19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Po co wybory?

Ocena: 0.6
1015

Pewnie wielu czytelników zadaje sobie pytanie, czy w czasie tak szczególnym naprawdę nie można odpuścić wyborów prezydenckich. Czy nie można przełożyć głosowania na jakiś czas, by skupić się na walce z epidemią oraz o zagrożone miejsca pracy? Cóż, nie można. Przede wszystkim dlatego, że obie te sprawy są ze sobą ściśle związane.

Zacznijmy od sprawy podstawowej: to nie PiS, nie rząd ani nawet większość sejmowa muszą zorganizować wybory. Musi to zrobić państwo polskie, zobowiązane do tego przez tak często przywoływaną w ostatnich latach konstytucję. Nieprzypadkowo dużo bardziej dotknięte epidemią demokracje – w tym Niemcy i Szwajcaria – nie rezygnują z głosowania, lecz starają się znaleźć najbezpieczniejsze sposoby przeprowadzenia elekcji. Mamy też przykłady historyczne, choćby wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych w 1944 r. Głosując w tak trudnych chwilach, wspólnoty polityczne mówią sobie samym i otoczeniu, że poważnie traktują swoje fundamenty. Bo walka z zarazą jest bardzo ważna, ale wybory też są ważne.

Owszem, w pewnych sytuacjach można ogłosić stan nadzwyczajny, ale nie jest to instrument stworzony po to, by w sposób w istocie manipulacyjny przesuwać wybory, ale by walczyć z konkretnymi zagrożeniami. W naszym przypadku, przy tej konkretnej, arcypopulistycznej opozycji, jest to rozwiązanie wyjątkowo mało atrakcyjne. Doświadczenie ostatnich lat wskazuje, że natychmiast po 6 sierpnia – a więc po dniu, w którym powinna skończyć się kadencja – zaczęłoby się podważanie mandatu prezydenta. Twierdzono by, że preyzdent nie może podpisywać pewnego rodzaju ustaw, że powinien ograniczyć się do aktywności reprezentacyjnej. W zależności od sondaży nawoływano by albo do przedłużania stanu nadzwyczajnego o kolejne miesiące, albo do szybkich wyborów. Mielibyśmy niekończącą się huśtawkę, z której nic dobrego wyniknąć nie może.

Dlatego trzeba głosować w maju, albo dziesiątego, albo – co okazuje się możliwe – siedemnastego. PiS, owszem, kombinuje, kreatywnie szuka rozwiązań, próbuje różnych ścieżek, często dokonuje zwodów. Ale czy rzeczywiście można mieć o to pretensje? Sytuacja jest nadzwyczajna, skomplikowana, niełatwa – i obóz rządzący musi z niej wybrnąć za pomocą tych narzędzi, które ma do dyspozycji. Żądanie, by uległ krzykom opozycji, by zrezygnował z wyborów, podejmując ryzyko polityczne niemal równe działaniu samobójczemu, jest absurdem. Tym bardziej, że trudno przecież uznać, iż Andrzej Duda wygra w maju – załóżmy – tylko dzięki epidemii. Obecny prezydent prowadzi w sondażach od bardzo dawna i w normalnych warunkach też raczej by wygrał, zwłaszcza że kandydatka Koalicji Obywatelskiej Małgorzata Kidawa-Błońska wyraźnie nie udźwignęła powierzonej jej roli. Możemy mieć pewność, że gdyby udźwignęła, opozycja krzyczałaby o zamachu stanu na każdą wzmiankę o możliwości przełożenia wyborów.

PiS chce wyborów korespondencyjnych. W wersji, którą proponuje, ryzyko byłoby ograniczone do absolutnego minimum. Wyborca dostałby kopertę z kartą do głosowania i oświadczeniem o osobistym i tajnym oddaniu głosu. Wystarczyłoby wypełnić, kopertę ponownie zakleić i wrzucić do skrzynki pocztowej. Sprawa tym łatwiejsza, że w wyborach prezydenckich Polska jest jednym okręgiem wyborczym, więc teoretycznie wszystkie głosy można zwieźć w jedno miejsce i tam przeliczyć. To plan sensowny i racjonalny. Owszem, czasu jest mało, ale wciąż wystarczająco, by zdążyć. I z pewnością nie byłoby żadnego znaku zapytania, gdyby nie ostry sprzeciw Jarosława Gowina. Lider Porozumienia twierdzi, że sprzeciwia się wyborom 10 maja, ponieważ „to sprawa życia lub śmierci”. Rozumiem, że można widzieć w terminowych wyborach pewien dylemat, ale to wciąż nie jest usprawiedliwienie dla działania, które pozbawia obóz rządzący stabilności w czasie, gdy ta stabilność jest na wagę złota. Tym bardziej, że sen o ponadpartyjnym porozumieniu rozpadł się na kawałeczki, zanim jeszcze nabrał konkretnych kształtów. Jak polityk o tak dużym doświadczeniu i tak bardzo roztropny mógł zdecydować się na taką szarżę w takim czasie – tego nie jestem w stanie zrozumieć.

Czasy nie są łatwe. Idzie gospodarcze tsunami i trzeba zrobić wszystko, by w czasie uderzenia największej fali Polska miała u steru ludzi, którzy nie muszą martwić się trwającą kampanią wyborczą.


Idziemy nr 15 (755), 12 kwietnia 2020 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Autor jest redaktorem naczelnym tygodnika „W Sieci”

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter