Parę dni temu Węgry, wspólnie z Brytyjczykami, sprzeciwiły się wyborowi Jean-Claude’a Junckera, byłego premiera Luksemburga, na przewodniczącego Komisji Europejskiej. Premier Cameron nazwał Junckera „człowiekiem lat osiemdziesiątych”. Niezależnie od szczegółowych motywacji brytyjskiego premiera – to bardzo trafna charakterystyka. J.C. Juncker bowiem idealnie reprezentuje środowisko polityczne starej Unii, którego dziełem był traktat z Maastricht. Nauczyło się ono myśleć, że Unia Europejska to tylko ich państwa, a większość państw Unii Europejskiej, które leżą w Europie Środkowej – to podopieczni, którzy powinni nieustannie realizować „obowiązki dostosowawcze”. Juncker reprezentuje establishment, który wymyślił utopię jednej waluty, a jej bankructwo oglądamy dziś w Grecji, Portugalii, na Słowacji. Należy do kręgu upartych federalistów, którzy swe założenia chcą realizować przez nieustające zwiększanie władzy instytucji unijnych, kosztem państw narodowych; one zresztą są jedyną realną podstawą Unii Europejskiej.
Postawa premiera Orbana, który sprzeciwił się kandydaturze Junckera, nie stanowi wyjątku. Podobną politykę potrafiły prowadzić Czechy. Nie tylko w okresie prezydentury Vaclava Klausa, który do końca odrzucał traktat lizboński, ustąpił dopiero po ratyfikacji irlandzkiej, i po uzyskaniu dodatkowych gwarancji poszanowania czeskich interesów. Podobne stanowisko Czechy zajęły całkiem niedawno, odrzucając pakt fiskalny, który otwiera – na razie tylko w strefie euro – drogę do ingerencji władz unijnych w politykę budżetową państw Europy.
Niedawno też prezydent Litwy zwróciła uwagę na zagrożenie dla pokoju, jakie stanowi ogromne nagromadzenie rosyjskiej broni w okręgu królewieckim, w bezpośredniej bliskości Polski i Litwy. Tę wypowiedź nasze władze również zignorowały; pewnie za aktualną uważają ciągle wypowiedź ministra Sikorskiego dla „Der Spiegel” sprzed dwóch lat, że prawdziwym zagrożeniem dla naszego kraju nie są „rosyjskie rakiety, które Moskwa chce rozmieścić przy granicy z UE w naszym bezpośrednim sąsiedztwie. Największym zagrożeniem jest upadek strefy euro”.
Gołym okiem widać, że dla polityki środkowoeuropejskiej mamy w naszym regionie partnerów, z którymi moglibyśmy wspólnie nakłonić państwa starej Unii do poważnej rozmowy o zasadach naszej współpracy. Niestety, nasz rząd nie chce prowadzić ani polityki środkowoeuropejskiej, ani polityki europejskiej w ogóle. Bo trudno za politykę uznać sztukę zgadzania się ze wszystkimi, z którymi zgadzać się należy.
Marek Jurek |