19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Włącz myślenie

Ocena: 0
3159
Profesor Aleksander Nalaskowski mocno skrytykował karanie pieszych za ich przewinienia drogowe. Kierowców można karać – napisał – bo można od nich wymagać, gdyż każdego z nich szkoli się, zanim zasiądzie za kierownicą, a pieszych nie można karać, bo nikt ich nie szkoli. Cenię pana profesora, ale się z nim nie zgodzę. Już w latach 60. znakomity Papcio Chmiel, poprzez stworzonego przez siebie bohatera, jakim jest Tytus de Zoo – idol nie tylko mój, lecz także mojego dziewięcioletniego syna – w jednym z odcinków mówił tak: „Spojrzyj w lewo, spojrzyj w prawo, jeszcze w lewo, nic nie jedzie – ruszaj żwawo”! Pieszy tak samo jak kierowca czy rowerzysta musi bezwzględnie orientować się w przepisach ruchu drogowego, choćby ze względu na własne bezpieczeństwo! Choć, rzeczywiście, z tym „orientowaniem się” jest marnie. Kiedyś wymuszała to szkoła, harcerstwo, a przede wszystkim dom i rodzice! Dziś to wszystko leży… Z czym pewnie profesor ze mną się zgodzi. Przez to ludzie chodzą „jak barany”, często aż prosząc się o tragedie. No bo jak inaczej traktować tych, którzy z uporem maniaka kroczą po zmroku ciemną drogą i mimo obowiązku nie używają żadnego odblasku czy nawet małej latareczki? W kontakcie z autem jadącym z prędkością zaledwie 50 km/h nie mają szans!

Ludzie chodzą jak owce na rzeź nie tylko po jezdni, ale także po chodniku. Zasada chodzenia po prawej stronie – co powinno być oczywistością – znana jest już chyba tylko ludziom po czterdziestce. Reszta chodzi jak chce, a na zwrócenie uwagi, że coś nie tak, reaguje krótkim „spie…”. Cóż, takie czasy…

Zresztą, ludzie nie tylko źle chodzą, ale też źle jeżdżą. I to nie tylko samochodem, lecz także rowerem, który nie wiadomo dlaczego stał się królem miejskich chodników. Nie postuluję powrotu do czasów, kiedy milicja obywatelska za jazdę po chodniku karała co najmniej spuszczeniem powietrza z kół, ale większość spieszonych obywateli zapewne przyzna mi rację. Oto bowiem ruch rowerowy zaczyna u nas przypominać wietnamską ulicę, kiedy otwierają się drzwi fabryki po zakończeniu zmiany. Czyli totalny chaos, w którym pieszy znajduje się na straconej pozycji, a królem trotuaru jest pędzący młokos.

Złość i brak wychowania cechują też tych, którzy jeżdżą na… nartach. Gdzie te czasy, kiedy wyczepiając się z wyciągu, współużytkownik orczyka czy krzesełka z uśmiechem dziękował drugiej osobie. Czasem także za miłą pogawędkę. Kiedyś to była norma, dziś normą jest jazda „na mruka”, który nie zamruczy nawet wtedy, kiedy ktoś mu podziękuje za wspólną jazdę. Bo po co kłaniać się jakiemuś frajerowi, prawda? A na stoku bywa jeszcze gorzej, gdyż jazda „na chama” jest wciąż w modzie. „Bywa” jest tu dobrym określeniem, bo z racji przybywających nowych stoków i nowoczesnych wyciągów akurat z tym jest coraz lepiej. W odróżnieniu od lepszych dróg – których u nas przybywa, a kultury jazdy raczej ubywa. Ale może i to się zmieni, czego Państwu i sobie w nowym roku życzę.


Krzysztof Ziemiec

Autor jest dziennikarzem TVP
www.krzysztofziemiec.pl

Idziemy nr 2 (485), 11 stycznia 2015 r.



PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter