Do tej pory sprawy te wydawały się teoretyczne. Od kiedy zaczęły mnożyć się potwierdzane przez wywiady informacje o tysiącach arabsko-europejskich ochotników walczących w wojskach Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu (ISIL) – Zachód zaczął zauważać problem. Do tej pory obowiązywała wiara, że problemu nie ma. We Francji na przykład zakazano pod groźbą odpowiedzialności karnej używania określenia „najazd imigracyjny”. Tymczasem pojęcie to zwracało jedynie uwagę, że upadek Imperium Rzymskiego zaczął się podobnie. Najpierw był kryzys demograficzny. Rzymowi brakowało żołnierzy w wojsku, tak jak Europie Zachodniej pracowników na rynku. Migracje Germanów też miały początkowo charakter „pokojowy”. Byli coraz liczniejsi i dumni, mimo biedy. A potem ustanowili swoją władzę.
Parę tygodni temu zobaczyłem w Parlamencie Europejskim widmo przyszłości. Gościem Komisji Spraw Zagranicznych był nowo wybrany wielki mufti Egiptu, Shawqy Allam, najwyższy egipski autorytet w dziedzinie prawa szariatu. Posłowie uprzejmie pytali, najczęściej o karę śmierci. Mufti spokojnie wyjaśnił, że na temat kary śmierci w Egipcie istnieje wiele zabobonów. W istocie wcale niełatwo ją wydać. Od aresztowania do egzekucji mijają przynajmniej cztery lata. Nikt nie wiesza przestępców pochopnie. Ale, dodał mufti – z kary tej rezygnować nie chcemy, bo skutecznie odstrasza przestępców i naprawdę chroni ludzi.
Wielki mufti w swym uroczystym stroju wyglądał wspaniale, a najefektowniej – na komisyjnych monitorach. Na ekranie siedział samotnie w tradycyjnym nakryciu głowy, w szacie przypominającej sutannę, na tle flagi Unii Europejskiej. Wyglądał jak Prezydent Europy przemawiający do swego lojalnego parlamentu. Każdy inny mówca prezentujący podobne poglądy na temat kary śmierci wywołałby w tym gronie oburzenie. Ale mufti nie przedstawiał „poglądów”, tylko naukę, której słuchano w skupionym milczeniu. A najłatwiej krytykuje się tych, którzy się na krytykę zgadzają.
Marek Jurek |