Oprócz wojen i konfliktów na świecie trwa walka z globalnym ociepleniem wywołanym działalnością człowieka. „Ekologia, głupcze!” – zdają się coraz głośniej krzyczeć naukowcy zajmujący się klimatem, biolodzy i przyrodnicy, aktywiści ekologiczni, artyści, a nawet duchowni. Papież Franciszek jako pierwszy w historii papiestwa poświęcił całą encyklikę „Laudato si’” „trosce o nasz wspólny dom”, jak brzmi podtytuł tego dokumentu, wydanego w 2015 r. Zauważył to, co stanowi troskę wielu środowisk, zwłaszcza na bogatym Zachodzie – że ziemia w pewnym sensie nie wytrzyma tempa, które jej narzuciliśmy. Co zatem jest potrzebne, aby świat mógł odetchnąć?
Kościół zna odpowiedź na bolączki ekologiczne. Trzeba zauważyć, że w świetle Ewangelii nie pożary lasów, rosnące ilości śmieci, trujące wyziewy kominów są problemem. One są skutkiem. Prawdziwa przyczyna znajduje się w tym, co wypływa z ludzkich serc. Zatem nie ekologia, tylko duchowość ewangeliczna. Jak powiedział Zbawiciel: „Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym”. Jeśli prawda o Bogu Stworzycielu i stworzeniu, które jest objawem Jego dobroci, dotrze do nas, wtedy zyskamy szansę na to, żeby spojrzeć lepszym okiem na „nasz wspólny dom”.
Inaczej będziemy skazani na kolejne szczyty klimatyczne, na które zjeżdżają się (przepraszam, trafniejsze by było stwierdzenie „zlatują się”, emitując przy tym potężne ilości dwutlenku węgla) przedstawiciele rządów z całego świata, a z prawem decydującego głosu głównie zachodniego, dyskutujący, co i jak zrobić, żebyśmy mogli żyć zdrowiej. Dziwnym trafem część zaproponowanych wtedy lekarstw służy w dużej mierze bogaceniu się tych, którzy je zaproponowali, a nie leczeniu chorób tego świata. Odrzucając rozwiązania ewangeliczne, pozostajemy ze swoimi fobiami, które tak jak u zachodnich sąsiadów przyjmują formę ruchów w duchu „Ostatniej Generacji”. Ten kolektyw aktywistów klimatycznych w przeciągu dwóch ostatnich lat wsławił się zorganizowaniem kilkudziesięciu akcji blokowania ruchu drogowego. W wyniku tego najprawdopodobniej, co można wyczytać w niemieckich mediach, wzrosła liczba osób krytycznie odnoszących się do walki ze zmianami klimatycznymi. Nie wspominając o dziesiątkach przypadków nieprzepuszczenia przez kordon protestujących karetek pogotowia lub wozów strażackich pędzących na pomoc potrzebującym.
Kościół zamiast ćwierć- i półśrodków podsuwanych przez globalistów lub aktywistów proponuje ekologię integralną. W obecnym numerze „Idziemy” mówi o tym w rozmowie z Martą Kawalec o. Stanisław Jaromi OFMConv, który zakreśla całą panoramę postaw, jakie może przyjąć każdy chrześcijanin, by roztropnie, w oparciu o mądrość Ewangelii, żyć w szacunku wobec siebie i otaczającego świata. Ekologia integralna obejmuje „funkcjonowanie człowieka w czterech relacjach: z przyrodą, czyli Bożym stworzeniem, z innymi ludźmi, z samym sobą. Ostatnia, kluczowa, jest relacja do Boga, Stwórcy i Pana całego świata” (s. 10).
Kościół daje nam świętych jako wzór. 4 października będziemy obchodzili wspomnienie św. Franciszka z Asyżu. Ten ubogi zakonnik chodzący w zgrzebnym habicie, który pozostawił majątek rodziców, by cały oddać się Chrystusowi (i w jego przypadku to nie jest pobożna metafora), wskazuje drogę do umiłowania życia ludzkiego i piękna całego stworzonego świata. Stąd od kilkudziesięciu lat jest patronem ekologów. Franciszek z Asyżu wymyka się jednak idyllicznemu i schematycznemu sposobowi, w jaki został pochwycony przez część kultury europejskiej. Jego wizerunek przekazany w filmach, utworach literackich czy legendach odbiega od prawdziwego. Pisze o tym w swoim reportażu Irena Świerdzewska. Franciszek jest patronem spraw ekologicznych nie dlatego, że biegał „po łąkach Asyżu pełnych maków, trzymając Klarę za rękę” (s. 12). On starał się zobaczyć we wszystkim dobroć Boga, który promieniuje na swoje stworzenie. Najmocniej tę dobroć dostrzegł w Chrystusie. Nie bez powodu Franciszek dał nam szopkę oraz podążył do Ziemi Świętej, aby kontemplować miejsca, po których stąpał Zbawiciel. Wcielenie Syna Bożego było dla św. Franciszka najwyższym dowodem miłości Boga i zarazem najwyższym motywem do miłowania całego stworzenia. Franciszek to nie kolorowy hipis, to prawdziwy mistyk, którego głębia relacji z Bogiem promieniuje na świat. Tylko tego typu relacja da radę z przeciwskuteczną albo szaloną koncentracją na ekologii. Może oprócz mniejszej ilości śmieci będzie wtedy mniej wojen i innych problemów?