Minęło czterdzieści lat od męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, kapelana Solidarności. Podczas okolicznościowego sympozjum na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie moją uwagę zwrócił referat Andrzeja Grajewskiego „Śmierć w orwellowskim 1984 roku. Zwycięstwo ks. Jerzego”. Rzeczywiście! Zakłamanie, z jakim mieliśmy do czynienia w ponurych latach po stanie wojennym, w tym w roku śmierci ks. Jerzego, nasuwa na myśl powieść George’a Orwella „Rok 1984”. W totalitarnym świecie propagandyści ogłupiali ludzi hasłami typu „Wojna to pokój. Wolność to niewola. Ignorancja to siła”. Ludzie wytresowani w „dwójmyśleniu” na sygnał dany przez władzę przyjmowali za prawdę to, co jeszcze niedawno ta sama władza zwalczała jako kłamstwo. A wolność – zgodnie z marksistowską doktryną – pojmowano powszechnie jako „uświadomioną konieczność”. A co jest na danym etapie konieczne, wyjaśniali masom „starsi i mądrzejsi”.
Zastanawiam się, na ile druga część tytułu referatu, „Zwycięstwo ks. Jerzego”, odpowiada rzeczywistości. PRL-owska, podległa Związkowi Radzieckiemu komuna upadła. Od 1989 r. mamy nowy ustrój. W tym sensie wygrał ks. Jerzy, a nie ci, którzy go zamordowali. Ale czy rzeczywiście dziś, w 2024 r., królują wolność i prawda, które w prostych, ale dobitnych i przemawiających do ludzi słowach głosił kapłan, wyniesiony potem do chwały ołtarzy? Co się nam serwuje w większości mediów? Czy nie ma dzisiaj masowego prania mózgów? Upadła demokracja „ludowa”, ale teraz mamy demokrację „walczącą”. Koledzy kpt. Grzegorza Piotrowskiego, który rzucił hasło „Kamulki do nóżek”, odzyskują dziś swoje bardzo wysokie esbeckie emerytury. To jedna z niewielu spełnionych obietnic Donalda Tuska, który w kontekście ustawy dezubekizacyjnej stwierdził: „Krzywdy na pewno zostaną naprawione”. A chodziło o rzekome krzywdy esbeków, a nie ofiar ich „służby”. Obecna władza przekonała wielu, że opiłowywać to trzeba katolików, bo już zabieranie przywilejów esbekom to „krzywda” i „polowanie na czarownice”.
Niekiedy wspominamy lata 80. w taki sposób, jakby wówczas prawie wszyscy byli po stronie ks. Popiełuszki, a jedynie jakaś nieliczna, ale jeszcze mocna partyjno-esbecka grupa chciała utrzymać stary system. Rzeczywistość była inna. Wystarczy przypomnieć karierę Jerzego Urbana, rzecznika stanu wojennego. Podczas swoich konferencji prasowych perorował, że Msze za ojczyznę, którym przewodniczył ks. Jerzy, były „seansami nienawiści” oraz „sesjami politycznej wścieklizny”. Ten sam Urban w tzw. wolnej Polsce założył tygodnik „Nie”, który w latach 90., czyli dziesięć lat po zamordowaniu ks. Popiełuszki, osiągnął nakład przekraczający 700 tys. egzemplarzy. Siedemset tysięcy! Czytelnicy „Nie” przyczaili się, ale tym bardziej hołdowali zakłamanemu hasłu, że „byli czerwoni, a teraz przyszli czarni, jeszcze gorsi”. Urban pluł na Jana Pawła II. Wtedy wydawało się nam, że to jednak „margines”. Ale nie! To nie był margines. Z czasem się okazywało, że wiele innych środowisk mówi Urbanem. Aż doszliśmy do wypisywania na murach kościołów: „Jan Paweł II – obrońca pedofilów”.
Księdza Popiełuszkę oskarżano o „seanse nienawiści”. Dziś ks. Michał Olszewski od ponad pół roku siedzi w areszcie, bo prokuratura Adama Bodnara oskarża go o „przynależność do grupy przestępczej”. Urban by tego nie wymyślił! Jednocześnie w internecie organizowany jest hejt przeciwko sercaninowi. Z jednej strony oszczercze drwiny, że egzorcyzmował salcesonem, a z drugiej goebbelsowskie powtarzanie, że ukradł miliony. Ktoś powie, że zbyt pesymistyczna jest ta moja refleksja. Nie! To nie pesymizm. To raczej przypomnienie, że walka o prawdę i wolność nigdy się nie kończy. I że także dziś możemy znaleźć się w sytuacji, w której najlepszym wyborem jest męczeństwo.