Ja zderzyłem się z zachowaniem siedzących za mną ludzi, które nie przystawało do poziomu uznawanego za normalny.
Otóż dwoje ludzi – być może po trzydziestce – wyglądających na konsultantów biznesu, ze swadą opowiadało sobie o szkoleniach, kończących je przyjęciach, współpracownikach i klientach, z którymi przyszło im pracować. Wiodącym tematem było, kto ile wypił, jak parszywe było żarcie, jak głupi są klienci itd... A wszystko to okraszone było wyrazami, które w telewizji byłyby wypikane. Prym wiodła kobieta, wybuchająca salwami śmiechu i kwitująca wszystko przymiotnikiem „zaje...”. A że para dyskutowała ze sobą bardzo głośno, nie sposób było nie słyszeć tego rechotu.
Ponieważ lot, jak to na linii krajowej, trwał ok. 40 minut, nawet nie zawracałem sobie głowy, by coś im powiedzieć. Może też i dlatego, że niemal fizycznie czułem ich rechot, który by wypluli na mnie – w ich mniemaniu pewnie zgreda albo co najmniej frajera, który nie umie dostosować się do obowiązujących norm.
Problem bowiem w tym, że te ich słówka i zachowanie warte, jak mawiała moja babcia, woźnicy stały się właśnie ową normą kulturową! Przeklinaliśmy od zawsze, temu nie da się zaprzeczyć. Przekleństwa werbalizowały nasze uczucia, wzburzenie, skołatane nerwy. Siarczyste przekleństwo, może obce tylko świętym, jest ciągle czymś w rodzaju wentylu bezpieczeństwa. Ale teraz bluzganie, wyzywanie czy prostackie słownictwo po pierwsze stały się czymś zupełnie normalnym, nawet dla ludzi wykształconych, a po drugie, tak nam spowszedniało, że zaczyna nam brakować słów, by porządnie przekląć. Najsłynniejsze wulgaryzmy na „k”, „ch” czy te z „zaj…” są używane jako przecinki i określniki.
Wulgarny język i zachowania wylewają się dziś już nie tylko z czworaków, czyli ich współczesnych odpowiedników – blokowisk. Płyną także z mediów, szkoły, literatury, a nawet z teatralnych scen.Prymityw przestał być postacią z rynsztoka, a stał się mile widzianym salonowym gościem. Jego zachowanie zaś stało się pożądanym atrybutem. Jedynym miejscem, gdzie jeszcze jest normalnie, jest… Kościół!
Zmiana kulturowa już zaszła. Na naszych oczach niebezpiecznie przesuwane są granice tabu. I to we wszystkim. Słownictwo jest tu tylko zaledwie czubkiem tej góry. Pewnie się niedługo tym udławimy. Ale wielka w tym nasza, ludzi wyznających Dekalog, rola, byśmy nie zadławili się na śmierć.
Krzysztof Ziemiec |