, poradnictwo rodzinne w wielu parafiach. Ale chcemy też wprowadzić stałe towarzyszenie młodym małżeństwom, na wzór tego, co zapoczątkował na warszawskiej Pradze abp Hoser. 

KAI: Zjawisko szybko rozpadających się małżeństw zapewne nie omija Podlasia.

– Nie omija, niemniej nie jest to aż tak poważny problem jak w Polsce zachodniej czy w dużych miastach. Tradycyjna mentalność i świadomość nauczania Kościoła są tu dosyć mocne. Nie mamy aż tak dużych przemieszczeń ludności, więc zachowuje ona wierność Kościołowi. Na Podlasiu średnia uczestnictwa w niedzielnej Mszy jest bardzo wysoka, bo przekracza 47 proc. Nie widzę też dysonansów pomiędzy Kościołem a administracjami różnych szczebli czy np. szkołami. Jest ogromnie dużo współpracy, wzajemne wspieranie różnych inicjatyw mających na celu dobro rodziny, pogłębienie wiary oraz rozwój społeczny. 

KAI: Podlasie to region bardzo znaczący ekumenicznie. Jak widzi Ksiądz Arcybiskup relacje z miejscowymi 
prawosławnymi, jaka powinna być perspektywa tych relacji, także w wymiarze praktycznym, to znaczy działań modlitewnych, charytatywnych, kulturalnych, społecznych? 

– Historia sprawiła, że Podlasie jest pograniczem wyznań i kultur z wyraźną obecnością Kościoła prawosławnego, zdecydowanie śladową – protestanckiego. Na terenie diecezji białostockiej żyje około 15 proc. prawosławnych, a w kilku przygranicznych wioskach na południu archidiecezji stanowią oni nawet zdecydowaną większość.

Od zawsze towarzyszyła mi świadomość, że Kościół prawosławny jest najbliższym nam Kościołem. Podróżując po różnych krajach zawsze starałem się wchodzić do cerkwi – żeby popatrzeć, ale i żeby odmówić „Ojcze nasz” w intencji zjednoczenia tych dwóch Kościołów. 

Mam dobre relacje z prawosławnymi biskupami. Często się spotykamy, organizujemy spotkania ekumeniczne, wspólnie się modlimy w Adwencie czy z okazji wielkich świąt chrześcijańskich, spotykamy się na święceniu opłatków, składaniu życzeń w różnych instytucjach. Współpracujemy też na polu charytatywnym. W wielu parafiach, choć może nie wszędzie, są wręcz wspaniałe relacje pomiędzy proboszczami obydwu wyznań. Ten ekumenizm praktyczny rozwija się więc bardzo mocno, bo przecież ci ludzie żyją w tych samych wioskach, a także tworzą katolicko-prawosławne związki małżeńskie i nierzadko uczestniczą w liturgiach obydwu Kościołów.

KAI: Kwestia małżeństw mieszanych nie przysparza problemów w takich rodzinach, np. co do tego w jakiej wierze dziecko ma być wychowywane?

– Takich konfliktów nie można nigdy uniknąć i czasami słyszę o trudnych przypadkach. Ale trzeba pamiętać, że w grę wchodzą nie tylko kwestie religijne, ale też sprawy charakteru, niedoboru partnerów. Słyszę też czasami, że księża prawosławni nie chcą dawać pozwoleń na chrzest w Kościele katolickim, lub wydawać zaświadczeń przedślubnych dla małżeństw mieszanych, więc występują czasami małe nieporozumienia. Niemniej nie są to częste przypadki i ogólnie rzecz biorąc więcej nas na co dzień zbliża, niż dzieli.

KAI: Co do ekumenizmu w skali szerokiej, to pomimo dialogu różnych szczebli, prowadzonych przez rozmaite gremia, zakładany cel: jedność wyznawców Chrystusa, wydaje się wciąż bardzo odległa... 

– Myślę, że przede wszystkim powinniśmy sobie zadać pytanie, co rozumiemy przez zjednoczenie. Nie sądzę, by Kościół prawosławny mógł stać się częścią Kościoła łacińskiego albo odwrotnie: abyśmy mogli wrócić do stanu rzeczy sprzed 1054 roku. Niemniej, Kościół ma bardzo wiele różnych form zbliżenia, współpracy i form rozumienia jedności w ramach Kościoła łacińskiego. Weźmy choćby ryt Piusa V, ryt mediolański, prefekturę personalną tych, którzy przechodzą do Kościoła katolickiego z anglikanizmu, mimo wcześniejszych różnic.

