16 kwietnia
wtorek
Kseni, Cecylii, Bernardety
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Zdawany, kapłański sprawdzian

Ocena: 5
1228

Epidemia wirusa Covid-19 postawiła wobec nowych zadań wszystkich: służby medyczne, rząd, uczniów, nauczycieli i rodziców, osoby pracujące zwłaszcza w firmach prywatnych, artystów, sportowców itd. Dostosowywanie się do nowej sytuacji dotknęło w nie mniejszym stopniu duchownych. Jak sobie z nią poradzili?

Na całościową ocenę jest stanowczo za wcześnie. Pozostaną wypowiedzialne słowa i działania kapłańskie – zarówno te, które zmierzały do ograniczania wiernym udziału w praktykach religijnych, jak i te, które te praktyki wiernym ułatwiały. W bilansie zachowań oraz postaw - tak to nazwijmy – biernych i aktywnych wobec faktu epidemii koronawirusa te drugie zdaja się na szczęście zdecydowanie przeważać.

Kapłani nie tylko w Polsce nie mają łatwo - to żadne odkrycie. Nieżyczliwe traktowanie ich to niemal norma. Są – wrzucani wszyscy do jednego worka - posądzani o wszystko, co możliwe, z pazernością i pedofilią na czele. Sami też - będąc reprezentacją współczesnego społeczeństwa – mają nieraz te same, co my wszyscy, problemy ze sobą samymi. No i do tego epidemia koronawirusa, która postawiła proboszczów i wikariuszy wobec problemów, z których nie wszyscy, a przynajmniej nie do końca, zdajemy sobie sprawę.

Bardzo łatwo jest być dziś za nic nie odpowiedzialnym (także za własne słowa) wędrownym kaznodzieją-celebrytą, który wdzięcząc się do kamery tłumaczy na vlogu swoim wielbicielom, że „epidemia koronawirusa to błogosławieństwo".

Zdecydowanie trudniej jest być proboszczem czy wikariuszem w zwyczajnej parafii i widzieć jak z dnia na dzień z powodu narzuconych im ograniczeń odpływają wierni i nie wiadomo, kiedy wrócą, kiedy staje się przed ołtarzem i sprawuje Najświętszą Ofiarę Chrystusa i Kościoła, a na wezwanie do wspólnej modlitwy odpowiada jedynie echo, kiedy zaczyna brakować pieniędzy na nawet najbardziej podstawowe rzeczy, które dotąd finansowane były ze zbieranej wśród wiernych tacy.

Od 24 marca – kiedy rząd wprowadził absurdalny przepis ograniczający udział w liturgii w kościołach do 5 osób – codziennie dziesiątki, jeśli nie setki proboszczów stawało przed wyborem: wypraszać z kościoła ludzi, czy łamać wprowadzane przez państwo przepisy i zarządzenia swoich biskupów? A podsycane przez lewackie media donosy „życzliwych” na policję w tej sprawie trudno było zliczyć. Przychodziła policja, sypały się kilkusetzłotowe mandaty. Ci odważniejsi albo stawali w progach świątyń i odmawiali wejścia tym „nadliczbowym”, albo ukrywali ich po salkach katechetycznych, bocznych kaplicach, zakrystiach i plebaniach – by ujawniali się tylko na moment Komunii św. Wszystko, byleby w jednym pomieszczeniu nie było więcej, niż 5 osób. Ile nasi księża mieli przy tym dylematów, konfliktów sumienia – to wie jeden Bóg.

Do tego dochodzi dojmujące poczucie kapłańskiej odpowiedzialności. Po pierwsze – za ludzi, by w jakkolwiek sposób nie narazić na zakażenie wiernych, pracowników parafii, siebie samych. Jak o nich maksymalnie zadbać, chronić ich? Po drugie – odpowiedzialności za duchowe życie parafii. Jak ma w tej sytuacji wyglądać duszpasterstwo? Jak – w kościele i indywidualnie - wyspowiadać kogoś na odległość? Jak wiernym zorganizować wirtualne uczestnictwo we Mszach św.? W wielu parafiach organizowana jest na co dzień różnoraka pomoc osobom starszym, potrzebującym. Jak tę pomoc utrzymać i rozwinąć na nowe osoby „zatrzymane w domach” w związku z koronawirusem?

