Dokładnie rok temu w wywiadzie z sędzią Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku Wiesławem Johannem pytałem go m.in. jak wyjść z rozpoczętego wtedy impasu w Trybunale, i jak uratować jego prestiż. – Jeśli TK zrezygnuje z wpisywania się w sprawy mające podtekst polityczny, a wróci do tego, co powinien i co przez lata robił, czyli do mądrego orzecznictwa w celu poprawiania jakości prawa, wtedy zacznie na nowo odbudowywać należny mu autorytet – mówił sędzia Johann.
Dziś można powiedzieć: jaka szkoda, że Prezes TK prof. Andrzej Rzepliński postanowił skierować Trybunał w kierunku dokładnie odwrotnym? Skrajnie go upolitycznił, poróżnił sędziów i pracowników TK miedzy sobą i wprowadził między nimi kuriozalny podział na sędziów orzekających i nieorzekających.
Lista grzechów prof. Rzeplińskiego jest znacznie dłuższa. Polacy ze zdumieniem mogli obserwować, jak tworzył z Trybunału państwo w państwie, sam inicjował ingerowanie TK w kompetencje władzy ustawodawczej, „nie widział ustaw” i jako szef instytucji - strażnika Konstytucji RP orzekał o zaskarżonych do TK przepisach prawa niezgodnie z zapisami Konstytucji!
Skutek mógł być tylko jeden: wg sondaży Trybunał cieszy się obecnie zaufaniem zaledwie ok. 20 proc. Polaków, a prezes Rzepliński – jak trafnie ocenia wielu publicystów – pozostawia po sobie spaloną ziemię. Dość powiedzieć, że nawet przysłany do Sejmu przyszłoroczny budżet Trybunału został uchwalony przez Zgromadzenie Ogólne w nieregulaminowym składzie à la Rzepliński, czyli 12 sędziów. Może więc Trybunał zostać bez budżetu.
W tym kontekście jak gwiazdkę z nieba na Boże Narodzenie powinniśmy przyjąć odejście prof. Rzeplińskiego z Trybunału. A sam Trybunał, nie oglądając się na opozycję i KOD, powinien wydać oświadczenie: „Proszę Państwa! Wracamy do normalności”
Bardzo szybko, już w dniu odejścia Rzeplińskiego, zaczęto Trybunał na nowo porządkować i kompletować. W Dzienniku Ustaw opublikowano podpisane przez prezydenta Andrzeja Dudę trzy ustawy: o organizacji i trybie postępowania przed TK; o statusie sędziów TK oraz przepisy te ustawy wprowadzające. Dzień później Prezydent RP powierzył pełnienie obowiązków prezesa TK sędzi z najdłuższym stażem pracy w sądownictwie powszechnym, czyli Julii Przyłębskiej. Ta z kolei szybko przywróciła do orzekania trzech dyskredytowanych przez Rzeplińskiego sędziów: Mariusza Muszyńskiego, Lecha Morawskiego i Henryka Ciocha. I tak w ciągu zaledwie dwóch dni Trybunał stał się na nowo zdolny do orzekania w pełnym składzie. Ale to dopiero początek potrzebnych zmian.
Prawomocność tych posunięć kwestionować mogą jedynie ci, którzy przez ostatni rok zapomnieli, że wg zapisów Konstytucji wszystkie sprawy nie uregulowane wprost w Ustawie Zasadniczej, ale związane z funkcjonowaniem i organizacją Trybunału, określa ustawa. Mimo to ośmiu sędziów już odmówiło współpracy, odmawiając udziału w głosowaniu nad kandydatami na nowego prezesa TK. Można powiedzieć: szkoła prof. Rzeplińskiego lekceważenia prawa. Dlatego sędzia Przyłębska, od 21 grudnia już oficjalnie Prezes TK, nie będzie miała łatwego zadania.
Za trzy dni wigilia i Boże Narodzenie. Można by zawołać, podobnie jak zastępy aniołów u żłóbka: „Chwała Bogu na wysokościach, a w Trybunale pokój sędziom dobrej woli”! Jedno jest pewne: mocno nadwątlony prestiż Trybunału Konstytucyjnego tak, jak przed rokiem, leży w rękach sędziów TK. Trzeba krok po kroku, mozolnie ten prestiż odbudowywać. Nadrabiać powstałe przez ostatni rok zaległości w orzekaniu i mieć w pamięci sława doświadczonego pracą w TK sędziego Johanna. Tego sobie życzmy.