Każdy powinien robić to, co do niego należy, a przede wszystkim modlić się i polecać Duchowi Świętemu jedność, która pewnie kiedyś nastąpi. Kiedy i w jakiej formie? Dziś nie jesteśmy tego w stanie określić ani nawet zrozumieć jak mogłaby wyglądać. Ale Duch Święty czuwa nad całym Kościołem, a Pan Bóg jest Ojcem wszystkich ludzi. Bóg zapewne prowadzi nas ku jakiejś jedności.

KAI: Jaki jest obecnie stan kościelnych badań nad tzw. Wydarzeniem Eucharystycznym w Sokółce? Czym ta niewyjaśniona z punktu widzenia nauki sprawa jest dla Księdza osobiście?

– Czy to jest niewyjaśnione? Raczej: niewyjaśnialne, bo to co można było wyjaśnić zostało już wyjaśnione.
KAI: Nauka jest bezradna.

– Tak. Dwoje profesorów Uniwersytetu Białostockiego, którzy niezależnie badali tę tzw. „materię eucharystyczną” i to przy pomocy wysokiej klasy aparatury, doszło do tych samych wniosków: to część mięśnia sercowego człowieka w stanie agonii. Skąd się miała wziąć cząstka ciała ludzkiego na hostii, której część zamieniło się w ludzkie ciało? To dla nas ewidentny znak, że Jezus Chrystus czegoś od nas oczekuje. Staramy się zgłębić ten znak, odczytać przesłanie. Może to jest wezwanie do powrotu do źródeł? Przypomnienie, że w Eucharystii tkwi siła do wzmocnienia naszych rodzin i osób, zwłaszcza tych najbardziej zdezorientowanych? A może Chrystus Eucharystyczny domaga się jakiejś ekspiacji na popełniane grzechy, zwłaszcza w zakresie czystości? Może jest widzialnym znakiem na słabnącą wiarę? A może swoją obecnością pragnie dodać otuchy Kościołowi w Polsce i Europie, zwalczanemu przez różne media? Często przecież jego działania komentowane są jednostronnie, nieustannie podrywa się jego autorytet itd. Może to jest odpowiedź Boga? 

Myślę, że naszą z kolei odpowiedzią na ten znak jest zbliżanie się do Eucharystii i przyjmowanie jej jako obecności żywego Jezusa pośród nas. Bo Jezus chce, żebyśmy tak właśnie Go widzieli: jako żywą, obecną pośród nas Osobę, jak wtedy, gdy po Zmartwychwstaniu zjawił się uczniom w drodze do Emaus i rozpoznali Go, gdy łamał dla nich chleb, albo gdy przybył do wieczernika i tam jadł z nimi rybę. Wcześniej nad Jeziorem Genezaret Jezus łamie chleb i rozdaje tłumowi. On chce, żebyśmy rozpoznawali Go, jako wciąż żywego i obecnego, właśnie na łamaniu chleba. Eucharystia jest więc żywą obecnością Jezusa Chrystusa. I może ten znak był po to, byśmy sobie uświadomili, że On pozostaje ciągle z nami, towarzyszy nam w drodze, chce nam pomagać w trudnych sytuacjach, umacniać naszą wiarę i nadzieję. 

KAI: Czy spodziewa się Ksiądz Arcybiskup, że doczeka czasu, gdy Stolica Apostolska orzeknie nadprzyrodzony charakter wydarzenia w Sokółce?

– Gdy chodzi o wydarzenia nadzwyczajne, Kościół zawsze zachowywał zdrową powściągliwość. Ale myślę, że wcześniej czy później Stolica Apostolska w tej sprawie się wypowie. Ja na to nie nalegam i nie ponaglam. Oczywiście, gdy następnym razem będę w Rzymie, spytam o Sokółkę. Minęły dwa lata od złożenia w Kongregacji Nauki Wiary całej dokumentacji.