Mimo braku ludzi w kościołach jesteśmy po tygodniach intensywnej pracy. Dyżury do spowiedzi, w maseczkach, z dezynfekcją klamek, kratek konfesjonału i uważaniem na odległość między penitentem a spowiednikiem. Komunia święta, co pół godziny, z ciągłą uwagą, żeby odbyło się wszystko możliwie jak najbardziej higienicznie. A do tego zdjęcia robione przez ludzi z tyłu kościoła – jako dowód na policję, że w kościele było więcej niż pięć osób. Jest tego wszystkiego dużo

- zwierzył mi się niedawno ks. Marek Kruszewski, proboszcz parafii św. Patryka na stołecznym Gocławiu. To wszystko było i nadal, choć już w mniejszym stopniu, jest kapłańska codzienność.

W seminarium nie szkoli się kleryków z organizowania transmisji, a kościoły to nie studia telewizyjne. Parafie nie mają infrastruktury: kamer, nagłośnienia, łączy internetowych przygotowanych do transmisji. Tymczasem były kościoły, z których transmitowano dziennie do internetu po siedem-osiem Mszy św. plus nabożeństwa. Ktoś to musiał obsługiwać, dbać o to.

Wszystko to musieliśmy robić na bieżąco. Była to walka zrywanych transmisji, nerwów. Przy okazji pamiętajmy, że poproszenie kogoś ze świeckich o pomoc może się okazać narażaniem go na zarażenie, a o zatrudnienie firmy nie jest łatwo, bo brak funduszy uzyskiwanych w normalnym czasie ze zbieranej tacy przekłada się na wiele ograniczeń inwestycyjnych w parafii.

- potwierdza ks. Marek.

Podobnie mogłoby powiedzieć setki, jeśli nie tysiące proboszczów i wikariuszy w całej Polsce. Nie można nie brać tego pod uwagę. Nie wolno nie doceniać wysiłku, jaki polskie duchowieństwo ma już za sobą i nadal ten wysiłek podejmuje!

Czy było tylko idealnie? Oczywiście nie. Pisałem o tym już pół miesiąca temu w dobrze przyjętym przez internautów komentarzu „Zniechęta do kościoła”. Błędem było już choćby potulne pogodzenie się z dyskryminującym „przepisem o max. 5 osobach w kościele”. Nie było błędem samo podporządkowanie się temu zarządzeniu, ale brak zdecydowanej reakcji. Można by zapytać: a co by było, gdyby nasze władze w ogóle zamknęły kościoły, a księżom zakazano sprawowania sakramentów? Też jakaś kapłańska głowa powiedziałaby, że epidemia to błogosławieństwo, a korzystanie z sakramentów to sprzeciwianie się V przykazaniu?
Zarządzenie z 24 marca powinno od razu spotkać się ze zdecydowaną, wspartą przez wiernych, reakcją duchowieństwa. Stało się inaczej. Zwyciężyła bierność i lęk. Powtórzę: nie nieposłuszeństwo, ale zamanifestowanie obywatelskiego prawa do praktykowania swojej wiary w sposób adekwatny do sytuacji. A sytuację mamy taką, że przed koronawirusem można się zabezpieczać!
I szkoda przede wszystkim, że „non possumus” nie poszło do rządzących ze strony episkopatu, nie mówiąc już o prymasie abp. Wojciechu Polaku, który oczekiwał na początku kwietnia jak najdłuższego ograniczenia przez rząd wiernym do 5 osób dostępu do bezpośredniego udziału we Mszach św. Czy ksiądz prymas miał rację lękając się, że zwiększenie 20 kwietnia liczby wiernych w kościołach wywoła zwiększenie ryzyka dla życia i zdrowia wiernych? Po dziewięciu dniach nadal ogniskami zakażeń nie są - i nic nie wskazuje, by w przyszłości były - kościoły, ale DPS-y i placówki służby zdrowia!

