Współczesny świat stawia na jednostkę, pomijając i deprecjonując podstawowe komórki społeczne, jak rodzina, wspólnota parafialna, lokalna, narodowa.
Kult jednostki posunięty do granic absurdu nie wiąże się już z oddawaniem czci i hołdu jakiemuś przywódcy państwowemu czy religijnemu, ale każdej osobie, która „jest tego warta”. I oczywiście, godność osobowa przysługuje każdemu człowiekowi z osobna, wszak to chrześcijaństwo zwróciło na to uwagę dwa tysiące lat temu.
Niemniej współczesny kult jednostki polega na przyznawaniu jej nieograniczonego prawa i swobody zarządzania swoim życiem i osobą w sposób, który godzi w godność i prawa drugiego człowieka, zwłaszcza tego bezbronnego, słabszego czy mniej uprzywilejowanego. Potrzeby jednostki stawiane są wyżej niż dobro wspólne czy dobro całej wspólnoty.
Współczesne trendy w niemal wszystkich dziedzinach życia przekonują obywateli, że to, czego chcą, mogą mieć, i to zaraz, bez liczenia się z innymi. Następnie tym, co zdobędą, powinni cieszyć się sami. Samemu mieszkać w wielkim i komfortowym mieszkaniu, samemu wypoczywać na urlopie, żeby odzyskać równowagę i spokój, dbać przede wszystkim o własny dobrostan psychofizyczny. W Polsce jest ponad 7,5 mln singli, co oznacza, że 20 proc. Polaków żyje samotnie. I podczas gdy osoby starsze są na samotność skazane, młodsze pokolenie świadomie wybiera taki styl życia.
Tyle że, jak pokazuje upływający czas, człowiek ze swej natury nie jest przeznaczony do samotnego życia. Jak powietrza do oddychania potrzebuje on relacji z ludźmi. Człowiek bowiem rozwija się, dojrzewa i niejako rozkwita we wspólnocie. Tylko bardzo nieliczne osoby zdolne są – a w Kościele mówi się, że są powołane – do życia samotnego czy też pustelniczego. Ogromna większość potrzebuje wspólnoty, by zachować równowagę psychiczną, emocjonalną, ale przede wszystkim po to, abyśmy „jedni drugich brzemiona nosili” (Ga 6, 2).
Nikt nie zbawia się sam, gdyż zbawienie dokonuje się we wspólnocie i przez wspólnotę. I ci, którzy myślą, że doskonale uświęcą się w samotności, kiedy nie będą narażeni na kontakt z innymi ludźmi, bardzo się mylą. Pan Bóg zechciał zbawić nas we wspólnocie i dlatego nie możemy jej odrzucać, choćby trwanie w niej było niekiedy trudne i bolesne. Jednakże będąc członkiem wspólnoty, możemy ją przemieniać i sprawiać, by była miejscem wzrostu, rozwoju, miłości, wytchnienia, radości. To dlatego ważne wydarzenia z życia wspólnoty Kościoła przeżywa się wspólnie, poczynając od najważniejszego wydarzenia, jakim jest Eucharystia. Z kolei duże uroczystości, przeżywane ze wspólnotą lokalnego lub powszechnego Kościoła, ożywiają naszą wiarę, umacniają wzajemne więzi, poszerzają nasz horyzont poza czubek własnego nosa. Może dlatego – i dobrze – takim zainteresowaniem cieszą się spotkania młodych podczas Światowych Dni Młodzieży czy zbliżająca się beatyfikacja rodziny Ulmów.
Udział w uroczystościach w Markowej zgłosiło ponad 32 tys. osób oraz 1000 kapłanów i 80 biskupów. To będzie prawdziwe święto wiary, podczas którego razem będziemy radować się z nowych błogosławionych, których wydał Kościół w Polsce. Życie we wspólnocie jest wymagające, ale tylko to, co jest wymagające, jest wartościowe i piękne. Poczynając od wspólnoty rodzinnej, na którą tak często narzekamy, poprzez wspólnotę parafialną, którą często zamieniamy na inną, bo nam coś nie odpowiada, wspólnotę sąsiedzką, czyli lokalną, aż po wspólnotę narodową, której często nie doceniamy, patrząc na nią wyłącznie przez pryzmat polityków, a nie wspólnych doświadczeń i dziedzictwa kulturowego. Nikt nie jest samotną wyspą i im wcześniej to zrozumie, tym mniej przeżyje rozczarowań z tym związanych.