To wygląda na przełom. Obóz władzy doszedł do ściany. Podskórne procesy trwały od dawna, chwilami dawały o sobie znać (np. protesty na Śląsku), ale długo nie widzieliśmy ich w pełnej krasie. Erozja zaufania do rządzących umykała także socjologom, którzy od miesięcy pokazywali polityczne status quo. A teraz, nagle, niemal bez ostrzeżenia, wielkie bum. Ujawniły się siły, których nie sposób kontrolować. Prezydent Komorowski jest w tej kampanii taki sam jak zawsze (no, może jest go więcej, co niekoniecznie mu pomaga), widać, że bardzo się stara, że szuka w sobie energii, że chce być charyzmatyczny, ale to wszystko na nic, jałowy bieg. Można dodawać gazu, ale szybciej się nie pojedzie. Nie pomogą żadne obietnice referendum w sprawie JOW-ów ani inne równie desperackie i puste gesty. Nie na tym polega istota wyborczej rewolty, bo nie o szczegóły chodzi, ale właściwie o wszystko. Może najbardziej o pytanie, po co prezydentowi ta władza, skoro uważa, że już jest świetnie?
|
Role się odwróciły. To Andrzej Duda jest faworytem. Teoretycznie musi do siebie przekonać tylko co drugiego wyborcę Pawła Kukiza, by zwycięstwo mieć w kieszeni. Oczywiście pod warunkiem, że w drugiej turze frekwencja będzie podobna. To może najważniejsze pytanie: czy obóz prezydencki będzie w stanie zmobilizować do głosowania zniechęcony elektorat PO, który 10 maja został w domu? Będzie straszył PiS-em, będzie groził kataklizmem. Zadanie to jednak niełatwe, bo Bronisław Komorowski tak bardzo rozmija się z nastrojami społecznymi, tak silnie symbolizuje przeszłość i brak nadziei, że trzeba dużej determinacji, by na niego głosować.
Szansa jest olbrzymia. Każdy inny rezultat niż zwycięstwo będzie bolał zwolenników zmiany. Andrzej Duda naprawdę „musi” wygrać. Tak się dokonuje zmian: zdobywając to, co wydawało się niezdobyte. Z kolei zmarnowanie takiej szansy zemści się straszliwie. Także dlatego, że obóz władzy posunie się jeszcze dalej w kierunku ograniczania swobód demokratycznych i pluralizmu. Jeszcze 9 maja myślał przecież, że kontroluje sytuację, że i Platforma, i Komorowski są skazani na władzę. Dziś wie, że ta poobijana, setki razy skazana na śmierć, wydawałoby się ośmieszona do końca opozycja samym swoim istnieniem stwarza zagrożenie. Niby nic nie ma, niby tkwi w niszy, a jednak potrafi wygrywać. I potrafi walczyć o większość bezwzględną!
To jest historyczny moment. Wszyscy powinniśmy mieć tego świadomość. I Paweł Kukiz, decydujący być może o losach Polski (kogo poprze?), i zwykli Polacy, którzy naprawdę mogą pomóc zmianie. Mogą mobilizować bliskich i znajomych, mogą pomóc w inny sposób. Polska nie musi tkwić w ślepym zaułku kłamstwa i ułudy, może ruszyć do przodu. A władza nie musi niszczyć rodziny i podkopywać roli Kościoła: władza naprawdę może służyć narodowi. Bo dotąd rządzący raczej pilnują Polaków – by nie podskoczyli – niż im służą.
Jacek Karnowski |