O historycznych fundamentach przyjaźni polsko-węgierskiej pisałem tydzień temu. Po tragicznej eksplozji w Przewodowie Węgry natychmiast zadeklarowały solidarność z Polską, a minister Péter Szijjártó oświadczył, że nasze relacje to więcej niż przyjaźń, to braterstwo. Tym bardziej warto trochę wyjaśnić źródła naszych rozbieżności politycznych, ujawnionych w trakcie najazdu rosyjskiego na Ukrainę.
Wstrzemięźliwość Węgrów wobec toczącej się wojny w pierwszym rzędzie wynika z ich szczególnych doświadczeń. Węgierskie powstanie w 1848 r. zakończyło się rosyjskim najazdem i klęską. Sukcesem była natomiast zawarta piętnaście lat później ugoda z Austrią, przekształcająca cesarstwo w Austro-Węgry. To nie insurekcja, ale dyplomacja zapewniła Węgrom wolność i uczyniła z nich znaczący podmiot w Europie. Później walka z Rosją w dwóch wojnach światowych dwukrotnie zakończyła się dla Węgier katastrofą narodową. Pierwszy raz utratą większości terytorium, drugi – narzuceniem dominacji sowieckiej i ustanowieniem kolaboracyjnych rządów komunistycznych. W 1956 r. Węgrzy podjęli powstanie, zachęcani do tego przez Stany Zjednoczone, ale w obliczu sowieckiego najazdu pozostali sami. To wszystko z pewnością zachęca ich do ostrożności w polityce międzynarodowej.
Drugi czynnik to doświadczenia ostatnich lat. W okresie prezydentury Baracka Obamy amerykański Sekretariat Stanu, kierując się motywami ideologicznymi, snuł plany obalenia rządów prawicowych na Węgrzech. Unia Europejska robiła w gruncie rzeczy to samo. To w tej sytuacji drugi rząd Orbána zdecydował się połączyć przynależność do struktur zachodnich z szeroką współpracą gospodarczą z Rosją, Chinami i państwami Azji Środkowej. W jego przekonaniu była to jedyna droga, by nie być zdanymi na łaskę i niełaskę zachodnich rządów, przy czym należy pamiętać, że to wschodnie otwarcie miało charakter jedynie reasekuracyjny. Węgry są i pozostają częścią Zachodu, chcą jedynie uodpornić się na jego kryzys i wynikające zeń skutki dla państw, które nie podzielają dominującej w państwach liberalnych ideologii.
Tydzień temu pisałem o ogromnej pomocy humanitarnej Węgier dla Ukrainy, ale także o realizacji wszystkich wspólnych ustaleń Przymierza Atlantyckiego i Unii Europejskiej w trakcie toczącej się wojny. Węgrzy dochowują solidarności z Zachodem, nawet jeśli w trakcie przygotowań poszczególnych decyzji nie ukrywają sceptycyzmu, na przykład wobec sankcji energetycznych przeciw Rosji. Również wobec wejścia Szwecji i Finlandii do NATO są (wraz z Turcją) jednym z dwóch ostatnich państw, które jeszcze rozszerzenia sojuszu nie ratyfikowały. Dla nas to wzmocnienie NATO ma znaczenie najzupełniej strategiczne, szczególnie w kontekście militarnej roli rejonu Królewca na naszej granicy i w ogóle w basenie Morza Bałtyckiego.
Te różnice między Polską a Węgrami nie muszą się jednak powiększać. Oba państwa na forum Unii Europejskiej reprezentują te same wartości i zbieżne interesy. Kryzys należy więc przeczekać, współpracę utrzymać, a w przyszłości rozszerzyć.