A w Polsce? U nas, niestety, takiej determinacji nie widać w żadnej sprawie. Nawet śmierć urzędującego prezydenta i dużej delegacji państwowej w smoleńskim błocie nie wyrwała milionów z letargu. Owszem, powstał silny ruch społeczny (a na jego bazie wolne media i liczne organizacje społeczne), ale o masowości nie ma mowy. Nie sposób oprzeć się smutnej konstatacji, że Polakom nie chciałoby się już marznąć w żadnej sprawie, choćby najważniejszej. Może już zbyt długo żyjemy w świecie „liberalnego kapitalizmu”, który, jak wiemy, wyjątkowo skutecznie rozbija wspólnoty i osłabia tożsamości? Każdy biegnie sam w swoim bębenku, każdy daje z siebie wszystko, nie patrząc na boki. Nawet ewidentne przypadki agresji wobec społeczeństwa, takie jak próby seksualizowania dzieci w wieku przedszkolnym, wywołują co najwyżej „prywatny opór”. Symbolicznie, rodzice maluchów, którzy zaprotestowali w Rybniku – i chwała im za to – uznali sprawę za załatwioną po tym, gdy ich dzieci przeniesiono do innej, bezpiecznej grupy. Nie chcieli zabierać publicznie głosu, nie chcieli namawiać innych rodziców do stawiania oporu – choć, oddajmy sprawiedliwość, państwo Elbanowscy jednak zmobilizowali tysiące Polaków w sprawie sześciolatków.
Protestują leśnicy, którym władza chce odebrać bezpieczeństwo poprzez zmuszenie Lasów Państwowych do odprowadzania miliardowych kwot do budżetu. Protestują jednak w osamotnieniu, przy obojętności szerszej publiczności. Wspomaga ich jedynie opozycja polityczna (choć w większości na nią nie głosowali) i medialna, inne grupy społeczne milczą. One również protestują, ale samotnie, tylko w swoich własnych sprawach. Poważnych problemów nie brakuje – osoby niepełnosprawne stoją w obliczu likwidacji zakładów pracy chronionej, opiekunowie chorych dzieci dostają żebracze zasiłki, mieszkańcom miasteczek zabiera się posterunki policji, pacjenci cierpią w coraz dłuższych kolejkach, przyszłych emerytów czekają nędzne emerytury (też protestowali, ale półtora miliona ich podpisów władza zlekceważyła gładko). Rzeka kłopotów płynie wartko, ale cicho.
Dlaczego Ukraińcom się chce, a nam nie? Może nie mają równie atrakcyjnych show w telewizji, które zastąpiłyby im realne życie? Może. Sądzę jednak, że tamtejsza władza musi działać twardo, jednoznacznie, bezwzględnie. I wywołuje opór. A u nas program dalej idący – budowa „nowego człowieka” i lobotomia niepodległości – ale realizowany małymi kroczkami, zgodnie z taktyką salami, i przy zastosowaniu tysięcy znieczuleń. Ba, w razie kłopotów przewiduje się możliwość chwilowego kompromisu! Co oczywiście nie zmienia zasadniczego kursu, bo gdy tylko opór osłabnie, agresja się wzmaga.
Widać jesteśmy zbyt leniwi, by chciało nam się, jako narodowi, dostrzec taktykę stosowaną wobec Polski. Bo tak to już jest w tej części świata: cenę za błędy płacą następne pokolenia. Widać im jest pisane trwanie na mrozie.
Jacek Karnowski |