Ale, z drugiej strony, do pogłębienia wiary watykańskie orzeczenie nie jest aż tak bardzo niezbędne. To, czego potrzeba to tego, by ludzie się modlili, żeby pielgrzymowali do Sokółki szukając umocnienia w wierze i składali w ręce Jezusa wszystkie problemy i sprawy, by się spowiadali i wracali duchowo pokrzepieni.

KAI: Nadchodzący synod i ŚDM w Panamie powinny skłaniać Kościół do przemyślenia kwestii młodzież mocnych i słabych punktów duszpasterstwa młodego pokolenia.

– Dostrzegam i pozytywy, i cienie. Po pierwsze nie zgadzam się z obecną w mediach opinią, że młodzież ucieka od Kościoła, że go nie chce, że jest nim znudzona. Ja tego nie widzę. Owszem, jeśli porównamy sytuację dzisiejszą z tą sprzed 20-30 lat, to dziś w życiu Kościoła uczestniczy pewnie mniej młodzieży, ale to jest też problem demograficzny. 

Wydaje mi się, że młodzież dzisiaj nie zadowala się formami duszpasterstwa tradycyjnego. Ona czegoś szuka, jest otwarta, nie boi się wyzwań, które stawia Chrystus. Młodzież pragnie zrozumieć te wyzwania, ale chce, żeby przekaz był prowadzony językiem zrozumiałym. Często młodzi nie rozumieją kazań, mówią, że są zbyt teologiczne, z „przeszłości”. Oni chcą odnaleźć w tych naukach swoje życie, odniesienia do konkretnych problemów, pytań, przeżywanych wątpliwości. Na kazania mówione żywym językiem, pozbawionym teologicznego żargonu, reagują bardzo żywo.

Młodzi są otwarci, potrzebują tylko duszpasterza, który będzie ich rozumiał, miał dla nich czas, słuchał ich i był gotów pomóc im w rozwiązywaniu konkretnych problemów. Ale tacy duchowni też przecież są, zyskując wielkie uznanie i sympatię młodych ludzi.

Trzeba dodać, że część młodzieży wyrasta z małżeństw osób niewierzących, pogubionych, podzielonych, gdzie nie było wiary lub była ona znikoma. Ci ludzie, pod wpływem niechętnych Kościołowi mediów, mają pewną trudność co do możliwości rozwoju wiary. Dużo zależy tu od mądrości ich wierzących koleżanek i kolegów, czyli tych, którzy mają relacje z rówieśnikami dalekimi od Kościoła. Młodzież żywo reaguje na świadectwa ludzi niegdyś życiowo pogubionych i uległych różnym uzależnieniom, a którzy się nawrócili się i dziś dzielą się doświadczeniem spotkania Boga, opowiadają w jaki sposób ich uratował. 

KAI: Paweł VI mówił, a potem przywoływał te słowa Jan Paweł II, że współczesny świat potrzebuje raczej świadków niż nauczycieli.

– Tak, Paweł VI wskazywał, że jeśli dzisiaj młody człowiek słucha, to dlatego, że ten, którego słucha jest świadkiem. Im bardziej świadectwo duszpasterza, biskupa będzie autentyczne, tym młodzi będą bardziej garnąć się do Kościoła.

KAI: A na ile sprawdza się katecheza w szkole? Odnoszę wrażenie, że status lekcji religii, jako po prostu jednego ze szkolnych przedmiotów, gdzieś pomiędzy polskim a fizyką, albo nawet na początku czy końcu dnia, może grozić strywializowaniem tej wielkiej problematyki.

– Zgadzam się. Wprowadzenie religii do szkół było na pewno jakimś elementem pozytywnym, bo dającym każdemu możliwość pogłębienia świadomości religijnej. Ale, niestety, ta religia sprowadza się tu do przedmiotu i do przedmiotowego traktowania Boga. Z tego punktu widzenia myślę, że ta lekcja trochę traci. „Wpisane” w sferę religijności przeżycie nie jest już tym przeżyciem, jakie powinno takiej lekcji towarzyszyć. 

