Najbliżej siedzi żartowniś Czesiek, dziś bez swojego brata Irka, który znów wylądował w szpitalu. Kilka stołów dalej usiadł gaduła Edek i uśmiechająca się ciągle Dorota. Przy stole w rogu kochana pani Janeczka. Szkoda, że dzisiaj trochę gorzej się czuje. Obok siedzi Jola. Jak to? Przecież miało jej tu nie być! Przechodząc pomiędzy stołami spostrzegam kolejne znajome twarze: pani Bogusia, Bożenka, Robert, pan Andrzej…. Gości jest w sumie ponad 400. Bezdomnych i ubogich z całej Warszawy. Warszawska Wspólnota Sant’Egidio zaprosiła ich na Wigilię z Ubogimi już po raz ósmy.
Już wieczór, 23 grudnia. Jesteśmy w podziemiach kościoła Wniebowstąpienia Pańskiego na Ursynowie. Właśnie zakończyła się wspólna modlitwa z kard. Kazimierzem Nyczem. Słychać świąteczny gwar, śmiechy, dyskretnie szeptane życzenia i trzask łamanego opłatka. W powietrzu już unosi się zapach barszczu. Po nim na stołach pojawią się jeszcze karp, śledzie, wigilijna kapusta i pierogi. Jest zupełnie jak w domu. Choć przez parę godzin. Na ubogich czekają jeszcze prezenty i wspólne kolędowanie, prowadzone przez prawie stuosobowy chór.
W pewnym momencie robimy jednak wyłom w bożonarodzeniowym repertuarze. „My nie posiadamy wielu bogactw, my nie mamy ni srebra ni złota. Mamy jedynie Słowo Boże. Wstań i z nami idź!” – śpiewamy w jednej z moich ulubionych wspólnotowych pieśni. Jakie to prawdziwe! Co roku rozpoczynamy przygotowania do Wigilii z Ubogimi tylko z wiarą i odrobiną doświadczenia, które udało się zebrać przez minione lata. Co roku przez cały Adwent szukamy wolontariuszy i ludzi dobrej woli, którzy pomogą przygotować całe wydarzenie. I co roku dzięki Wigilii z Ubogimi nasza wiara w Bożą Opatrzność zostaje jeszcze bardziej umocniona. Bo nigdy nie zabrakło nam jedzenia ani prezentów. Nigdy nie brakowało też rąk do pracy. Zwykłych, ludzkich rąk, przez które Bóg, który sam stał się człowiekiem, rozdaje swoje miłosierdzie.