Ksiądz Michał Olszewski i dwie urzędniczki z Ministerstwa Sprawiedliwości wreszcie są na wolności. Po 213 dniach aresztu kolejna instancja uwzględniła wniosek obrońców. Kończy się jeden z najbardziej przykrych, by nie rzec haniebnych, epizodów ostatniego roku. Zwycięża fala społecznej solidarności.
„Mówili, że to był areszt wydobywczy. To wasze modlitwy mnie wydobyły” – powiedział sercanin po opuszczeniu aresztu. Za modlitwy dziękowały również urzędniczki. Walczyli bowiem prawnicy na paragrafy, ale w tle rozgrywała się walka duchowa. Czy ich złamią? Czy ci za murami o nich zapomną? Jednak nie pękli, choć areszt to nic przyjemnego. Zwłaszcza dla ludzi, którzy trafili w tryby tej historii w istocie przypadkiem. Ksiądz budował ośrodek pomocy dla ofiar przestępstw, panie Urszula i Karolina pracowały w ministerstwie, zanim ministrem został Zbigniew Ziobro. W pewnym sensie mieli pecha, nawinęli się nowej władzy, która po wyborczym zwycięstwie szukała ofiar mających zaspokoić chorą potrzebę zemsty. Mieli pecha, bo nawet jeśli ktoś naruszył jakieś przepisy, to można rozważać naganę, postępowanie wyjaśniające, a nie grubą karę. Bo przecież siedmiomiesięczny areszt okraszony surowymi obostrzeniami (niektórzy mówią nawet o torturach) to przełamanie życia na pół.
Decyzję o zwolnieniu podjął sąd, ale w tle jest, podejrzewam, zmiana stanowiska prokuratury. Ile bowiem można więzić ludzi pod błahymi pretekstami, manipulując zarzutami, budowanymi w oparciu o wątły materiał dowodowy? Ile może trwać ordynarna hucpa w kraju nominalnie demokratycznym? Rządzący wpadli w tej sprawie w ewidentną pułapkę, z której nie wiedzieli, jak wybrnąć. Im dłużej trzymali ks. Michała, tym trudniej było podjąć decyzję o jego zwolnieniu. I pewnie sprawa toczyłaby się bez końca, gdyby nie wspomniany ruch społeczny, z każdym tygodniem zyskujący na znaczeniu. Należy wspomnieć zwłaszcza o głodówce protestacyjnej podjętej w Częstochowie przez działacza Solidarności Jana Karandzieja, a także o Liście Siedmiu, podpisanym przez wybitnych polskich intelektualistów (Bronisław Wildstein, Antoni Libera, Jan Polkowski, Lech Majewski, Wawrzyniec Rymkiewicz, Andrzej Nowak, Jerzy Kalina), w którym sytuację aresztantów porównano do „komunistycznych praktyk kryminalizowania przeciwników politycznych i wymuszania na nich zeznań”. Wiele osób, także przedstawicieli Kościoła, podejmowało działania zakulisowe. A przede wszystkim wiele osób się modliło.
Pozycję prokuratury osłabiło także orzeczenie Izby Karnej Sądu Najwyższego, że to Dariusz Barski, a nie Dariusz Korneluk jest legalnym prokuratorem krajowym. Oznacza to, że legitymizacja prawna wszystkich nominowanych przez Korneluka jest wątpliwa. Ale to nie koniec porażek ekipy ministra Adama Bodnara. Otóż Komisja Wenecka orzekła, że działania i decyzje Krajowej Rady Sądownictwa były legalne. Oznacza to potwierdzenie, że w Polsce nie ma żadnych „neosędziów”. Są jedynie legalni sędziowie, powołani przez różnych prezydentów.
Pociąg represji, który miał zastraszyć opozycję i społeczeństwo, zwalnia. Coraz liczniejsze grupy społeczne dostrzegają, że „Zemsta Plus” ma przesłonić dramatycznie słabe wyniki gospodarcze i społeczne nowej ekipy. Mechanizmy szczucia na rywali przestają być użyteczne. Społeczeństwo uczy się oddolnej organizacji i rozumie, że tych, których wskaże władza, nie można zostawiać bez pomocy. Przed nami okres przejściowy, który być może przyniesie coś nowego.