Biskupi i duszpasterze zdają sobie sprawę z tego, że nie jest to może najszczęśliwsza forma dotarcia do młodzieży z przekazem religijnym. Z drugiej strony te lekcje na pewno uratowały wielu młodych ludzi. Ale trzeba czegoś więcej, stąd różne duszpasterstwa młodzieżowe, katechizacja przed bierzmowaniem, o którym mówi się, że jest to „sakrament pożegnania z Kościołem”. Nie zgadzam się z tym tak do końca, bo wielu młodych ludzi jednak zachowuje z Kościołem żywy kontakt, a duszpasterze powinni pracować nad tym, żeby młodzi oczekiwali tego „czegoś więcej”. Jeśli będzie coś atrakcyjnego, to młodzież przyjdzie. Dlatego chcemy, żeby po bierzmowaniu zachęcać do włączenia się do jednej z wielu grup duszpasterskich, jakie u nas działają.

KAI: Sytuację religijności w Polsce – tej, która da się ująć statystycznie – po 1989 określa się mianem „pełzającej sekularyzacji”. Jeśli chodzi o uczestników niedzielnych Mszy obecnie jest to już mniej niż 40 proc., (w niektórych regionach nawet około 10 proc.), choć w skali Europy wciąż stanowimy fenomen. A jak będzie za 10-20 lat? W jakim kierunku pójdzie polska religijność – zarówno jeśli chodzi o praktyki, jak i to, czego nie widać... ?

– Przede wszystkim widzę sekularyzację, jaka ogarnia nasze rodziny i nasze życie na wszystkich poziomach. Pośród wielu przyczyn jest nienawiść wsączana w ludzi każdego dnia przez media.

KAI: We Włoszech tak źle o Kościele się nie mówi?

– W ostatnich czasach też to się pojawia, zresztą to jest od jakiegoś czasu, powiedzmy siedmiu, ośmiu lat, nasiliło się to w całej Europie. Media podają prawdziwe lub fałszywe informacje o pojedynczych zachowaniach księży, by przekonywać, że Kościół to jest coś najgorszego pod słońcem. Albo, że Kościół to pozostałość Średniowiecza, że sprawa absolutnie prywatna itd. Wiele jest też, zwłaszcza w telewizji, dowcipów mających ośmieszyć Kościół, księży, religię, Boga. To nie są niewinne rzeczy, bo systematycznie wsączane pozostają w człowieku, kształtują świadomość, niszczą poczucie sacrum.

Religia wyśmiewana bywa także w szkole i to przez nauczycieli, promuje się postawy gender czy zupełnie liberalną seksualność, programy telewizyjne zachęcają do wygrywania pieniędzy, a ich posiadanie czyni się jedyną miarą sukcesu. Wszystko to prowadzi do sekularyzacji.

Pomimo tego, jesteśmy w Europie fenomenem pod względem praktyk religijnych. A dlaczego? Bo u nas była katechizacja, dwie godziny tygodniowo, podczas gdy w wielu krajach prawie ją zarzucono. Drugą przyczyną tego fenomenu są rekolekcje parafialne – adwentowe i wielkopostne, rekolekcje dla różnych grup i ruchów. Na Zachodzie tych rzeczy prawie nie ma. Trzecia sprawa – spowiedź, która u nas jest obecna, co wynika z faktu, że ludzie nie zatracili poczucia grzechu. Na Zachodzie takiego poczucia nie ma, bo przejmuje z protestantyzmu przekonanie, że właściwie jest to osobista sprawa pomiędzy nim a Bogiem. „Pojednam się z Bogiem osobiście, po co mi ksiądz?” Praktykowane na Zachodzie absolucje generalne prowadzą do takiego myślenia.

Na fenomen polskiej religijności złożyła się także działalność całego szeregu duszpasterstw specjalistycznych: rodzin, młodzieży, studentów, a także bardzo mocnych ruchów katolickich, takich jak Światło-Życie czyli Oazą, która uformowała setki tysięcy młodzieży. To był fenomen! Trzeba oddać ks. Blachnickiemu, że stworzył tak wspaniały ruch.

Ponad 94 proc. Polaków to ludzie ochrzczeni. Owszem, może ta nasza wiara jest niekiedy płytka, ale klimat sprzyjający religii – jest. Przecież ogromna liczba powołań - to też jest świadectwo wiary konkretnych ludzi.

KAI: A jak ta wiara będzie wyglądać za 20 lat?

