Dziś chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że przewrót geopolityczny XVIII w. (opanowanie przez Rosję Estonii, a przez Prusy – austriacko-czeskiego wówczas Śląska) w następnym pokoleniu przyniósł rozbiory Polski, a w kolejnym – upadek niepodległości Polski. Jeszcze bardziej oczywisty był wpływ na katastrofę Drugiej Rzeczypospolitej przewrotu geopolitycznego, który dokonywał się za życia naszych dziadków w latach 1935-38.
W Europie takiej, jaka dziś jest, Polska granicząca bezpośrednio z rosyjską strefą wpływów będzie tylko geopolitycznym i ekonomicznym korytarzem z Paryża i Berlina do Moskwy. W otoczeniu samodzielnych, współpracujących z Zachodem państw możemy stać się ośrodkiem solidarności środkowoeuropejskiej, wzmacniającej wzajemnie wpływ i bezpieczeństwo naszych krajów i naszego regionu. Ci, którzy myślą w kategoriach przyszłości Polski, muszą mieć świadomość historycznego znaczenia rozstrzygnięć, które teraz zapadają. Jeśli chcemy kształtować politykę europejską, budować Europę bezpieczną dla niepodległej Polski, nie możemy przyglądać się obojętnie temu, co dzieje się na naszej granicy. To nie jest, jak piszą liderzy ruchu deklarującego się jako „narodowy”, kwestia „romantyki” – tylko zwyczajnej geopolityki. To po prostu elementarz polskiej racji stanu.
Polska, jeśli chce prowadzić efektywną politykę, musi działać w szerszym kontekście europejskim. A to nie oznacza – do czego ma skłonność obecny rząd – biernego oczekiwania na zachowanie kierowniczego dyrektoriatu Unii Europejskiej. Jeśli inne kraje Europy Środkowej – Szwecja czy Litwa – opowiadają się za zdecydowanym poparciem ukraińskiej opozycji – powinniśmy udzielać im wsparcia. Właśnie takie wspólne działania kształtują Europę Środkową jako czynnik polityczny.
Pseudorealiści powtarzają banał o niepewnym wyniku kijowskiej konfrontacji. Nie biorą pod uwagę konsekwencji opuszczenia ukraińskiej opozycji przez Zachód. Ukraina to – jak pisze Huntington – typowy kraj rozszczepiony (cleft country). Nawet gdyby powstał prozachodni rząd, zwolennicy związków z Rosją nie złożą broni ani w Odessie, ani w Kijowie.
Wycofanie naszego poparcia dla prozachodniej opozycji oznaczać będzie całkowite polityczne opanowanie Ukrainy przez Rosję. Dlatego Polska musi stale czynnie zachęcać opinię europejską do poparcia ukraińskiej opozycji. Nie przez jałowe wyrazy sympatii, ale na przykład poprzez uznanie przez kilka europejskich parlamentów Ukraińskiej Rady Ludowej za reprezentację demokratycznych dążeń społeczeństwa ukraińskiego. Taki polityczny – a nie prawno-dyplomatyczny – znak byłby wyraźnym sygnałem, że istotna część zachodniej opinii publicznej nie opuści tej Ukrainy, która chce zerwać z sowieckim balastem.
Marek Jurek |