Wydana niedawno instrukcja polskich biskupów o muzyce kościelnej – choć nie wprowadza nowości, a jedynie przypomina o potrzebie muzyki ściśle liturgicznej – nie wszystkim przypadła do gustu. Jezuicki portal Deon.pl, a za nim inne media, zaczęły natychmiast reklamować „ślub, jakiego w Łodzi jeszcze nie było”, który „z całą pewnością przejdzie do historii »ślubnych hitów«”. Chodzi o relację z Eucharystii, podczas której 1 maja sakrament małżeństwa przyjęła para młoda ze znanej łódzkiej grupy ewangelizacyjnej Mocni w Duchu, pozostającej pod opieką właśnie łódzkich jezuitów.
Ślub naprawdę robi wrażenie. Bo o zrobienie wrażenia i naśladownictwo autorom filmiku zapewne chodzi. Czegóż tu nie ma? Uwielbieniowy, wysokich lotów „event” w czystej postaci – piosenki same wpadają w ucho, są też tańce, klaskanie, machanie flagami, a po Komunii Świętej… rapujący i pląsający przed ołtarzem z nowożeńcami ksiądz! Widowisko rozjeżdża jak walec wszystkie zasady, jakie znajdziemy w „nudnej instrukcji nudnych biskupów”, jak nazywają dokument komentatorzy z internetu. Trudno uwierzyć, że nagle, po pół roku, zostało bez żadnego powodu przypomniane.
Jak więc wybrać między fajnością i wiernością nauczaniu swoich biskupów? To egzamin z poczucia przynależności do Kościoła, bo jego nauczanie jest jasne: słowa, czynności, śpiew i muzyka w liturgii mają być ze sobą zgodne i godne. Warto też przywołać słowa Jana Pawła II o Mszy Świętej – „»skarbie« zbyt wielkim i cennym, żeby ryzykować jego zubożenie czy też narażenie na szwank przez eksperymenty bądź innowacje nieupoważnione i często całkowicie nieodpowiednie, wprowadzane bez uważnej oceny ze strony kompetentnych władz kościelnych” (Ecclesia de Eucharistia, 51-52).
O ile nieznajomość nauczania Kościoła przez wiernych można jeszcze zrozumieć, o tyle prawdziwy niepokój budzi postawa niektórych duszpasterzy. Nie byle kto, bo o. Remigiusz Recław SJ, opiekun Mocnych w Duchu, który „ślubnemu hitowi” przewodniczył, nazywa krytyków tego wydarzenia „lefebrystami”. „Nie przejmujcie się [ich] komentarzami. Nudzą się, bo nikt nie przychodzi do nich do kościoła, więc naparzają w klawiatury, ile się da” – pisze duszpasterz dwóch prężnych wspólnot charyzmatycznych. I to daje wiele do myślenia, choćby w kontekście problemu pentekostalizacji.