– Praktykujących będzie na pewno mniej niż dzisiaj. Ale pamiętam, jak na początku lat 90. wieszczono powszechnie, że kościoły opustoszeją. Nie opustoszały. Owszem, odpadli ci, którzy mieli takie czy inne wątpliwości, ale u innych wiara się ugruntowała. Wynikała bowiem nie tylko z przekonania, że Kościół to wspólnota ludzi wolnych od zewnętrznej opresji, ale zrozumienia, że wiara jest czymś więcej, że w tym Kościele jest Jezus Chrystus i zaczęli dorastać w wierze. 

Nie obawiam się, że dojdzie u nas do tego, co stało się w Irlandii czy Stanach Zjednoczonych. Bo nawet w Irlandii, po tych wielkich trudnościach, Kościół się odradza i regeneruje, w Stanach – jeszcze bardziej.

KAI: W Irlandii główną przyczyną odejść z Kościoła były skandale pedofilskie z udziałem duchownych. Nadzieja, że u nas tego nie będzie wynika z założenia, że skala tych przestępstw w Irlandii była nieporównywalnie większa od tego, co miało miejsce w Polsce?

– Tak, myślę, że była inna skala, choć nie mam konkretnych danych. To prawda, u nas także to się zdarza i być może jeszcze jakieś sprawy wyjdą. Ale jestem przekonany, że nie będzie ich dużo. Bo myślę, że świadomość wiary jest w Polsce zupełnie inna. Ufam, że takich problemów nie będzie, a jeśli będą – cóż, trzeba będzie się z nimi zmierzyć. Jestem spokojny o Kościół. Może warto też przytoczyć w tym miejscu słowa Pana Jezusa do siostry Faustyny, że jak długo w Polsce zachowa się wiara, tak długo Kościół będzie mocny i pozostanie promieniem nadziei dla innych krajów w Europie.

KAI: Czy Kościół w Polsce wolny jest od pokusy budowania sojuszu z władzą, przymierza ołtarza z tronem?

– Taka pokusa zawsze istniała, i często się to przejawiało w takiej czy innej formie. Ale Kościół ma świadomość, że każde zbyt mocne łączenie tronu z ołtarzem prowadzi do klęski Kościoła. Kościół musi być od tego wolny, musi być ponad tym. Tak jak Ewangelia jest ponadczasowa, ponadpartyjna, ponad podziałami, ponad wyznaniami religijnymi. 
I tego trzeba bronić i dążyć do tego, żeby takich powiązań nie było.

Oczywiście, przy realizacji rożnych projektów społecznych służących wspólnemu dobru, dopuszczalne jest angażowanie się Kościoła. To jest zrozumiałe i nie oznacza od razu jakichś sojuszy, choć niekiedy media wyłapują przykłady takiej współpracy, chcąc dowieść istnienia jakiegoś polityczno-kościelnego interesu. Jeśli Kościół widzi jakieś dobro: duchowe, społeczne, narodowe, to wtedy owszem, będzie współpracował dla dobra człowieka.

KAI: „Aby była głoszona Ewangelia” brzmi Księdza zawołanie biskupie. Jak tę Ewangelię głosić w Polsce XXI, by można było oczekiwać plonów?

– Ewangelia jest czymś ponadczasowym i nawet jeśli w Polsce wydaje nam się, że jesteśmy Kościołem „zewangelizowanym”, to jednak trzeba by zapytać, czy taką jest również nasza kultura. Cała ewangelizacja prowadzi do tego, żeby kultura, w której żyjemy była przesiąknięta wartościami ewangelicznymi. I tu powstaje pytanie: czy nasza polska kultura jest do końca przesiąknięta Ewangelią? W dużej mierze – tak. Ale trzeba tę kulturę podtrzymywać i karmić.

Każdy Kościół partykularny, ze swoim lokalnym kolorytem, jest skarbem wzbogacającym Kościół powszechny. Chodzi o pokazanie, że choć jesteśmy bogaci Ewangelią, to nie oznacza, że już wszystko zostało tu zrobione. Jako tutejszy biskup chcę zapraszać do Białegostoku inne osoby ze świata zachodniego, aby prowadzić swego rodzaju konfrontację i wymianę doświadczeń różnorodności i bogactwa Kościoła. Dlatego na święto Matki Bożej Ostrobramskiej, która jest naszą patronką, zaprosiłem ks. abp. Jana Pawłowskiego z Rzymu, dyplomatę w różnych krajach, po to, żeby pokazywać różne oblicza tego samego Kościoła. 

