To dopiero sztuka – tak się oburzać, żeby jednocześnie oburzenie gasić. Magdalena Mach, redaktorka naczelna „Gazety Wyborczej Rzeszów”, napisała niedawno, że nie można bawić się słowami, bo „wiemy już” jak się może skończyć choćby metaforyczne podżeganie do zabójstwa, gdyż o tym „przekonaliśmy się 13 stycznia 2019 r. w Gdańsku”. Słowa przerażające, tym bardziej, że pani redaktor Mach napisała je, prezentując 23 sierpnia codzienny newsletter „Gazety Wyborczej”, a więc w imieniu całej redakcji.
Jak się okazuje, przed 13 stycznia 2019 r., czyli przed zamordowaniem prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, nie wydarzyło się nic istotnego, co uświadamiałoby, jak tragiczne mogą być skutki werbalnej czy symbolicznej agresji. Najwyraźniej za fakt mało istotny, pewnie tragiczny, ale w istocie nieznaczący, „Wyborcza” uważa mord, do którego doszło w Łodzi pół roku po katastrofie smoleńskiej, po zmasowanej kampanii rządzącej wtedy PO przeciw upamiętnianiu śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego i przeciw jego bratu, przywódcy ówczesnej opozycji, Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Warto przypomnieć fakty. Systematyczne zakłócanie spotkań w kampanii prezydenckiej prezesa PiS organizowane przez posła Janusza Palikota, wicelidera większości rządowej w Sejmie. Zezwolenie przez rządzącą stolicą wiceprzewodniczącą PO, Hannę Gronkiewicz-Waltz, na antyżałobną demonstrację w środku nocy, w centrum starej Warszawy, która to manifestacja skończyła się odrażającymi antychrześcijańskimi bluźnierstwami. Publicznie deklarowane „zrozumienie” Róży Thun dla „manifestantów” chcących przeszkodzić w pochowaniu prezydenta na Wawelu. W szczytowym momencie tej kampanii Palikot oświadczył: „zastrzelimy Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszymy i skórę wystawimy na sprzedaż w Europie”.
W tym właśnie klimacie były członek Platformy Obywatelskiej wtargnął do biura poselskiego Janusza Wojciechowskiego (dziś członka Komisji Europejskiej) i krzycząc, że chce zabić Jarosława Kaczyńskiego, zamordował jednego z pracowników biura (Marka Rosiaka), ciężko raniąc innego (Pawła Kowalskiego). Dla „Wyborczej” to żadna przestroga, sprawa zamknięta, do której nie warto wracać.
Gdy w Parlamencie Europejskim trwała uroczystość poświęcona pamięci Pawła Adamowicza, podszedł do mnie wstrząśnięty kolega z (!) Platformy Obywatelskiej: – Słuchaj – powiedział – kiedy zabili Marka Rosiaka, Janusz [Wojciechowski] sam się musiał zgłosić, żeby poprosić o minutę ciszy, nikogo to nie obchodziło. Nikogo to nie obchodziło wtedy i tym bardziej nie ma obchodzić teraz.
Można wykorzystywać śmierć Pawła Adamowicza do dyskredytowania krytyki publicznej, choć trzeba pamiętać, że brała w niej również udział PO. Ale nie można przypominać śmierci Marka Rosiaka, by pokazać, do czego prowadzą seanse „słusznej nienawiści”. Ciszej nad tą trumną – zdaje się szeptać „Gazeta Wyborcza”. Ale to uciszanie słychać, aż nadto wyraźnie.