Otóż warto powiedzieć to wyraźnie i dobitnie: nie da się, drodzy państwo, zapomnieć. Niestety, nie da się. Nie dlatego, że burzy nasz spokój Antoni Macierewicz swoimi ponoć oszołomskimi teoriami. Akurat tutaj możemy być spokojni. Macierewicza jak ognia unikają czołowi dziennikarze w czołowych programach publicystycznych. Zatem można bez obaw włączyć radio czy telewizor. To nie on burzy spokój zwykłych obywateli.
A zatem kto? O zgrozo, robią to ci, którzy najgłośniej o ten spokój apelują: eksperci i politycy, którzy chcieliby jak najszybciej o katastrofie zapomnieć. To ich wypowiedzi, ich wywiady sprawiają, że przyzwoity człowiek nie może przejść obok tego wszystkiego obojętnie. Że burzy się krew i pojawiają się pytania, czy ci wszyscy ludzie powariowali i o co im chodzi? Dlaczego zakładają, że Polacy to idioci?
Weźmy ostatnią wypowiedź mądrego, wydawałoby się, człowieka – prof. Marka Żylicza z komisji Millera. Profesor oczywiście ostro ocenia próby wyjaśnienia katastrofy przez zespół Macierewicza. To akurat wiadomo. Szokuje jednak argument, jakim posługuje się profesor Żylicz. Mówi bowiem tak: „Po co badać, czy był wybuch, czy nie? Przecież gdy samochód uderzy w drzewo, to nikt nie patrzy, czy pod autem była bomba”. Dokładnie brzmi to tak: „Jeżeli samochód jadący z nadmierną prędkością, po ciemku, po śliskiej jezdni wyrżnął w drzewo, to przede wszystkim bada się, dlaczego wyrżnął w drzewo, a nie czy była bomba podłożona pod ten samochód”. W ten sposób pan profesor zdradził podejście komisji Millera do tej katastrofy, w której zginęli przecież i prezydent, i generałowie, i najważniejsze osoby w państwie. Czy nie jest szokujące, że taką katastrofę traktuje się tak jak wypadek samochodowy? Czy profesor Żylicz nie widzi różnicy?
Miał rację Włodzimierz Cimoszewicz, gdy mówił, że śledztwo smoleńskie traktuje się tak, jakby chodziło o kradzież roweru z garażu. Nie będzie spokoju, dopóki to się nie zmieni.
![]() | Dorota Gawryluk |