W klasztorze w Nevers we Francji, gdzie schroniła się była niegdyś przed światem wizjonerka z Lourdes św. Bernadetta Soubirous, czyli siostra Marie-Bernard, gdzie z niego odeszła i gdzie do dziś spoczywa jej doskonale zachowane ciało, cel wielu pielgrzymów – od dawna nie obowiązuje już klauzura. Podobnie jak nie obowiązuje strój zakonny i inne praktyki, zniesione przez dzisiejsze zakonnice. Nawet same słowa „siostra”, „”klasztor” czy też „przełożona” stały się tam „niewymawialne” i wzbudzają niechęć i irytację „postępowych” gospodyń miejsca. Wspomina o tym w swojej arcyciekawej książce „Opinie o Maryi” słynny włoski dziennikarz i publicysta Vittorio Messori, tropiący m.in. tajemnicę Lourdes. Przyjmująca go w Nevres zakonnica powiedziała mu, że „pielgrzymki i tego typu pobożność zupełnie nie odpowiadają jej »dojrzałej wierze« i że również ta słynna dziewiętnastowieczna współsiostra, owszem, była świętą, ale co to znaczy »święta«? Czyż my też nie jesteśmy święci? Oświadczyła również pisarzowi, że „dzisiejsze siostry uwolniły się z hierarchicznych zależności (...) i że oczywiście wiele z nich, zamiast siedzieć w klasztorze (...) wchodziło w różne »doświadczenia«: takie jak prowadzenie niewielkich grup w domach robotniczych, zaangażowanie społeczne, współodczuwanie, emigranci sans papiers, psychoanaliza, różne inne socjologizmy i solidaryzmy, a ja widziałem – wtrąca Messori – że tymi działaniami zastępują niegdysiejsze miłosierdzie”.
W Polsce wciąż wydaje się to nie do pomyślenia. Nadal jeszcze zakony pielęgnują pamięć o swoich świętych i błogosławionych założycielach, współsiostrach i współbraciach, nadal pozostają wierne swojemu charyzmatowi, czyli wyjątkowemu sposobowi, w jaki służą Kościołowi i światu – nam wszystkim, zwłaszcza najbardziej tego potrzebującym. Nadal poświęcają się, jak od stuleci, licznym dziełom miłosierdzia, w sposób jak najbardziej tradycyjny, chociaż nieraz to im społeczeństwo zawdzięczało różne pionierskie rozwiązania. Nadal widzimy wśród nas, na ulicach strój zakonny, noszony wiernie zwłaszcza przez siostry – choć bywa, że z jego powodu doświadczają one przykrości. Podczas gdy powinien to być znak witany przez wierzących z radością, wdzięcznością i życzliwością! Nadal osoby konsekrowane trwają w klasztorach, których sercem pozostają kaplice z Najświętszym Sakramentem, i wciąż zbierają się tam na wspólnej modlitwie. Wobec ludzi z zewnątrz świadczy o tym chociażby stopień zestrojenia ich głosów, gdy zaczynają razem śpiewać. Zawsze myślę wówczas: ileż te głosy musiały zanieść jednogłośnych modlitw, ileż brewiarzowych hymnów, psalmów i antyfon, by mogły dojść do takiego współbrzmienia! A to, czego w ogóle nie widzimy, bo jest ukryte za klauzurą? Ksiądz Jan Twardowski napisał, że klasztory klauzurowe są osiołkiem, który dźwiga świat – tak jak to oślę, które wwoziło Chrystusa do Jerozolimy w Niedzielę Palmową. Nikt na niego nie zwracał uwagi, choć na własnym grzbiecie niósł nam Zbawiciela. Kto to powiedział, że może dzięki modlitwom zanoszonym w takich zakonach świat w ogóle jeszcze istnieje?
Warto choćby ten jeden raz w roku – kiedy przypomina nam o tym Dzień Życia Konsekrowanego – docenić to wszystko, co wciąż jeszcze jest nam dane. I takie, wydawałoby się, oczywiste.