Papież Franciszek mówi, że Kościół ma być tym „szpitalem polowym”, który poszukuje wszystkich i do wszystkich wychodzi. Myślę, że tutaj mamy jeszcze sporo do zrobienia. Staramy się zastanawiać w różnych gronach, jak do tych ludzi docierać, co jeszcze musimy zrobić, tak, by Ewangelia była głoszona wszystkim, także tym, którzy nie utrzymują kontaktu z Kościołem. Najpierw trzeba do tych ludzi dotrzeć, odnaleźć ich, odszukać poprzez specyficzne duszpasterstwa, które się w tej chwili rozwijają. Sam staram się też być do ich dyspozycji, wychodzić, być na różnych spotkaniach, żeby pokazać, że jestem także dla tych ludzi i ukazywać Kościół jako instytucje, która ma im służyć pomocą, a nie jeszcze bardziej skomplikować życie.

KAI: Przez całe dziesięciolecia przekonanie o konieczności wychodzenia z Ewangelią do wszystkich była przytłumiona okolicznościami politycznymi i to chyba teraz pokutuje.

– Zgadzam się. Skoro wszyscy się garnęli do Kościoła, nie musieliśmy szukać ludzi – przychodzili sami. Dziś nie jest to już tak ewidentne i wielu duszpasterzy wychodzi „do świata” poprzez nowe, odmienne formy. Byłem na przykład bardzo zbudowany Ekstremalną Drogą Krzyżową. Bywa, że młodzież, która nie pójdzie do kościoła, w takim wydarzeniu bierze udział. Przejść 40 km nie jest tak łatwo, a młodzież lubi takie wyzwania. 

W naszym zachowaniu pokutowało też myślenie odrobinę „kastowe”: utrzymuję kontakt z tym, z kim mi jest dobrze, a pozostali mnie nie interesują. Tę mentalność trzeba zmieniać, bo nie jest ona ewangeliczna ani katolicka. Wszyscy tworzymy Kościół. Musimy wychować naszych wierzących, by nie odwracali się od ludzi potrzebujących, moralnie połamanych, pokiereszowanych i stawali się dla nich świadkami Bożego miłosierdzia. 

Jako biskup nie mam możliwości dotarcia do wszystkich, nawet księża nie trafią do każdego. Musimy uformować świeckich, zdynamizować ich, uczulić na kontakt z innymi, by byli przedłużeniem rąk biskupów i księży, a zwłaszcza Chrystusa i Jego miłosierdzia. To świeccy mają przekonywać tych potrzebujących bliźnich, zwłaszcza tych od Kościoła oddalonych, że nikt z nich nie będzie odrzucony. Bez świeckich nic nie zrobimy. 

KAI: Benedykt XVI pesymistycznie wypowiadał się o perspektywach chrześcijaństwa w Europie, jeszcze mocniej czynił to już jako papież-senior. A co sądzi o przyszłości chrześcijaństwa Ksiądz Arcybiskup? Czy doświadczenia z Kongregacji Ewangelizacji Narodów podpowiadają jakieś drogi wyjścia?

– Cóż, trudno być optymistą patrząc na dokonujące się w Europie Zachodniej odchodzenie od wiary. Ale to jest efekt końcowy procesu negowania przez nasz kontynent grecko-rzymskiej tożsamości kulturowej. Europa boi się mówić o swoich chrześcijańskich korzeniach.

Jan Paweł II, Benedykt XVI, a teraz Franciszek powtarzają, że Europa bez tożsamości to Europa bez korzeni, nie wie, w jakim kierunku ma iść. Bo przeszłość nadaje kierunek przyszłości. Jeśli nie wiem, skąd pochodzę i jaka jest moja tożsamość, to można ze mną zrobić wszystko. Zanegowanie tożsamości, historii, krzyża, religijności prowadzi do tego, że Europa nie wie, dokąd ma zmierzać. I jeśli nie dokona autorefleksji, to pójdzie w kierunku samounicestwienia. Osobiście wierzę, że do tego nie dojdzie, że w pewnym momencie Europa się ocknie, zrozumie swoje błędy. Póki co hołduje poprawności politycznej, także wobec islamu. A islam respektuje tylko tych, którzy bronią swojej tożsamości, dlatego obecną Europę uważają za kontynent, którego tożsamość jest w zaniku.

