– Co się stało, mamo?
– Umieram, Forrest…
– Dlaczego umierasz, mamo?
– Nadszedł po prostu mój czas. Niczego się nie bój, kochanie. Śmierć jest częścią życia. Taka jest kolej rzeczy. Mnie było w życiu pisane zostać twoją mamą. Zrobiłam, co mogłam.
To fragment rozmowy Forresta Gumpa z jego mamą tuż przed jej śmiercią. Forrest Gump jest niepełnosprawnym intelektualnie tytułowym bohaterem książki Winstona Grooma oraz nakręconego na jej podstawie filmu. Często mawia, że „mama umiała mu zawsze wszystko dobrze wytłumaczyć”. Ta ujmująco prosta rozmowa jest wielkim wyznaniem wiary. Rozmawiać o śmierci jest bardzo trudno, a jeszcze trudniej ją przyjąć. Jednak prawdziwa wiara w Boga to pewność, że śmierć jest rzeczywistą częścią życia. Jest tylko jego kolejnym etapem. W książce „Szusta rano” o. Adam Szustak OP przedstawia piękne porównanie, że kiedy dziecko jest w łonie matki, widzi swój cudowny, ciepły i miły świat, nie ma jeszcze świadomości tego, jak wielki i piękny świat czeka na nie po narodzeniu. Może się dziecku wydawać, że gdy się rodzi, kończy się jego życie, tymczasem wiemy, że życie dopiero wchodzi w kolejny, wspaniały etap. Pisze o. Adam, że „śmierć dla chrześcijan jest trampoliną do czegoś nowego i niepojętego”. Do nowego wspaniałego świata. W rzeczywistości śmierć jest więc narodzeniem.
W tygodniu, w którym szczególnie modlimy się za zmarłych, często przychodzą nam do głowy refleksje na temat śmierci. Powinniśmy umieć o niej rozmawiać, powinniśmy umieć ją przyjąć. Dlatego bardzo mnie dziwi, kiedy słyszę, że rodzice nie chcą zabierać na pogrzeb kogoś bliskiego lub na cmentarz swoich dzieci, ponieważ obawiają się, że dziecko tego nie zrozumie, że przeżyje traumę. Jako dziecko, mieszkając w małej miejscowości, byłam zabierana przez rodziców na tzw. puste noce. Jest to zwyczaj żegnania zmarłego przez sąsiadów, bliskich i znajomych. Podczas takich wieczornych i nocnych spotkań ludzie modlą się, śpiewają pieśni żałobne, dziękują za życie zmarłego. Pamiętam, że już jako dziecko rozmyślałam czasem o śmierci, wypytywałam o nią rodziców i jakoś nigdy się jej nie bałam. Myślę, że przez obecność tam przyjęłam po dziecięcemu – a przecież sam Jezus mówił, byśmy wierząc, byli jak dzieci – że śmierć to coś normalnego, że to część życia. Dziś, parafrazując słowa bohatera jeszcze innego filmu, mogę powiedzieć, że nie boję się śmierci, boję się jedynie tego, czy żyję wystarczająco dobrze. Czy na koniec tego etapu życia będę mogła powiedzieć jak mama Forresta Gumpa: „Zrobiłam, co mogłam”?