Zdecydowanie za rzadko wpatrujemy się w niebo, a za często w ekrany smartfonów, komputerów i telewizorów. Mam na myśli nie tylko niebo w sensie religijnym, jako miejsce przebywania Boga i cel naszych pragnień na wieczność. Chodzi również o to zwyczajne niebo, które za dnia mieni się nad nami odcieniami błękitu, a nocą usiane jest miliardami gwiazd.
Ludowa mądrość mówi: „W dzień widać lepiej, w nocy zaś widać dalej”. Dlatego zachęcam do obserwacji nieba, szczególnie wieczorem i nad ranem. Najlepiej gdzieś daleko od miasta, w którym przeszkadzają nam sztuczne światła. Nocą, kiedy także nie oślepia słońce, możemy obserwować gwiazdy, gromady gwiazd i galaktyki. Nie wszystkie wprawdzie możemy dostrzec swoim wzrokiem, nawet w najbardziej sprzyjających warunkach. Trudno nie tylko je zliczyć, ale nawet wyobrazić sobie ich mnogość.
Promieniowanie z najdalszych zakątków kosmosu dociera do nas po milionach i miliardach lat. Oznacza to, że niebo nad naszą głową w niektórych wypadkach przedstawia stan nie tylko sprzed początków państwa polskiego i sprzed narodzenia Chrystusa, ale nawet na długo sprzed epoki dinozaurów. Światło z najbliższej nam gwiazdy, którą jest Słońce, dociera na Ziemię po ponad ośmiu minutach. Ale już światło z drugiej gwiazdy co do odległości od Ziemi, znajdującej się w gwiazdozbiorze Alfa Centauri, żeby dotrzeć do naszych oczu, potrzebuje prawie cztery i pół roku. Wciąż poruszamy się w granicach Drogi Mlecznej. Na wydostanie się z niej potrzeba około stu lat świetlnych. Promieniowanie, które dzisiaj rejestrujemy, z najdalszych krańców kosmosu dociera do nas po ponad czternastu miliardach lat. Daje to jakieś wyobrażenie nie tylko o wieku, ale także o rozmiarach Wszechświata, który według naukowców wciąż jest na etapie rozszerzania się. Według aktualnych szacunków promień Wszechświata (jeśli jest on kulą) osiąga obecnie około 46 mld lat świetlnych.
Dla lepszego uzmysłowienia sobie tych wielkości warto przypomnieć podstawowe dane z fizyki i geografii. W astronomii posługujemy się bowiem pojęciem lat świetlnych, czyli odległości, jaką promień światła jest w stanie przebyć w ciągu roku. W ciągu jednej sekundy światło przebywa prawie 300 tys. km. Oznacza to, że w ciągu jednej sekundy promień światła okrążyłby Ziemię wzdłuż Równika aż siedem i pół razy! Jeśli chcemy otrzymać odległość, którą światło pokonuje przez jedną dobę, trzeba to pomnożyć przez 86 400, tyle bowiem sekund liczy doba. Odległość roku świetlnego to 300 tys. km na sekundę pomnożone przez około 32 mln sekund. A kiedy jeszcze pomnożymy to przez wspomniane 46 mld lat? Nietrudno wówczas pogubić się w rachunkach.
Kim wobec tego Wszechświata jest człowiek? Skoro nawet wobec naszej gdzieś zagubionej w kosmosie Ziemi nie jest przecież Tytanem? A przecież o tym Wszechświecie w relacji do Boga czytamy w Piśmie Świętym: „Panie, świat cały przy Tobie jak ziarnko na szali, kropla rosy porannej, co opadła na ziemię” (Mdr 11, 22). Patrząc rozumnie w rozgwieżdżone niebo albo fundując sobie wizytę w planetarium, można przeżyć prawdziwe rekolekcje. Wiem coś o tym, bo przed paru laty przeżyłem takie właśnie, wpatrując się w sierpniowe niebo, przesiadując w planetarium i podczytując sobie „Podglądanie Wszechświata” ks. prof. Michała Hellera. Wtedy Psalm 8 sam ciśnie się na usta. Pomaga nam go lepiej zrozumieć w tym numerze „Idziemy” ks. prof. Waldemar Chrostowski na str. 12, a dwie strony wcześniej astronom dr Krzysztof Ziołkowski tłumaczy, dlaczego warto popatrzeć w niebo.
Zachęcamy do takiego spojrzenia dalej właśnie teraz, kiedy świat jest coraz bardziej niespokojny i kiedy wielu ludzi zapatrzonych w monitory oraz inne dzieła własnych rąk popada w ślepotę na Boga, zamykając się w jakiejś mieszance narcyzmu i poczucia bezsensu. Teraz bowiem potrzebujemy spojrzeć dalej, żeby wobec tego, co przeżywamy, mieć właściwy punkt odniesienia.