Wiemy, że tam gdzie było cierpienie – wiara się odradzała. Może Europa potrzebuje cierpienia? Może inaczej nie zawróci z drogi moralnego nihilizmu: uśmiercania starych i chorych, masowej aborcji z przyczyn czysto hedonistycznych, negowania jakichkolwiek wartości? Może więc potrzeba Europie tego cierpienia? Nie wiem.
Mimo wszystko dostrzegam promyki nadziei. 

Przyznam, że wielokrotnie myślałem o słowach Jana Pawła II z Redemproris missio, gdy mówi, że nadchodzi wiosna ewangelizacji. Może jej jeszcze nie widać, ale kto wie, może potrzeba tego odrodzenia poprzez zanegowanie własnej tożsamości? Może rzeczywiście odrodzi się, jak Feniks popiołów, chrześcijańska Europa? Może dzięki Światowym Dniom Młodzieży? Przecież widać, że młodzi na Zachodzie są zmęczeni tym nihilizmem, marazmem społecznym, kulturowym, ubóstwieniem „multi-kulti” i szuka czegoś nowego. I widzi, że tym czymś jest chrześcijaństwo, które daje jasne wytyczne życia, jasne wskazania jak żyć. Jesteśmy spadkobiercami tej wielkiej rewolucji kulturowej ’68, rewolucji liberalizmu seksualnego i zanegowania wartości. Mam wrażenie, że ta ideologia zaczyna powoli odchodzić. Młode pokolenie nie podziela już tych przekonań oraz wizji świata i Europy. Nie hołduje kształtującym Europę przez dziesięciolecia przekonaniom ojców i dziadków. Może więc słusznie mówi się o „pokoleniu JP2”? Dwa lata temu kilka milionów Francuzów wyszło na ulice, manifestując przeciwko przyjętym wcześniej ustawom o legalizacji małżeństw jednopłciowych, matkach zastępczych i sztucznemu zapłodnieniu oraz w obronie tradycyjnych małżeństw, rodziny i życia. I to we Francji, wydawałoby się – laickiej Francji! Gdzieś więc drzemie ta wiara. Słyszę, że we Francji, wobec braku księży, ludzie świeccy organizują liturgie, spotkania modlitewne itd. Podobno widać też wzrost powołań. Może więc Europa odbija się od dna i zaczyna szukać nadziei na przyszłość?

KAI: Póki co jednak, Franciszek nazywa Europę „bezpłodną staruszką”. Sam fakt, że pochodzi on z Ameryki Łacińskiej powinien zachęcać europejskich chrześcijan do dostrzeżenia bardziej uniwersalnego oblicza Kościoła. Co dzięki Franciszkowi zyskał Kościół w Polsce?

– Myślę, że idea Franciszka jest taka, że chce wstrząsnąć nieco już skostniałymi strukturami Kościoła, potrząsnąć fundamentami. Nie chodzi tu o dogmaty czy inne niezmienne sprawy Kościoła, ale o struktury, czyli element ludzki. Papież chce zachęcić instytucjonalny Kościół do myślenia. Uważam, że mu się to udaje, choćby poprzez ukazywanie nowych pól działania, nowych wyzwań czy wreszcie języka, który, co każdy łatwo zauważy, jest zupełnie inny od języka wielu poprzednich papieży. Franciszek zresztą sam mówi: nie chcę tworzyć nowych dogmatów ani na nowo ich interpretować – ja chcę i staram się tłumaczyć naukę Kościoła językiem współczesnym i nieść ją dzisiejszym słuchaczom.

Ten papież zmusza do refleksji pokazując konkretne sytuacje życiowe, egzystencjalne, które przeoczaliśmy, a może nie chcieliśmy ich zobaczyć? Zmusza nas, żebyśmy je dostrzegali i podjęli konkretne działanie. Myślę, że od tej strony Kościół, nie tylko ten w Polsce, zostaje odmieniony. Może jeszcze nie do końca, ale proces przemiany i podejmowania nowego myślenia – trwa.

