Igrzyska w Soczi były wyjątkowe pod każdym względem. Przede wszystkim dlatego, że wbrew obawom przebiegły bez zakłóceń. Ponadto były to pierwsze zimowe igrzyska zorganizowane w klimacie subtropikalnym (!). No i kosztowały ponad 50 mld dolarów – a nieoficjalnie nawet ponad 60 mld! Bez wątpienia były najdroższe w historii, ale – jak mówił Putin – poprzez igrzyska w Soczi Rosja zaprezentowała światu nowe oblicze.
W 2018 roku gospodarzem zimowej olimpiady będzie południowokoreańskie Pyeongchang. I też na pewno będziemy świadkami doskonałej organizacji i przepychu. A potem? Olimpiada w Polsce? Może zimnym prysznicem będą protesty w Rio de Janeiro, gdzie tłumy mówią „nie”, bo uznają igrzyska za marnotrawstwo pieniędzy.
Sport zawsze – a już szczególnie po Berlinie 1936 roku – mieszał się z polityką i socjotechniką. Na to pieniędzy nie żałowano! Pamiętając o tym, warto głośno pytać – i krytycznie patrzeć na wydawane lekką ręką gigantyczne sumy. Budżetowe wydatki na takie imprezy są tak wielkie, że można mówić chyba tylko o… stratach. Bo zyskują zazwyczaj potentaci i giganci budowlani, którzy umiejętnie załatwiają sobie kontrakty. Ich – i tylko ich – zyski, a przez to zbyt kosztowne poczucie narodowej dumy, to chyba zbyt mało, aby zadłużać się po uszy.
A o dumę narodową można zadbać inaczej – choćby stawiając obiekty mniejsze, ale potrzebne. Budując programy szkoleniowe, które pozwolą na zdobywanie kolejnych medali i wzrost nowej kadry.
Gdyby przeliczyć liczbę zdobytych medali w zimowych igrzyskach olimpijskich w Soczi na liczbę mieszkańców kraju, to w tej statystyce pierwsze miejsce przypadłoby Norwegii. Zdobyła ich 26, co daje 196 502 osób na jeden medal. W Polsce każdy z sześciu wywalczonych krążków przypada na 6 417 066 mieszkańców, co plasuje ją na 18. miejscu w tej statystyce. Więc może zamiast budować drogie tory bobslejowe lepiej zainwestować w naszych sportowców? Taniej, a duma z ich sukcesów nie mniejsza.
Krzysztof Ziemiec |