„Golgota Picnic”, spektakl wyszydzający kult Męki Pańskiej, spotkał się wśród chrześcijan z burzliwymi protestami. A najbardziej w urzędowo laickiej Francji. To te protesty torowały drogę do Manif pour Tous, wielkiego ruchu społecznego w obronie praw rodziny. Jednak uniwersalny charakter sprzeciwu wobec tej profanacji nie robił żadnego wrażenia na orędownikach „prawa do szokowania”. Nie pomagały ani prośby, ani argumenty, ani podejmowane kroki prawne. A gdy spektakl w Poznaniu odwołano – jego zwolennicy zareagowali jedynie inwektywami o „cenzurze”.
Istotą wolności słowa jest prawo do PRAWDY i udziału w życiu publicznym. Wolność słowa to prawo do krytyki rządu, prawo do informacji, prawo do wyrażania opinii. To prawo – jako zdefiniowana zasada – powstało z obrony praw narodów przed samowolą władzy, a nie z negacji norm społecznych. Każde społeczeństwo ma prawo i obowiązek chronić podstawowe wartości. Właśnie chroniąc je potwierdzamy, że są zasady, które również obowiązują większość, których nikt nie może znosić, bo mają wartość nadrzędną dla wspólnoty i konstytutywną dla jej istnienia.
Zapobieganie nadużyciom wolności słowa jest tak samo składnikiem naszej wolności politycznej, jak zapobieganie przestępstwom drogowym – wolności poruszania się. Bez wspólnoty obywatelskiej nie ma swobód obywatelskich. To naturalne prawo do ochrony dobra wspólnego i jego podstawowych wartości wyraźnie zresztą potwierdzają na przykład art. 31/3 Konstytucji lub przez art. 10/2 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Zwolennicy „Golgota Picnic” nie bronią wolności słowa jako składnika cywilizacji europejskiej. Bronią raczej „wolności propagandy antyreligijnej”, jednej z fundamentalnych zasad Konstytucji stalinowskiej, która w praktyce oznaczała „prawo” do zamieniania świątyń w muzea ateizmu, do metodycznego lżenia Kościoła, do angażowania państwa w forsowną dechrystianizację. Polska wolność wyrasta z walki z tamtym barbarzyństwem – i wymaga walki z jego nawrotem.
Marek Jurek |