Drugi, jeszcze fatalniejszy błąd, jaki popełniło wielu przedstawicieli Kościoła, to odstraszanie wiernych od kościołów hasłami w stylu „Nie idź do kościoła!”. Tu także irracjonalny lęk – wg zasady, że przed niebezpieczeństwem nie da się zabezpieczyć, więc trzeba przed nim uciec - oraz zwykła bierność tego czy innego kapłana zwyciężała nad rozsądkiem i pragnieniem niesienia ludziom Boga i służenia im hojnie, na wszelkie możliwe sposoby, sakramentami. Czy to właśnie nie powinno być warunkiem sine qua non każdego powołania w Kościele, a powołania do kapłaństwa w szczególności? Zaryzykuję stwierdzenie, że są kapłani, którzy winni w tym względzie zrobić sobie rachunek sumienia, a może i przemyśleć swoje powołanie.

To, co nazywam kapłańską biernością, zdecydowanie nie przesłania jednak mnóstwa cennych, oddolnych inicjatyw wykraczających poza schematy duszpasterskie, a nieraz świadczących wręcz o kapłańskim heroizmie.

W wielu parafiach Msze św. były dublowane – odbywały się w dotychczasowych godzinach, jednak - by powielić owe 5 osób - jednocześnie w kościołach dolnym i górnym, w oddzielnych kaplicach itp. Przy miejscach, gdzie udzielano Komunii św. instalowano dozowniki z odkażającym płynem – dla pewności, by każdy tuż przed przyjęciem Ciała Chrystusa mógł jeszcze raz oczyścić swoje dłonie. Myślano nie o lęku przed koronawirusem, ale o zapewnieniu wiernym maksimum bezpieczeństwa.
Kiedy w diecezjach ogłoszono rezygnacje ze świecenia pokarmów, w wielu parafiach kapłani prosili, by ludzie wychodzili przed swoje domy, stawiali święconki przy drogach, a księża święcili pokarmy przejeżdżając samochodem czy furmanką. W wielu parafiach, wobec odwołania procesji rezurekcyjnej, kapłani organizowali samochody – kabriolety (a w kolejnych samochodach – ekipy muzyczne i głośniki, by głośno śpiewać na ulicach, że Jezus zmartwychwstał!), wchodzili do nich z Najświętszym Sakramentem i jeździli w wielkanocny poranek po parafii. I w ten sposób Zmartwychwstały Chrystus wychodził na ulice, do wiernych. A kiedy np. w Święto Miłosierdzia Bożego zabrakło wiernych w Sanktuarium w Łagiewnikach jego gospodarze umieścili na wieży widokowej – jako znak łączności w wszystkimi pielgrzymami - obraz Jezusa Miłosiernego.

Te i inne, nawet drobne, oddolne inicjatywy pokazują, że w ostatnich tygodniach nie zabrakło naszym kapłanom pomysłów, jak związane z epidemią ograniczenia i restrykcje próbować pogodzić z normalnością praktykowania wiary. Można? Można. Wystarczy nie zatrzymać się na tym jedynie, czego nie wolno, gdzie nie iść, czego nie robić!

Zaistniała sytuacja wciąż wyzwala i odsłania bogate pokłady inwencji kapłańskiej (pisze tu o kapłanach, ale oczywiście dotyczy to także sióstr i braci zakonnych oraz wielu innych środowisk). Mówienie w związku z tym, że epidemia koronawirusa w jakikolwiek sposób jest błogosławieństwem dla kogokolwiek – to gruba przesada. Można jednak z pewnością powiedzieć większości naszych proboszczów i wikariuszy: zdajecie ten egzamin! Przynajmniej ja tym z księży, którzy powstrzymali się od zniechęcania wiernych do kontatów z własną parafią, a w zamian robili więcej, niż musieli, by Bóg i Kościół przychodził do ich wiernych – bardzo z serca DZIĘKUJĘ!

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Katolik, mąż, absolwent polonistyki UW, dziennikarz i publicysta, współtwórca "Idziemy" związany z tygodnikiem w latach 2005-2022. Były red. naczelny portalu idziemy.pl. radekmolenda7@gmail.com

 

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 17 kwietnia

Środa, III Tydzień wielkanocny
Każdy, kto wierzy w Syna Bożego, ma życie wieczne,
a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 35-40
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter