Najbardziej znamienny efekt niemieckich wyborów parlamentarnych to załamanie się tamtejszego systemu partyjnego. Oba dominujące bloki – CDU/CSU i SPD – otrzymały historycznie niskie poparcie. Socjaldemokraci najsłabsze w całej historii Republiki Federalnej, CDU/CSU – najniższe od czasu drugiego wyborczego zwycięstwa Adenauera. Te wyniki to zapowiedź daleko idących zmian w niemieckim życiu politycznym, a jednocześnie świadectwo końca pewnego rozdziału w historii liberalnego społeczeństwa. Ponad 18 proc. poparcia dla marksistowskiej Lewicy i dla Zielonych łącznie to znak, że na przyszłość zmian społecznych w Niemczech trudno patrzeć z optymizmem.
Najlepsza wiadomość dla Polski po niemieckich wyborach to klęska Martina Schulza. Na szczęście lider niemieckiej socjaldemokracji nie będzie miał mandatu dla swych brutalnych ataków na Polskę, choć z pewnością – o ile nie zostanie zmuszony do rezygnacji z przywództwa partii – będzie w radykalizmie licytował się z ugrupowaniami skrajnymi.
Na razie jego kampania wywarła efekt paradoksalny. Komentatorzy są zgodni, że Schulz swą agresją bardzo przyczynił się do promocji prawicowo-narodowej Alternatywy dla Niemiec, która od paru dni jest trzecią siłą polityczną w Niemczech.
Alternatywa (AfD) to partia powstała najpierw ze sprzeciwu wobec unifikacji walutowej Europy, potem – z reakcji na imigracyjną politykę kanclerz Merkel. W liberalnych mediach przedstawiana jest jako ugrupowanie skrajne, tymczasem jej liderzy to przede wszystkim dysydenci z CDU i FDP. Czego się po nich spodziewać? Alexander Gauland (który zresztą był niegdyś nawet ministrem CDU na szczeblu krajowym) to klasyczny pruski konserwatysta, uważający że siła Niemiec powinna być oparta na bliskich relacjach z Rosją. To poglądy idące w poprzek polskiej racji stanu, ale w Niemczech raczej typowe. Podobnie jak oddzielanie wojny prowadzonej przez Niemcy od zbrodni popełnionych przez nazistów. W gruncie rzeczy taka perspektywa historyczna była dość charkterystyczna dla kultury CDU, a jej ilustrację widzieliśmy w wyprodukowanym i promowanym przez niemiecką telewizję publiczną serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”.
Alternatywa dla Niemiec już wypłynęła na zmianę deklaracji niemieckich władz w kwestiach imigracji. Manfred Weber z CSU, kierujący w Parlamencie Europejskim blokiem centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej, oświadczył oficjalnie, że należy przeciwstawić się nielegalnej imigracji, a tych, którzy nie akceptują „wiodącej kultury”, wydalać z Europy. O potrzebie zwalczania nielegalnej imigracji (i przekonywania wyborców Alternatywy dla Niemiec) mówiła też Angela Merkel zaraz po wyborach. To niesie nam pewną szansę na osłabienie na Polskę i Europę Środkową ataków w tej dziedzinie, choć równie dobrze można się spodziewać, że to właśnie na nas będą chcieli zrzucić skutki własnej imigracyjnej nieodpowiedzialności.