Ministerstwo edukacji narodowej przedstawiło projekty zmian w finansowaniu polskiego systemu oświaty. Szczególne zainteresowanie wzbudził zapis o postawie moralnej i etycznym postępowaniu nauczyciela.
Propozycja spotkała się natychmiast z krytyką. Sławomir Broniarz zaznaczył, że przekonania nauczyciela nie są ważne „dopóty, dopóki on tych swoich wartości nie będzie próbował wtłoczyć w głowę mojego niepełnoletniego dziecka”. Czy oznacza to, że pedagog powinien być jak szyba?
Była szefowa MEN Krystyna Szumilas, krytykując pomysły swojej następczyni, stwierdziła: „Nauczycielki z Zabrza stanęły przed komisją dyscyplinarną za to, że przyszły ubrane na czarno do pracy w dniu czarnego protestu”. Ten komentarz bardzo dokładnie wskazuje, jak krytykowanie wszelkich pomysłów wymknąć się może spod kontroli logiki.
Nauczycielki z zabrzańskiej szkoły pracowały z dziećmi niepełnosprawnymi, a do swojego miejsca pracy przybyły w stroju, który w sposób jednoznaczny świadczył o poparciu aborcji uniemożliwiającej narodzenie się niepełnosprawnego dziecka. To tak, jakby lekarz wszedł na oddział geriatrii z napisem na koszulce „Popieram eutanazję”.
Projekt MEN doskonale odsłonił niechęć części środowisk do dyskusji o poziomie moralnym społeczeństwa. A przecież obowiązująca Karta Nauczyciela wskazuje w rozdziale trzecim, że od pedagoga oczekuje się nie tylko kwalifikacji, ale również przestrzegania podstawowych zasad moralnych. Preambuła do tego aktu prawnego mówi o „szczególnej randze społecznej zawodu nauczyciela”. Zadaniem pedagoga ma być kształtowanie postaw moralnych u uczniów. Dyskusja na temat jego własnej postawy jest zatem niezbędna.
Może warto stworzyć kodeks etyki nauczyciela, który, podobnie jak ma to miejsce u lekarzy, pielęgniarek czy adwokatów, wskaże konkretne a pomocne normy? Umniejszanie jednak przez krytyków znaczenia moralności nauczyciela jest... niemoralne.