W niemieckim zwierciadle

Wielki sukces Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych zdominował uwagę mediów, również tych niemieckich. Przy czym niemieckim dziennikarzom niezwykle trudno jest zrozumieć wynik ostatnich wyborów w Polsce. Od wielu lat istnieje bowiem w Niemczech prosta narracja: Platforma Obywatelska jest dobra, gdyż sympatyzuje z Niemcami i Unią Europejską oraz przyczynia się do wzrostu gospodarczego. Prawo i Sprawiedliwość jest złe, gdyż jest radykalnie nacjonalistyczne, ultrakatolickie, a do tego szuka konfliktów.

Jednak już podczas ostatnich wyborów prezydenckich, w których wygrał Andrzej Duda, owa narracja zaczęła pękać. Kontynuacją tego pękania narracji było zwycięstwo Beaty Szydło w starciu z Ewą Kopacz. Pani Szydło jest po prostu zbyt spokojna i rzeczowa, aby można jej było przykleić łatkę fanatyczki. Dlatego też niemieccy dziennikarze wyżywają się na Jarosławie Kaczyńskim. Komentator programów informacyjnych w państwowej telewizji ARD powiedział, że postawa Kaczyńskiego wobec imigrantów jest gorsza od Pegidy (Patriotyczni Europejczycy przeciw Islamizacji Zachodu) i AfD (Alternatywa dla Niemiec). Taka ocena polityka jest wyrokiem skazującym.

Również Niemiecka Agencja Prasowa podawała informacje o wyborach w Polsce, dramatyzując je, jak tylko się dało. Używała przy tym takich wyrażeń, jak „Rechtsruck” – radykalne przesunięcie w prawo – nie skąpiąc porównań z Węgrami i Viktorem Orbanem, który w Niemczech cieszy się taką samą sławą, jak nie przymierzając Osama bin Laden. Jednak chyba najbardziej szokujący komentarz ukazał się na Twitterze, tuż przed zakończeniem głosowania, ze strony korespondenta pierwszego kanału państwowej telewizji niemieckiej ARD, który stwierdził: „Wkrótce zobaczymy, czy Polacy są naprawdę tak głupi, aby wybrać prawicę. Będą tego gorzko żałować”. Jest całkowicie nie do zaakceptowania, aby dziennikarz w ten sposób oceniał wolne wybory odbywające się w sąsiednim państwie, w którym w dodatku jest korespondentem. Dodatkowo należałoby zapytać, czy jego wpis nie był podżeganiem do nienawiści wobec konkretnego narodu.

Ja sam czuję, kiedy redaguję wiadomości dla niemieckich czytelników, że muszę się przebijać z prawdą i obiektywizmem do ich umysłów, wypełnionych stereotypami. Nie chcę bowiem tych stereotypów ani promować, ani wspierać. Chcę dostarczać informacji, które pokażą prawdziwy i zróżnicowany obraz tego, co dzieje się w Polsce. Oznacza to na przykład podawanie takich informacji jak ta, że wprawdzie za rządów Donalda Tuska, a potem Ewy Kopacz, do Polski wpłynęło wiele funduszy z Unii Europejskiej, ale jednak młodzi ludzie i seniorzy niewiele z nich skorzystali. Do tego wraz z unijnymi środkami finansowymi do Polski wpłynęła lewicowa fala ideologiczna z ideologią gender, technologią in vitro czy aborcją, a tą falą – jak pokazuje katastrofalny wynik Zjednoczonej Lewicy – Polacy są zdegustowani i zmęczeni.

Pierwszy artykuł, który napisałem o wynikach wyborów w Polsce, zakończyłem słowami, że Europa może się wiele nauczyć od polskich wyborców i od partii, która te wybory wygrała. Może się mianowicie nauczyć, że takie wartości jak patriotyzm, kultura chrześcijańska i sprawiedliwość społeczna są ważne również w XXI wieku. Szczególnie teraz, kiedy Europa przeżywa kryzys związany z napływem ogromnej rzeszy imigrantów. Liczę się oczywiście z tym, że wkrótce zostanie do mnie przyklejona etykietka dziennikarza PiS-owskiego. Niestraszne mi to jednak, jako dziennikarza interesuje mnie bowiem prawda, a nie zdobywanie aplauzu.

Stefan Meetschen Autor jest dziennikarzem niemieckiego tygodnika Die Tagespost Idziemy nr 44 (527), 1 listopada 2015 r.