Ludzie chodzą jak owce na rzeź nie tylko po jezdni, ale także po chodniku. Zasada chodzenia po prawej stronie – co powinno być oczywistością – znana jest już chyba tylko ludziom po czterdziestce. Reszta chodzi jak chce, a na zwrócenie uwagi, że coś nie tak, reaguje krótkim „spie…”. Cóż, takie czasy…
Zresztą, ludzie nie tylko źle chodzą, ale też źle jeżdżą. I to nie tylko samochodem, lecz także rowerem, który nie wiadomo dlaczego stał się królem miejskich chodników. Nie postuluję powrotu do czasów, kiedy milicja obywatelska za jazdę po chodniku karała co najmniej spuszczeniem powietrza z kół, ale większość spieszonych obywateli zapewne przyzna mi rację. Oto bowiem ruch rowerowy zaczyna u nas przypominać wietnamską ulicę, kiedy otwierają się drzwi fabryki po zakończeniu zmiany. Czyli totalny chaos, w którym pieszy znajduje się na straconej pozycji, a królem trotuaru jest pędzący młokos.
Złość i brak wychowania cechują też tych, którzy jeżdżą na… nartach. Gdzie te czasy, kiedy wyczepiając się z wyciągu, współużytkownik orczyka czy krzesełka z uśmiechem dziękował drugiej osobie. Czasem także za miłą pogawędkę. Kiedyś to była norma, dziś normą jest jazda „na mruka”, który nie zamruczy nawet wtedy, kiedy ktoś mu podziękuje za wspólną jazdę. Bo po co kłaniać się jakiemuś frajerowi, prawda? A na stoku bywa jeszcze gorzej, gdyż jazda „na chama” jest wciąż w modzie. „Bywa” jest tu dobrym określeniem, bo z racji przybywających nowych stoków i nowoczesnych wyciągów akurat z tym jest coraz lepiej. W odróżnieniu od lepszych dróg – których u nas przybywa, a kultury jazdy raczej ubywa. Ale może i to się zmieni, czego Państwu i sobie w nowym roku życzę.
|