Kolejnym krokiem w walce z normalnością jest decyzja koncernu Unilever o rezygnacji z używania określenia „normalny” w reklamach i na etykietach swoich produktów. Określenie to według badań, na które powołuje się koncern ma ponoć charakter wykluczający i negatywny. Dotąd w powszechnym odbiorze normalność była rozumiana jako zgodność w normami etycznymi, psychicznymi, fizycznymi, medycznymi i innymi, które można naukowo określić. Kardiolodzy mówili zatem o normlanym ciśnieniu krwi, dermatolodzy o cerze normalnej (w odróżnieniu od suchej lub tłustej), etycy zaś o normalnym zachowaniu człowieka. Teraz normalność trafia na cenzurowane. Na początek w kosmetykach, ale nie przypuszczam, żeby na mydełku i dezodorantach się skończyło.
Jeśli ktoś zatem chce ocalić swoją normalność (nie dać się zwariować w duchu politycznej poprawności) albo chociaż kupić krem do cery „normalnej” to będzie musiał szukać produktów innych marek niż te, które należą do koncernu Unilever. W posiadaniu koncernu są między innymi takie marki, jak: Dove, Rexona, Axe, Sunsilk, Love Beauty, Knorr, Lipton, Algida, Hellmann’s, Magnum, Ben&Jerry’s i wiele innych.
Koncern odreagowuje w ten sposób po latach komputerowego kreowania ideału piękna, narzucanego milionom osób, który to ideał podkręcony Photoshopem był poza zasięgiem milionów normalnych kobiet i mężczyzn. Teraz zamiast powrotu do normalności mamy pójście w drugą skrajność.