W pokoleniu moim, moich rodziców i dziadków 1 września wywołuje dwa skojarzenia: z inauguracją roku szkolnego i niemiecką napaścią na Polskę, która rozpoczęła II wojnę światową. Przez dziesiątki lat te dwa wydarzenia scaliły się w naszej świadomości w jedno. Nie można wykluczyć, że ideologom III Rzeszy też o coś takiego chodziło. Planowali przecież wszystko w szczegółach. Do hasła „Porzućcie wszelką nadzieję”, które Dante w „Boskiej komedii” umieścił nad wejściem do piekła, wobec Polaków odwoływali się systematycznie.
W zaplanowanym przez nich świecie „nadludziom” rasy aryjskiej należała się „przestrzeń życiowa” na Wschodzie. Zamieszkujących tę przestrzeń „podludzi”, czyli głównie Słowian, trzeba było częściowo wytępić, a pozostałych przy życiu uczynić przymusowymi robotnikami, którzy będą wykonywać najprostsze i najcięższe prace. Dlatego natychmiast po wkroczeniu do Polski Niemcy rozpoczęli eksterminację polskich elit – w Piaśnicy, Sztutowie, Poznaniu, Bydgoszczy i Włocławku, a kilka miesięcy później w Palmirach.
Do rangi symbolu urosło podstępne zwabienie przez Niemców 6 listopada 1939 r. i aresztowanie 184 profesorów i wykładowców krakowskich uczelni, a następnie wywiezienie ich do obozów Sachsenhausen i Dachau. Jeszcze bardziej brutalnie potraktowani zostali profesorowie uczelni lwowskich, których Niemcy 4 lipca 1941 r. rozstrzelali na Wzgórzach Wuleckich. Było to zaledwie pięć dni po odbiciu przez Niemców Lwowa z rąk sowieckich. Zresztą Sowieci, okupujący po 17 września 1939 r. Kresy Wschodnie, realizowali wobec polskich elit identyczną, bo uzgodnioną przez obu agresorów, politykę eksterminacji. W tej sprawie nie wolno nam mieć złudzeń.
Polacy na terenach opanowanych przez III Rzeszę zostali pozbawieni prawa do wykształcenia wykraczającego poza program szkoły podstawowej i zawodowej. Za naukę na tajnych kompletach w zakresie szkoły średniej czy studiów uczący i nauczani trafiali do niemieckich obozów zagłady albo byli mordowani w niemieckich katowniach. Przykładem może być los uczestników tajnego kompletu z socjologii na warszawskim Żoliborzu, aresztowanych 5 stycznia 1944 r., a następnie torturowanych i zamordowanych na Pawiaku. Za co? Powtórzę: w odniesieniu do Polaków samo nauczanie i uczenie się było przez Niemców karane śmiercią!
Niemcy – nawet jeśli wcześniej funkcjonowali jako Prusacy – znali znaczenie szkoły dla kształtowania tożsamości Polaków. Nie tylko z polską szkołą, ale także z językiem polskim w szkole i w nauczaniu religii walczyli bezwzględnie już w czasach kanclerza Ottona von Bismarcka (1815–1898), twórcy II Rzeszy, i zainicjowanego przez niego Kulturkampfu (1871–1878). To doświadczenie w praktyce III Rzeszy i jej Führera nie poszło w zapomnienie. Dlatego wybór daty agresji na Polskę nie mógł być przypadkowy – nie tylko z militarnego punktu widzenia. Polakom już na zawsze 1 września miał się kojarzyć nie z otwartymi, ale z zamkniętymi dla nich szkołami. Bo polska szkoła to nie tylko prawo i przywilej, ale także miejsce umacniania polskiej godności i tożsamości. To przestrzeń podmiotowości Polaków.
W tym kontekście reaguję biciem na alarm wobec informacji o podejmowanych przez rząd próbach wprowadzania nauczania najnowszej historii według podręczników niemieckich autorów – pisze o tym Krzysztof Ziemiec na s. 5. Za bardzo ta sprawa zalatuje nowym Kulturkampfem. Nie mogąc dzisiaj pozbawić Polaków prawa do szkoły, zaczyna się wpływać na przekazywane przez nią prawdy i wartości, żeby podmienić nam naszą tożsamość.
Po latach przymusowej nauki według podręczników pisanych albo zatwierdzanych w Moskwie nie zgadzajmy się na podręczniki pisane dla Polaków w Berlinie. Polskiej szkoły – nie tylko z szyldu, ale z jej istoty – trzeba bronić jak niepodległości. Bo jest ona niepodległości nieodłącznym atrybutem.