Stara lewica miała gębę pełną pięknych haseł: równość, wolność, braterstwo. Tyle że szybko okazało się, iż są równi i równiejsi, a kto równać nie chciał, to go równano za pomocą gilotyny, kulki w głowę lub obozów pracy. Wolność okazała się „uświadomioną koniecznością”, a braterstwo oznaczało usłużność wobec „Wielkiego Brata”. Dziś nowa lewica też używa różnych przyjaźnie brzmiących haseł: tolerancja, prawa człowieka, w tym prawo do szczęścia. Tolerancja okazuje się jednak laickim zamordyzmem. Prawa człowieka dotyczą zasadniczo praw od pasa w dół, bo z prawami od pasa w górę, czyli m.in. z wolnością myślenia i rzeczywistym pluralizmem medialnym, jest już dużo gorzej. Szczęście natomiast jest rozumiane jako sprzyjanie różnego rodzaju anomaliom. Stąd nie chodzi o np. ułatwianie życia małżeństwom mającym dzieci, ale o to, żeby było dobrze parom gejowskim. Robienie nowych porządków nowa lewica opiera na medialnym praniu mózgów, zmienianiu znaczenia pojęć i wprowadzaniu różnych ustaw wymuszających nie tylko określone postawy, ale też opinie.
Oto mały przykład tego stylu działania. W Kanadzie, w której nowa lewica święci triumfy, urzędnicy, a potem sąd apelacyjny w Québec, zakazali nauki religii katolickiej w prowadzonym przez jezuitów liceum w Montrealu. Zdaniem władzy dzieci nie powinny być indoktrynowane po katolicku. Należy bowiem prowadzić zajęcia „neutralne” z etyki i religii promowane przez lokalny rząd. Tyle że owa „neutralność” żadną miarą neutralna nie jest. Przewiduje na przykład nauczanie o homoseksualizmie jako normalnej formie życia rodzinnego. I nie pozwala nazywać aborcji złem. Co gorsza, owe „neutralne” lekcje etyki są w Québec obowiązkowe. Rok temu Sąd Najwyższy oddalił skargę katolickich rodziców, którzy nie chcieli posyłać swych dzieci tego rodzaju kursy lewicowego relatywizmu. Rodziców, którzy stawiali opór i nie posyłali swych dzieci na te konkretnie zajęcia, ukarano surowymi grzywnami, a niektórzy trafili nawet do aresztu.
Komuniści przekonywali, że komunizm jest po prostu nieunikniony. Wielu w to uwierzyło. Nowa lewica przekonuje, że małżeństwa homoseksualne z adopcją dzieci, aborcja, eutanazja, nowa definicja płci typu „każdy jest tym, za kogo się uważa” to postęp, którego się nie zatrzyma. Nie dajmy sobie tego wmówić. Antycywilizacja nie jest żadnym fatum, które musi nastąpić, tak jak komunizm nim nie był. Od nas zależy, czy uda nam się skutecznie przeciwstawić pomysłom na nowe lewicowe społeczeństwo, na zmianę znaczenia podstawowych słów, jak małżeństwo, mama, tata, płeć, człowiek.
W minionych czasach „otwarci” księża na Zachodzie krytykowali kapłanów z bloku sowieckiego, że niedostatecznie dialogują z komunistami. Oburzali się, kiedy im mówiono, że z komunizmem trzeba walczyć, a nie dialogować. Dziś niektórzy katolicy chcą dialogować z nową lewicą. Ale to jest strata czasu. Dlatego bliską mi jest opinia red. Petera Seewalda, który przeprowadził z byłym Papieżem wywiad-rzekę, że Benedykt XVI „rozumiał Kościół nie tylko jako wspólnotę wiary, ale także jako swego rodzaju wspólnotę walki, która stara się sprostać dramatyzmowi sytuacji i wyzwaniom współczesności”.
![]() | Dariusz Kowalczyk SJ |