Władze Unii Europejskiej wzmacniają – poprzez decyzję Trybunału Luksemburskiego – nacisk na państwa, by zaakceptowały politykę przymusowego rozsyłania imigrantów po Europie. Nasza odpowiedź powinna być prosta: wzmożenie wzajemnej współpracy państw Europy Środkowej i wzmocnienie współpracy całej Europy Środkowej z USA. Oczywiście, często podnosi się argument, że państwa Europy Środkowej niekiedy się różnią. To argument w istocie niedorzeczny. Różnice są naturalnym refleksem odrębności; gdyby miały podważać sens współpracy, nie istniałaby w ogóle Unia Europejska. Jej państwa bowiem nie tylko często się różnią, ale niektóre – szczególnie Niemcy – nawet podejmują współpracę z Rosją na szkodę innych państw Unii. I co? Czy jacyś liberalni komentatorzy lub politycy mówią: „przestańcie fantazjować z tą Unią, wspólny interes Europy to utopia, spójrzcie na rzeczywistość”? Jedność totalna funkcjonuje jedynie w państwach totalnych. W normalnych warunkach o współpracy decyduje zwykła „więź”, a nie totalna „jedność”, bo taka „jedność” jest na ogół zaprzeczeniem rzeczywistej współpracy.
O polityce decyduje kierunek, władze Unii prowadzą zaś Europę w fatalnym. Narzucają swój lewicowo-liberalny model społeczny, forsując proislamski multikulturalizm, albo nakazują kobietom dłuższą pracę, znosząc prawo kobiet do wcześniejszego odpoczynku emerytalnego. Atakują rodzinę, zarówno w planie moralnym – przez udział w rewolucji homoseksualnej, jak i materialnym, podważając węgierskie ustawodawstwo prorodzinne, „zbyt silnie” umocowane konstytucyjnie. Z liberalnymi państwami Europy Zachodniej mamy, owszem, naturalną wspólnotę losu, wspólnotę historii i instytucji, ale wspólnotę wartości dzielimy z państwami Europy Środkowej. Nasza środkowoeuropejska współpraca powinna więc być szeroka, obejmując zarówno kwestie oporu wobec presji imigracyjnej, solidarności budżetowej, bezpieczeństwa zewnętrznego, jak i praw podstawowych, a więc bezpieczeństwa moralnego i suwerenności właśnie. Od paru lat apeluję, żeby w sytuacji odwrotu od liberalizmu w Polsce i na Węgrzech – przystąpić do opracowywania międzynarodowej konwencji praw rodziny i do powołania organizacji państw do tej konwencji należących. Nie rozumiem bierności w tym zakresie. Na co czekamy? Że machnie demokratyczne wahadło i za cały dowód naszej chrześcijańskiej wierności wystarczy znowu pokazywanie liberalnego rządu?
A w planie bezpośrednio unijnym nadchodzący okres musi być czasem otwartej opozycji wobec władz UE. Otwartej, niecofającej się przed wotum nieufności i szeroką, wspólną z państwami bliskimi, krytyką, ale także (w znaczeniu brytyjskim) lojalną: przeciwstawiającą ich polityce destrukcji cywilizacji chrześcijańskiej i państw narodowych – naszą koncepcję solidarności i wspólnoty losu. Dziś nie czas na powtarzanie, jak w przemówieniu premier w Strasburgu, że „chcemy zbudować Polskę taką, jaka jest Unia Europejska”. Dziś czas powiedzieć: musimy Unię zmienić – zanim wy naszą cywilizację zniszczycie do końca.