Ania przegrała walkę z rakiem trzustki. Ale do końca walczyła. Miała dla kogo żyć. Miała wspaniałą rodzinę, która była przy niej do ostatniej chwili. Chciała żyć i cieszyć się zwykłymi sprawami. Zakumplowała się – jak mówiła – z Bogiem, z którym „co niedziela chodziła na kawę”. Nie wstydziła się o tym powiedzieć głośno.
Zmagała się z chorobą bez rozgłosu. Bez paparazzich i kolejnych wrzutek do bulwarówek. O tym, że rozpoczyna się wyścig z czasem, wiedzieli tak naprawdę tylko najbliżsi. Operacja skończyła się wycięciem guza. Ale nowotwór okazał się złośliwy. Ania nie płakała, nie krzyczała, nie skarżyła się głośno nikomu. Dlatego też wiadomość o jej śmierci tak wielu z nas zaskoczyła.
Niemal wszystkie media podkreślały jak wspaniałą, ciepłą, normalną i skromną była osobą. Jako aktorka, mama i żona. Choć może kolejność powinna być inna, bo ona sama podkreślała, że najważniejszą rolą dla niej jest ta w rodzinie, a niekoniecznie na scenie.
We wspomnieniach koleżanek i kolegów, Anna Przybylska pozostanie osobą pełną energii i uśmiechu. Potrafiła rozbawić każdego, była pełna niezwykłego wdzięku. – Kochaliśmy ją. Nie dało się inaczej żyć, można było tylko ją uwielbiać – tak mówią wszyscy, którzy znali jej zalety jako aktorki i człowieka.
Media przytaczają także jej świadectwo dotyczące nawrócenia. Tylko dlaczego – sam sobie zadaję to pytanie – dopiero teraz? Dlaczego dopiero w takich momentach dostrzegamy w bliźnim coś, czym warto się zachwycać i doceniać na co dzień? Coś, do czego każdy z nas podświadomie dąży, nawet jeśli bezmyślnie krzyczy, że „rodzina i dzieci niszczą karierę”. Dlaczego w kolorowych magazynach, o portalach już nie wspominając, zazwyczaj w 90 proc. goszczą nie ci, który powinni? Dlaczego najczęściej opisywane są historie ludzi marnych, upadłych i zagubionych, a nie wartościowych, mogących być wzorem? Wreszcie, dlaczego my tak chętnie to kupujemy, czytamy i z tym się utożsamiamy?
Jeśli ktoś jeszcze się łudził, to teraz ma dowód, że jest prawda czasu i prawda ekranu – jak mówił reżyser w „Misiu”. Historie z kolorowych pisemek nie mają zbyt wiele wspólnego z prawdziwym życiem, mimo że życie mają często w tytule. Prawdziwe życie toczy się gdzie indziej: w nas i naszych normalnych domach. Prawdziwe, a nie to plotkarskie, jest jak prawdziwa miłość, czyli nie jest krzykliwe, nie jest na sprzedaż. I nawet jeśli nie jest zawsze pogodne, to jest pełne pokory i miłości.
Warto o tym pamiętać! Także wspominając przedwczesne odejście wspaniałej Anny Przybylskiej.
Krzysztof Ziemiec |