20 kwietnia
sobota
Czeslawa, Agnieszki, Mariana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Mocno w siodle

Ocena: 0
1033

Majowe wybory do Parlamentu Europejskiego wygrała – w skali całej Unii – chadecja, czy też może tzw. chadecja, zrzeszona w Europejskiej Partii Ludowej, zdobywając 179 miejsc. Drudzy byli socjaldemokraci ze 153 mandatami. Kolejne miejsca zajęli liberałowie (106 mandatów), zieloni (75 mandatów), a dopiero dalej twarda prawica, w tym grupa EKR, do której należy PiS (61 mandatów). Przełomu, o którym śnili niektórzy, nie było, pokolenie ‘68 wciąż mocno siedzi w siodle. Owszem, straciło mandaty (chadecy 37, socjaliści 32), ale ponieważ de facto gra w jednej drużynie, to zawsze może zawrzeć wielką koalicję i zignorować głosy protestu.

Na tym jednak nie koniec. Oto na szczycie grupy G20 w Osace przywódcy Niemiec, Francji, Holandii i Hiszpanii zaproponowali taki podział stanowisk, w którym szefem Komisji Europejskiej zostałby Frans Timmermans, znany z agresywnej postawy wobec Polski i także ze wspierania na polskim podwórku Wiosny Roberta Biedronia. Co szczególnie interesujące, jego kandydaturę forsowała kanclerz Niemiec Angela Merkel. Przywódczyni niemieckiej chadecji uznała więc, że najważniejsze w Unii stanowisko – związane z konkretną władzą, warte wielokrotnie więcej niż szef Parlamentu Europejskiego czy przewodniczący Rady Europejskiej – odda, właściwie z własnej inicjatywy i bez żadnej walki, swojej teoretycznie najpoważniejszej politycznej konkurencji. Przy okazji podeptała zasadę, która mówi, że to ugrupowanie wygrywające wybory do PE wskazuje szefa unijnego „rządu”, czyli Komisji Europejskiej.

Niezależnie od tego, czy Timmermans zostanie zaakceptowany, czy też przywódcy 28 państw wskażą kogoś innego, wiele mówi to o mechanizmach podejmowania decyzji we wspólnocie. Nawet ta słaba, sztuczna, mało wiarygodna ogólnoeuropejska fasada demokratyczna, którą próbowano stworzyć, jest z dnia na dzień odrzucana bez podania jakiegokolwiek powodu. Wybór liderów zaczyna przypominać sposób wyboru szefa brytyjskiej partii konserwatywnej przed kilkudziesięciu laty; nie było wówczas żadnych wyborów, po prostu w razie potrzeby zbierali się ważni ludzie z kręgu torysów i tak długo rozmawiali, aż wyłonili spośród siebie własnego przywódcę. Ów przywódca wcześniej czy później musiał jednak wygrać ogólnokrajowe wybory, w przeciwnym razie tracił władzę i odchodził do drugiego szeregu. Nominat Niemiec, Francji, Holandii i Hiszpanii – to ważna różnica – żadnej oddolnej weryfikacji nie musi się obawiać.

Zauważmy, że skład „czwórki sterującej” wygląda dziwnie. Owszem, są w niej dwa największe państwa Unii, jest także duża Hiszpania (47 mln mieszkańców), ale nie ma trzeciego państwa Unii, czyli Włoch (60 mln ludności), nie mówiąc już o Polsce (37 mln), największym państwie Europy Środkowo-Wschodniej. Jest za to bogata, choć niewielka Holandia (17 mln mieszkańców). Jedynym uzasadnieniem członkostwa jest więc swoista „unijna poprawność”; rządzona przez prawicową Ligę i antysystemowy Ruch 5 Gwiazd Italia została wyproszona z najbardziej elitarnych salonów, a Polski nigdy tam nie wpuszczono, oferując co najwyżej stanowiska konkretnym, sprawdzonym z punktu widzenia zachodu politykom, choćby Jerzemu Buzkowi czy Donaldowi Tuskowi.

Kiedy Polska wchodziła do Unii w 2004 r., na lewo i prawo szermowano argumentem, że wspólnota to unikatowa w dziejach konstrukcja, w której wielcy ustępują słabszym, w której głos małego Luksemburga liczy się tak samo jak głos potężnych Niemiec. Dziś już nikt o tej szlachetnej idei nawet nie wspomina, dobrze wyczuwając, że na tle praktyki zabrzmiałaby ona po prostu cynicznie. Unia coraz śmielej prezentuje się swoim członkom jako faktyczne imperium francusko-niemieckie, w którym los słabszych może być także dość przyzwoity, pod warunkiem, że wiedzą, jak się zachować w kluczowych momentach i nie rzucają wprost wyzwania. Z drugiej strony, nieobecność w Unii to skazanie się na marginalizację polityczną i materialną oraz wizja szybkiej wasalizacji przez Rosję. Czy w tych warunkach da się prowadzić taką politykę, która będzie czymś więcej niż prostym klientelizmem, a jednocześnie pozwoli na unikniecie otwartej konfrontacji? Trudna sprawa, ale nie ma innego wyjścia. Trzeba próbować.

 

Idziemy nr 27 (716), 7 lipca 2019 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Autor jest redaktorem naczelnym tygodnika „W Sieci”

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter