Od rana katolickie (ale nie tylko) areały Internetu przypominały o osiemdziesiątych urodzinach Franciszka. A ja przez cały dzień zastanawiałam się, co można by podarować papieżowi na jego osiemdziesiąte urodziny. Specjalne wydanie dzieł Jorge Borgesa? Płytę z utworami Astora Piazzolli? A może bilet na finał Ligi Mistrzów?
To oczywiście dość powierzchowne i żartobliwe fantazje, które kolekcjonowałam przez pierwsze pół dnia. Pytanie o prezent dla Franciszka jakoś nie dawało mi jednak spokoju. Bo przecież to, czy wiemy, w jaki sposób sprawić komuś radość, jest również świetnym wyznacznikiem tego, jak dobrze znamy daną osobę i jak bardzo jest nam ona bliska. Co zatem wiem o własnym papieżu? Co mogłabym mu podarować?
W poszukiwaniu inspiracji zaczęłam przeglądać biografię Ojca Świętego. W pokaźnym tomie „Prorok. Biografia Franciszka, papieża radykalnego” moją szczególną uwagę zwróciły jednak nie anegdotki z dzieciństwa, sekrety jezuickiego życia czy kulisy wyboru na Stolicę Piotrową, ale drobny fragment opisujący epizod z czasu, gdy Jorge Bergoglio był w Argentynie rektorem Collegio Maximo. Austin Ivereigh opisuje, jak przyszły papież uczył studentów, że „przez zaspokajanie konkretnych potrzeb biednych Chrystus uczy ich czegoś ważnego. Dowiedział się tego – jak opowiadał – od kobiety imieniem Marta, która miała dużą rodzinę i ani grosza przy duszy. Jakoś żyła, bo wypraszała różne rzeczy. Można było czuć się zmęczonym jej prośbami. Pewnego niedzielnego wieczoru podeszła do Bergoglia i poskarżyła się, że jej rodzina głoduje i marznie. Powiedział, żeby przyszła nazajutrz i wtedy zobaczy, co da się zrobić. Ale, ojcze – powiedziała Marta – my teraz nie mamy co jeść i teraz jest nam zimno. Poszedł do swojego pokoju, ściągnął koc z łóżka i znalazł jej jedzenie. Bergoglio zrozumiał, że Chrystus przemawia przez ubogich, a zaradzanie ich potrzebom to nie jest coś, co można odkładać dla własnego komfortu”.
Już nie pamiętam kiedy, gdzie i od kogo usłyszałam, że najlepszy uczynek miłosierdzia to ten, który możesz zrobić w tej chwili. Bo mamy być gotowi czynić dobro tu i teraz. Musimy uczyć się takiego odruchu. Ćwiczyć swoje serce i wolę. „Wstać z kanapy”, nie ociągając się i nie marudząc. To najpiękniejszy prezent, jaki możemy zrobić Franciszkowi. I sobie.