|
Olśnienie, że John może mieć rację, przyszło nagle między świętami, w czasie gdy oprócz czytania gazet człowiek nie ma poważniejszych zajęć. Co uderzało w tej lekturze? Przeświadczenie wielu publicystów i komentatorów politycznych, że kolejni ważni ludzie na ważnych stanowiskach nie powinni byli nigdy ich zająć. Minister zdrowia nie nadaje się na ministra, rzecznik na rzecznika, opozycja na opozycję, a co najciekawsze, premier absolutnie nie pasuje na premiera. Gdyby to był inny kraj, gdzie liczą się kwalifikacje, wszyscy oni pracowaliby tam, gdzie powinni, czyli w przychodniach zdrowia gdzieś w małych miasteczkach, w lokalnych telewizjach albo uczyliby w szkołach. Na tyle wyceniono ich możliwości. I właśnie o to pewnie chodziło Amerykaninowi. To jest to olśnienie.
Tylko w Polsce możliwe są rzeczy niemożliwe gdzie indziej na świecie. Tutaj można zrobić karierę bez wysiłku. Nie tak jak w Ameryce, gdzie wiadomo z tym pucybutem. Nie. Nie o to chodzi. Bo żeby zbudować coś z niczego, za oceanem potrzebny jest tytaniczny wręcz wysiłek. W Polsce jednak wciąż można inaczej. A ponieważ politycy to tylko emanacja społeczeństwa, można zaryzykować stwierdzenie, że nie tylko polityka daje tak ogromne możliwości. Możliwości zaistnienia tam, gdzie w innych warunkach nikomu by się nie śniło. Trudno mieć pretensje, że ludzie korzystają. Skoro można usiąść wysoko, to siadają. Naiwne jest oczekiwanie, że się zreflektują. Amerykanin powiedziałby, że ich podziwia za odwagę. Napoleon wziąłby do armii, bo mają szczęście. Zamiast narzekać na wszechobecną niekompetencję, trzeba ją wreszcie docenić. Bo kto na niej nie korzysta, niech pierwszy rzuci kamieniem.
|