29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Prymityw na salonach

Ocena: 0
3690
Byłem jak „wniebowzięci”, czyli jak bohaterowie słynnego filmu pod takim właśnie tytułem, z nieodżałowanymi dla polskiego kina Himilsbachem i Maklakiewiczem, którzy podróżowali samolotami linii krajowych. Oni latali za pieniądze z wielkiej wygranej w totolotka, ja musiałem za taką przyjemność zapłacić z własnej kieszeni. Przyjemność była jednak porównywalna. Oni też nie tylko delektowali się podniebną podróżą, ale także musieli zmierzyć się ze współpasażerami i ich uwagami.

Ja zderzyłem się z zachowaniem siedzących za mną ludzi, które nie przystawało do poziomu uznawanego za normalny.

Otóż dwoje ludzi – być może po trzydziestce – wyglądających na konsultantów biznesu, ze swadą opowiadało sobie o szkoleniach, kończących je przyjęciach, współpracownikach i klientach, z którymi przyszło im pracować. Wiodącym tematem było, kto ile wypił, jak parszywe było żarcie, jak głupi są klienci itd... A wszystko to okraszone było wyrazami, które w telewizji byłyby wypikane. Prym wiodła kobieta, wybuchająca salwami śmiechu i kwitująca wszystko przymiotnikiem „zaje...”. A że para dyskutowała ze sobą bardzo głośno, nie sposób było nie słyszeć tego rechotu.

Ponieważ lot, jak to na linii krajowej, trwał ok. 40 minut, nawet nie zawracałem sobie głowy, by coś im powiedzieć. Może też i dlatego, że niemal fizycznie czułem ich rechot, który by wypluli na mnie – w ich mniemaniu pewnie zgreda albo co najmniej frajera, który nie umie dostosować się do obowiązujących norm.

Problem bowiem w tym, że te ich słówka i zachowanie warte, jak mawiała moja babcia, woźnicy stały się właśnie ową normą kulturową! Przeklinaliśmy od zawsze, temu nie da się zaprzeczyć. Przekleństwa werbalizowały nasze uczucia, wzburzenie, skołatane nerwy. Siarczyste przekleństwo, może obce tylko świętym, jest ciągle czymś w rodzaju wentylu bezpieczeństwa. Ale teraz bluzganie, wyzywanie czy prostackie słownictwo po pierwsze stały się czymś zupełnie normalnym, nawet dla ludzi wykształconych, a po drugie, tak nam spowszedniało, że zaczyna nam brakować słów, by porządnie przekląć. Najsłynniejsze wulgaryzmy na „k”, „ch” czy te z „zaj…” są używane jako przecinki i określniki.

Wulgarny język i zachowania wylewają się dziś już nie tylko z czworaków, czyli ich współczesnych odpowiedników – blokowisk. Płyną także z mediów, szkoły, literatury, a nawet z teatralnych scen.Prymityw przestał być postacią z rynsztoka, a stał się mile widzianym salonowym gościem. Jego zachowanie zaś stało się pożądanym atrybutem. Jedynym miejscem, gdzie jeszcze jest normalnie, jest… Kościół!

Zmiana kulturowa już zaszła. Na naszych oczach niebezpiecznie przesuwane są granice tabu. I to we wszystkim. Słownictwo jest tu tylko zaledwie czubkiem tej góry. Pewnie się niedługo tym udławimy. Ale wielka w tym nasza, ludzi wyznających Dekalog, rola, byśmy nie zadławili się na śmierć.

Krzysztof Ziemiec
Autor jest dziennikarzem TVP
www.krzysztofziemiec.pl

Idziemy nr 5 (437), 2 lutego 2014 r.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter