Czym właściwie jest pobożność (religijność) ludowa? Intuicyjnie wyczuwamy, czym ona jest, ale trudno o jakąś zwięzłą definicję. Pobożność ludowa bywa niekiedy rozumiana jako pobożność tzw. prostego ludu, że niby intelektualiści katoliccy czytają Biblię i teologiczne książki, a lud śpiewa „Gorzkie żale” i odmawia litanie. Takie postawienie sprawy jest jednak fałszywe, bo w religijności ludowej mogą odnajdować się bardzo różni ludzie i posiadane tytuły naukowe nie są tutaj istotne.
Nieprawdą jest też, że pobożność ludowa jest z definicji płytka, czysto emocjonalna. Egzystencjalnej głębi wiary naszych mam i babć mógłby pozazdrościć niejeden uczony teolog. Choć z drugiej strony jest prawdą, że niektóre formy ludowej religijności są nie tylko wątpliwe, ale po prostu szkodliwe, pomieszane z magią i zabobonami. Pobożność ludowa słusznie odróżniana jest od liturgii, ale przecież na przykład Msza Święta może zawierać w sobie wiele elementów „ludowych”. Uogólniając, można by powiedzieć, że różne przejawy pobożności ludowej – nabożeństwa, pielgrzymki, zwyczaje, modlitwy, pieśni i tańce – Kościół uważa za skarb, z którego warto czerpać, ale który powinien być nieustannie oczyszczany z niechrześcijańskich naleciałości i pogłębiany.
Niebawem rozpocznie się maj, miesiąc nabożeństw maryjnych, które są jednym z wyrazów pobożności ludowej. Wierni gromadzą się w kościołach, ale także przy przydrożnych kapliczkach, aby litanijnymi wezwaniami modlić się za przyczyną Maryi. W Polsce i na świecie religijność ludowa rozwinęła się przede wszystkim wokół kultu maryjnego, ale także wokół kultu świętych patronów. Tym większym odkryciem było dla mnie schowane w górach 100 km od Rzymu sanktuarium w Vallepietra, które jest poświęcone Trójcy Świętej. Religijność ludowa zaowocowała w tym miejscu m.in. pieśniami ku czci Ojca, Syna i Ducha, wotami dla Trójcy Świętej za doznane łaski, barwnymi pielgrzymkami. Na straganach nie brakuje „trynitarnych” gadżetów.
Kościół w Polsce miał w czasach komunistycznych opatrznościowego prymasa, kard. Stefana Wyszyńskiego, którego można by nazwać geniuszem pobożności ludowej. Prymas Tysiąclecia był z jednej strony księciem Kościoła, w którego sposobie bycia uderzało pewne naturalne dostojeństwo, z drugiej strony czuł lud, autentycznie stał po jego stronie. Komunistyczna ideologia często odwoływała się do „ludu pracującego miast i wsi”. Prymas Wyszyński też odwoływał się do ludu, ale i do narodu. Korzystał przy tym z bogactwa właśnie pobożności ludowej. Przy czym jego słowa i postawa były prawdziwe i głębokie, w przeciwieństwie do PRL-owskiej propagandy.
Do pobożności ludowej odwołuje się często papież Franciszek. W swoim stylu napomina, że pasterze mają pachnieć owcami, a nie drogimi perfumami. Franciszek ukształtował się na argentyńskiej „teologii ludu”. W adhortacji Evangelii gaudium wskazuje na lud o wielu obliczach, lud, który wyraża wiarę chrześcijańską na różne sposoby, zakorzenione w lokalnych kulturach. A w jednym z przemówień nazwał pobożność ludową duchowością, mistyką, będącą „przestrzenią spotkania z Jezusem Chrystusem”.
Dariusz Kowalczyk SJ |