O krajach skandynawskich mówimy często jako o najtwardszym froncie rewolucji obyczajowej. To przecież tam wprowadzano najpierw ustawodawstwo homoseksualne. Ale nawet tam rewolucja napotyka na opór. Pisałem tydzień temu o posłance do fińskiego parlamentu Päivi Räsänen, przeciw której wszczęto śledztwo z powodu cytowania potępień Świętego Pawła wobec homoseksualizmu (por. Rz 1,24-27).
Päivi Räsänen nie spuszcza z tonu. Wyjaśniła niedawno, że oburzenie, jakie wyraziła wobec patronowania przez zwierzchników luterańskich festiwalowi „dumy gejowskiej”, nie obraża żadnej wspólnoty społecznej. Kierownictwo Kościoła Państwowego stanowi instytucję, nie grupę społeczną, i wierni mają prawo wyrażać opinie na temat jej aktów.
Teraz pani poseł Räsänen zaangażowała się wprost przeciw prawnemu konceptowi „mowy nienawiści”. „Istotą problemu jest to – mówi – że nikt nie jest w stanie zdefiniować, co to jest. Tymczasem dla obywateli powinno być jasne, co jest legalne, a co nielegalne”. Päivi Räsänen ostrzega, że zakaz „mowy nienawiści” – w odróżnieniu od obiektywnej kategorii zniesławienia – będzie służył grupom nieakcetpujacym krytyki do tego, by krytyki zakazać. Tymczasem, argumentuje, wolność słowa jest kluczową instytucją cywilizacji zachodniej. Chrześcijanie nie zakazują ateistom krytyki Biblii. Tym bardziej „jeśli ktoś wyraża opinię o mnie samej, to choć nie zgadzam się z tą opinią – nie mówię, że zostałam upokorzona i zniesławiona w sensie prawnym”.
Dlaczego to dla nas ważne? Nie ze względu na kompleks cudzoziemszczyzny. Nie chodzi o to, że takie poglądy głoszone są „na Zachodzie” (Finlandia leży na północ i na wschód od Polski). Chodzi o proste przypomnienie faktu, że w Europie żyją miliony ludzi wierzących w Dekalog i Ewangelię. Miliony ludzi pragnących żyć w cywilizacji życia. Są nawet w najbardziej zlaicyzowanych i zdechrystianizowanych państwach.
Polska nie ma powodu zachowywać się tak, jakby Europa chrześcijańska nie istniała. Z faktu, że jest zwalczana, nie wynika, że jej nie ma. Sytuacja (którą widzieliśmy 1 września), gdy amerykański wiceprezydent mówi o Bogu, którego porzucenie otworzyło drogę totalitaryzmom, o Chrystusie, bez którego nie sposób zrozumieć człowieka, a nasz prezydent wznosi jedynie okrzyki na cześć demokracji i „więzi euroatlantyckich” – nie jest normalna.
Powinniśmy podziwiać Päivi Räsänen, powinniśmy otwarcie mówić o atakach na wolność słowa i Kościoła w jej kraju, i musimy to robić – póki jeszcze są tam ludzie, którzy mówią głośno. Jeśli będziemy milczeć, jutro my możemy znaleźć się jeśli nie w jej sytuacji, to przynajmniej w kompletnym międzynarodowym osamotnieniu. Dziś, gdy ciągle Europa chrześcijańska żyje, kto ma mówić w jej imieniu?
Na koniec jedno wyjaśnienie (przypomnienie). Päivi Räsänen nie należy do Partii Prawdziwych Finów czy innego ugrupowania radykalnej prawicy. Jest po prostu chrześcijańską demokratką (w tej kolejności zresztą). Solidarność z nią to kwestia przyzwoitości, nie radykalizmu. Jak pisze Poeta: wystarczy „odrobina niezbędnej odwagi”. Dosłownie odrobina.