Parlament Europejski w rezolucji „Prawo do aborcji w Polsce” zajął się naszym krajem detalicznie i gruntownie. Dokument liczy osiemnaście stron maszynopisu i porusza bardzo szeroką gamę zagadnień: od poparcia dla nielegalnych manifestacji, przez analizę przemówienia Jarosława Kaczyńskiego, ocenę organizacji społecznych w Polsce, aż po rekomendacje dla Komisji Europejskiej, związane z włączeniem aborcjonizmu do europejskiej polityki „w dziedzinie zdrowia”.
Odnosząc się do polskich organizacji społecznych, rezolucja jasno i wyraźnie dzieli Polaków na lepszy i gorszy sort. Sort najlepszy reprezentuje cytowana w rezolucji Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Parlament podziela jej troski, że wskutek odmowy wykonywania tzw. aborcji przez poszczególnych lekarzy i całe szpitale praktyka ta staje się w wielu regionach Polski „często niemożliwa”. Najgorszy sort to – również przywoływany w rezolucji – Instytut Ordo Iuris, przedstawiony jako „siła napędowa kampanii mających na celu podważenie praw człowieka”, „organizacja fundamentalistyczna” i „ściśle związana z koalicją rządzącą”.
W końcowym fragmencie (art. 17) rezolucja wzywa do „zawieszenia płatności z budżetu” dla Polski, a jednocześnie (art. 18) do „zapewnienia odpowiedniego finansowania” właściwym organizacjom, szczególnie proaborcyjnym. Cel tych manewrów finansowych nie pozostawia żadnych wątpliwości, skoro rezolucja z zachwytem mówi, że celem demonstracji organizowanych przez „działaczy oraz organizacje społeczeństwa obywatelskiego przy poparciu ze strony opozycji politycznej” jest „ustąpienie rządu”.
Szczególne zainteresowanie autorów wzbudziło też przemówienie Jarosława Kaczyńskiego. Rezolucja zarzuca wicepremierowi, że (dodajmy: po pięciu dniach ataków) wezwał do obrony kościołów, co – zdaniem autorów rezolucji – „doprowadziło do agresji nacjonalistycznych chuliganów na demonstrantów”. Pomijając tę absurdalną tezę, uznającą za agresorów obrzucanych butelkami ludzi chroniących kościoły przed zbezczeszczeniem, znamienne jest milczenie o samych atakach. Rezolucja nie tylko nie potępia profanacji i przerywania Mszy, ale nawet takich faktów, jak pochwała nazistowskiego mordu, wymalowana obok pomnika pomordowanych księży przy kościele św. Klemensa na Woli. To twarde milczenie ma nie tylko cechy aprobaty, ale wręcz zachęty do eskalacji aktów nienawiści antykatolickiej. Tak tylko można interpretować potępienie obrony bezczeszczonych nabożeństw i kościołów.
Rezolucja, uchwalona większością ponad dwóch trzecich głosów, jest jasną deklaracją polityczną klasy rządzącej w Unii Europejskiej, choć zauważyć warto chwalebne wyjątki. „Prawa do aborcji w Polsce” nie poparli (oprócz oczywiście opozycyjnych klubów prawicy) tak wybitni politycy, jak były premier Litwy Andrius Kubilius (głosował przeciw) czy poprzedni przewodniczący Parlamentu Antonio Tajani (wstrzymał się od głosu). Poparła je natomiast – na własną hańbę – cała Platforma Obywatelska (choć to ostatnie słowo należałoby chyba zacząć umieszczać w cudzysłowie).