KAI: Część księży uważa, że Franciszek ze szczególnym upodobaniem krytykuje właśnie duchowieństwo.

– Nie zgadzam się z taka opinią o papieżu. Uczestniczyłem w wielu spotkaniach księży z papieżem, w tym w dniach skupienia. To nieprawda, że papież zawsze gani kler. Owszem, często mówi, że to i to jest złe. Któregoś razu przedstawił nawet cały katalog grzechów dzisiejszych księży. Ale bardzo często podkreślał piękno posługi kapłańskiej, przybliżał postaci wspaniałych duchownych, cytował ich listy itd. Dużo złej roboty robią tu media, które wyłapują pojedyncze zdania i robią z tego swój przekaz, obliczony na poróżnienie i osłabienie Kościoła.

Zdarzają się też księża, którzy krytykują papieża. Czasem odnoszę wrażenie, że niektórym księżom się wydaje, że mają patent na wszystko, najlepiej wszystko wiedzą i robią. Nie dopuszczają przy tym myśli, że może być inaczej. A przecież gdybyśmy porównali realia europejskie z tymi w Ameryce Łacińskiej to zobaczymy, że tam są zupełnie inne formy duszpasterstwa. I nikt tego nie gani. Jeszcze inaczej jest Afryce, i też nikogo to nie dziwi, podobnie w Azji itd. Kościół jest tak bogaty w różne formy duszpasterstwa i posługi na różnych polach! Niekoniecznie nasze, polskie doświadczenie jest formą jedynie doskonałą.

KAI: I z tego właśnie, tzn. z niezrozumienia tej różnorodności wynika mocno niejednoznaczny odbiór Franciszka w samym Kościele, także w Polsce?

– Oczywiście. Ale sam pamiętam, że gdy przed laty wyjeżdżałem do Rzymu, to różne rzeczy, które konfrontowałem z polskim doświadczeniem wydawały mi się bardzo dziwne i niewłaściwe. Później, jeżdżąc po świecie uświadomiłem sobie, że to niekoniecznie jest tak, jak ja myślę; że mój punkt widzenia wcale nie musi być tą jedyną receptą na wszystko. Trzeba więc umieć i chcieć spojrzeć inaczej.

Im więcej mamy kontaktów ze światem i z Kościołami w różnych krajach i na różnych kontynentach, tym bardziej uświadamiamy sobie bogactwo Kościoła. Nadto, powinniśmy z większą pokorą podchodzić do doświadczenia innych i nie bać się z nimi konfrontować.

Jeśli natomiast mamy możliwość ofiarowania czegoś z naszego doświadczenia i czymś wzbogacić inny Kościół, to pięknie. Musimy jednak być otwarci również na możliwość przyjęcia czegoś od innych.

KAI: Czyli to nie jest tak, że Kościół doskonały to taki, który przypomina Kościół w Polsce?

– Doskonały Kościół będzie wtedy, gdy dotrze do Chrystusa Zmartwychwstałego, stanie się Jego autentycznym odbiciem i będzie doświadczał w pełnił Jego obecności.

Rozmawiał Tomasz Królak

***

Tadeusz Wojda urodził się 29 stycznia 1957 r. W 1976 r. wstąpił do Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego (Pallotynów). 8 maja 1983 r. święcenia kapłańskie w tymże zgromadzeniu. W maju 1984 został skierowany na studia misjologii do Rzymu na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim, które ukończył doktoratem z misjologii w 1989 r. 
Od 2 stycznia 1990 r. ks. Tadeusz Wojda rozpoczął pracę w Papieskim Dziele Rozkrzewiania Wiary i w Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów. W 2012 r. został mianowany przez papieża podsekretarzem w tejże Kongregacji.

12 kwietnia 2017 r. papież Franciszek mianował go arcybiskupem metropolitą białostockim. Święcenia biskupie przyjął 10 czerwca 2017 r. Podczas tej uroczystości odbył też ingres do archikatedry białostockiej.
Mottem posługi biskupiej abp. Tadeusza Wojdy są słowa z Ewangelii wg św. Marka 13,10 „Oportet praedicari Evangelium” (Aby była głoszona Ewangelia). Jest członkiem komisji misyjnej Konferencji Episkopatu Polski.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter